Rozdział 3

142 3 1
                                    







Otworzyłam powoli spuchnięte oczy, widok jaki zastałam wzbudził we mnie ogromny atak paniki. Wszędzie było ciemno, moje ręce i nogi zostały przywiązane do krzesła tak, że nie miałam możliwości się poruszyć. Słyszałam szepty dochodzące z każdej strony.
Moja biała koszula była cała we krwi, a torba z dokumentami leżała na przeciwko.
Zamknęłam oczy i delikatnie próbowałam kołysać ciałem w ten sposób uspokajając swoje nerwy.

-Jav to tylko zły sen, to tylko cholerny sen- szeptałam w kółko te same słowa, aż do momentu rozświetlenia pomieszczenia.

Otworzyłam ponownie oczy. Byłam w olbrzymiej hali. Zaraz to przecież parking samochodowy jednej z galerii. Obejrzałam się wokół i zauważyłam za mną wielką czarną furgonetkę.

-Pomocy ! - krzyknęłam z całych sił.

Po chwili zaczęłam się krztusić i odruchowo chciałam złapać się w miejsce okropnego bólu, mojej szyi. Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi samochodu. Przede mną stanęły trzy męskie postury.
Pierwszy podszedł do mnie mężczyzna w wieku mniej więcej trzydziestu pięciu lat.
Był potężnym, umięśnionym facetem, ubranym w czarny mundur. Jego łysa głowa odbijała taflę światła, palących się żarówek.
Uderzył mnie prosto w brzuch.
-Ugh..  -  Wydałam z siebie stłumiony krzyk, a moja głowa opadła. Łzy skapywały na  czarne, potargane jeansy, zostawiając ciemne plamki.

- Jeszcze raz ją uderzysz a .. - stanowczo zaczął chłopak, ale jego wypowiedź została przerwana przez innego mężczyznę.

- Chłopcze, znasz zasady.

Podniosłam lekko głowę, mężczyzna, który to powiedział miał siwe bujne włosy. Wysoki i szczupły, ubrany w idealnie dopasowany czarny garnitur. Na jego piersi przyczepiona była złota  broszka, przedstawiająca kruka. Miał może z siedemdziesiąt lat. Twarz była bardzo pomarszczona, a jego spojrzenie nabierało coraz większej powagi.  Jego sylwetka opierała się o laskę, prawdopodobnie wykonaną z bardzo drogiej odmiany drewna.
Za jego osobą stała nieco wyższa osoba. Chłopak przesunął się lekko w bok, a światło oświetliło jego obliczę.

Ubrany w białą, elegancką koszulę, która idealnie opinała się na jego umięśnionej klacie. Spodnie od garnituru, eleganckie, skórzane buty i rockowa kurtka zarzucona na szerokie ramiona. Wyglądał jakby wyrwał się prosto  z  teledysku  alternatywnego zespołu . Jego jasna karnacja idealnie kontrastowała z czarnymi, dłuższymi włosami i mrocznym odcieniem tęczówek.
Chłopak spojrzał na mnie i posłał mi uśmiech pełen współczucia. Z chwili obserwowania jego wizerunku wyrwał mnie pytający głos faceta w garniaku.

- Javown Halind ? - zapytał pochylając się nade mną.

Lekko pokiwałam głową potwierdzając swoją tożsamość.

- Biedna dziewczyna, coraz młodsze przychodzi nam bić-  stwierdził mundurowy.

- Jaki tym razem macie plan?- zapytał starszy.

Nic nie odparłam, ból w okolicy brzucha nie pozwalał mi nic z siebie wydusić.

- Spraw, by zaczęła mówić -  zwrócił się starszy do umundurowanego.

Moja twarz odczuwając siłę pięści zaczęła krwawić. Krzesło na którym siedziałam, zachwiało się i upadłam bokiem obok moich rzeczy. Siwy facet skinął głową, dając do zrozumienia, że czas na powtórkę. Zebrałam w sobie resztkę siły i krzyknęłam :

-Torba !

Wszyscy spojrzeli się po sobie.

- Nathanie– zwrócił się lider do chłopaka.

Ten sprawnym ruchem podszedł do torby i wyciągnął jej zawartość. Jego uwagę przykuła koperta. Otworzył ją i przeczytał list oraz dołączoną karteczkę, następnie z zaskoczoną miną przekazał dokument swojemu szefowi.
Starszy mężczyzna przeczytał informację , a jego twarz gwałtownie przybrała kolor purpury. Z impetem rzucił drewnianą laską nieopodal mojej głowy. Podszedł do mnie i rozerwał sznury, moje drgawki spowodowane silnym stresem wzbudziły w nim pewność siebie. Wyczułam z jaką pogardą mierzy mnie swoim szmaragdowym spojrzeniem.

- Leonardzie, sprawdźmy czy Kruk umie latać.

Łysy mężczyzna westchnął ciężko i łapiąc za  zakrwawioną koszule ciągnął mnie w stronę poręczy parkingu.

- Nie błagam ! - krzyczałam przez łzy. Nie miałam siły przeciwstawić się potężnemu ochroniarzowi, opierałam się nogami, ale na nic się to nie zdało.

- Patersusie, może to nie jest pomyłka – powiedział zdenerwowany Nathan do starszego mężczyzny.

- To nie jest możliwe, Cigfran Halind nie miał dzieci, a ta dziewczyna twierdzi, że jest jego wnuczką - prychnął śmiechem.
Podniósł swoją zgubę i dumnym krokiem zmierzał w kierunku pojazdu.

- Leonardzie pośpiesz się, nie mamy wiele czasu - dodał bez większych emocji.

Rzucił ostatni raz okiem na  torbę i zamarł.
Chłopak spojrzał ze zdziwieniem i dopiero po chwili zrozumiał co wprowadziło Raafa w zamysł. Trzy czarne pióra.

- Byłem przekonany, że dziewczyna jest prawowitym dziedzicem, a leżący atrybut potwierdził mnie w przekonaniach. - mamrotał na tyle głośno, że Raafa odwrócił się w jego stronę.

Leonard zaprzestał szarpania mojej osoby i sprawnym ruchem przerzucił mnie niczym lalkę za barierkę, trzymając przy tym mocno za ręce.
- Leonardzie błagam – łkałam i prosiłam o litość. Wisiałam nad ulicą oddaloną o jakieś 20 metrów. Słyszałam tylko miejskie dźwięki dochodzące z dołu, które stanie się  w przeciągu paru minut miejscem mojego wiecznego spoczynku. Leonard położył moje dłonie na lodowatej poręczy i puścił.
- Proszę wciągnij mnie, niczego nie zrobiłam ! - krzyczałam i szlochałam na przemian.
Moja lewa dłoń ześlizgiwała się z zimnej bariery, a prawa odmawiała dalszej współpracy utrzymując moje 50 kilogramów.

-Wybacz –  mruknął widząc, że zostały mi ostatnie sekundy walki z grawitacją.

- Wciągnij ją z powrotem ! - Usłyszeliśmy głośny krzyk Raafa.

- To następczyni Patersusa Czarnego  - dodał Nathan.

W chwili gdy już miałam się poddać, a szmery nie miały znaczącej treści poczułam jak powoli spadam w otchłań. Widziałam na niebie piękny gwiazdozbiór i już poczułam, że latam. Otrzeźwiałam w momencie postawienia mnie na ziemi. Moje nogi odmówiły posłuszeństwa co poskutkowało ciężkim upadkiem.

Nathan widząc mój stan szybko podbiegł ,następnie  przerzucił rękę przez ramię i  poprowadził do czarnej furgonetki.

- Javown, teraz wszystko się zmieni. - Wypowiadając te słowa poczułam niezrozumiałą ulgę. Głos chłopaka sprawił, że poczułam się bezpieczniej, jednocześnie nie pozwoliłam sobie na utratę kontroli .  Jestem taka obolała i wykończona, że nawet nie mam siły myśleć o jutrze .Kim są ci ludzie i kim jestem ja. Przed chwilą chcieli mnie zabić, a teraz dostałam specjalne traktowanie.  Usadowili mnie na wygodnym skórzanym siedzeniu. Dźwięk silnika uspokoił moje drgawki, a ciepło emitujące od Nathana utulało mnie do snu. O co chodzi z moim dziadkiem i tym całym zamieszaniem.
Marzę, żeby się położyć i przeżyć tą piękną symulację śmierci zwaną snem.
-Obiecaj mi, że jutro odpowiesz na wszystkie moje pytania –zwróciłam się do chłopaka.
Ten spojrzał z zainteresowaniem na mnie.
- Dlaczego nie dzisiaj ? - zapytał.

- Dzisiaj nie darze cię zaufaniem, może jutro to się zmieni. - odparłam .Nie zastanawiałam się nad sensem tej wypowiedzi. Mój brzuch  był cały obolały, a powieki opadały mi samoistnie. Nie miałam najmniejszej ochoty analizować swoich słów.
Chłopak zareagował na moją wypowiedź otwierając szeroko oczy.
Zaśmiałam się w myślach i oparłam głowę o jego ramię.

- Javown, teraz jedziemy do posiadłości. Twojego nowego domu. Jutro obudzisz się jako obywatel Mithry. Wiem, że nic z tego nie rozumiesz, Nathan odpowie na każde Twoje pytanie jutrzejszego dnia. Teraz odpocznij. - poinformował Raafa.

Pokiwałam głową dając do zrozumienia, że słowa mężczyzny do mnie dotarły.
Po pięciu minutach jazdy, zamknęłam oczy i usnęłam.

Noc KrukaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz