Rozdział 6

67 7 0
                                    


Lewa noga wykrok, prawa zaparta . Stojąc na swojej połówce maty przybrałam pozycję gotowości, a ręce ułożyłam w gardę. Przeciwnik rozluźnił pięści i stanął wypychając delikatnie biodro.

- Bez spiny mała, nawet nie zauważysz kiedy skończymy. - Wypalił z szyderczym uśmiechem.

Moje mięśnie w przypływie gniewu napięły się, a krew parzyła od swojej temperatury.
Na widok podejścia chłopaka z dezynwolturą zrobiłam dwa szybkie wykroki, a za trzecim wyskoczyłam w górę zadając prawym sierpowym cios w jego skroń. Dotykając ponownie ziemi zrobiłam przewrót wprzód i przybrałam pozycję wyjściową. Od ścian odbijał się dźwięk oklasków i gwizdania. Momentalnie cisza ukryła się pod natłokiem wiwatów. Nie rozpraszając umysłu zajęłam się obserwowaniem  chłopaka, który miał przyjemność poczuć wygodę maty. Nie ruszając się z miejsca czekałam na dalsze zagrania. Mężczyzna podniósł się na swoich ubitych ramionach i z groźnym warknięciem ruszył w moją stronę. Zrobiłam unik, ale on przewidział mój ruch. Poczułam przeszywający ból w okolicach głowy, jednym pociągnięciem moich włosów przerzucił mnie poza miejsce walki.
Upadając pozostawiłam donośny odgłos odbijającego się ciała.  Przed oczami zrobiło mi się czarno, a płuca odmawiały posłuszeństwa. Zaczerpnięcie tlenu stało się nieosiągalne, a ciemność z każdą sekundą opatulała mnie swoimi demonicznymi łapskami. Czas wydłużał się , a ja nadal pozostawałam bez tlenu. Szepty, cienie i odłamy światła wirowały przed moimi oczami, dźwięki nakładając się sugerowały ostatnią melodie dla moich uszu. Pozostawałam w chaosie z którego nie umiałam się wydostać.

Rozluźniłam mięśnie, przestając walczyć z zamieszaniem. Moją twarz oblał chłód, a tlen ponownie zagościł w moich płucach. Ciemność zniknęła, a nade mną pojawiła się twarz Nathana.

- Jav ! Podnieś się do cholery - krzyczał i lekko poklepywał mój policzek.
Zrobiłam dwa głębokie wdechy i przewróciłam się na bok podpierając rękami o parkiet.
-Przeżyję ? - zapytałam podnosząc spojrzenie na przerażoną twarz chłopaka.
Nie usłyszałam odpowiedzi, wstał i ruszył w kierunku Rady.
Podniosłam się i rozejrzałam wokół. Mój oprawca ściskał dłoń mężczyzny z zarostem, a trybuny świeciły pustkami. Wygląda na to, że ominął mnie punkt wieczoru. 
- Javown Halind proszę wystąpić przed Radą. - Poważnym tonem oznajmił Nathan stojąc obok gniazda .
Ruszyłam do wyznaczonego miejsca, w którym zapadnie mój wyrok. Jestem świadoma co zrobią, albo raczej czego nie zrobią. Nie mam mentora.
Żałuję, że nie rzucił mną trochę mocniej, im dłużej żyję tym bardziej przekonuje się do jego finału.
Podniosłam leniwie głowę i spojrzałam w ich kierunku. Zasiadało tam siedmioro Kruków, czułam jak jestem pożerana przez ich ślepia.
Nathan mozolnie podniósł mikrofon i  rozpoczął wyczytywanie moich danych,  dodając na koniec :

- Prawowita następczyni Patersusa Czarnego, wnuczka Cigfrana Halinda.

Kobieta w ognistym kolorze włosów westchnęła z zaskoczeniem. Jej drobna ręka unosiła się w górę, dając mi nadzieje , że zostanie moim wybawcą. Ostatecznie odpuściła i szybko cofnęła gest.
Załamana opuściłam głowę, nie chcę w tym uczestniczyć, nie chcę patrzeć na rozczarowaną minę chłopaka.
Odliczałam pod nosem sekundy. Dziesięć..., dziewięć..., osiem...STOP.
-Ogłaszając wyniki...- jego wypowiedź została przerwana przez delikatnie ochrypnięty głos.
- Nayth, zgłaszam się na mentora.

Zaskoczona skierowałam oczy w kierunku źródła głosu.
Miejsce dotychczas puste zajmowała dziewczyna o przenikliwie błękitnym spojrzeniu. Jej spływające za brodę włosy o srebrzystym kolorze niczym ostrze przecinały ciemność, która zawitała poprzez słabe oświetlenie. Kąciki czarno pomalowanych ust pozostawały nieruchome. Jej mimika nie wyrażała emocji, była przesiąknięta tajemniczością. Oczy podkreślone czarnym makijażem przypominały ślepia demona. Ich głębia pochłaniała mnie z każdym ułamkiem czasu, a moja osobowość była rozszyfrowywana jak najprostszy rebus.
Poczułam jak mój organizm osiąga stopień gorączki. Twarz pokryła się rumieńcem.
Dziewczyna musiała to zauważyć, lekko przechyliła głowę na bok i wpatrywała się głębiej, jakby przeszukiwała każdy zakamarek mojego umysłu. Przerwałam kontakt wzrokowy i zerknęłam w stronę chłopaka. Ten z zaskoczoną miną skanował  postawę dziewczyny.

- Ja.. ja...- język zaczął się plątać przez  co poczułam ogarniający mnie wstyd.
Mentorka wstała i obeszła swoje stanowisko. Zatrzymując się na przeciw mnie i posłała mi niezrozumiany uśmiech.
Wpatrzona jak w obraz, pochłaniałam każdy detal jej wizerunku. Była podobnego wzrostu, jednakże jej zaczesane do tyłu włosy sprawiały wrażenie wyższej.
Smukłe ręce zakrywała czarna, opinająca się koszulka z głębokim dekoltem, a srebrny krzyż ozdabiał jej szyję.
Szare jeansy idealnie przylegały do jej wysportowanej figury, którą oplatał skórzany pas z zwisającym do połowy uda łańcuchem. Dziewczyna o jasnej karnacji raziła mnie w oczy, jednocześnie nie pozwalając uciec od jej szafirowych tęczówek.
Uchyliłam nieświadomie usta i po chwili orientując się, że wyglądam jak napalona nastolatka przybrałam maskę "poważnej".

-Przyjacielu, odprowadź Javown do jej apartamentu i dopilnuj, aby zawitała po kolacji. Zwróciła się do Nathana i szybkim krokiem opuściła salę. Cała reszta otrząsając się z zaistniałej sytuacji pozbierała swoją dokumentację i podążyła śladami mentorki. 
Zostaliśmy sami, jednakże jej blask nadal pozostał w podświadomości. 
-Można powiedzieć, że miałam szczęście. - powiedziałam rzucając się w objęcia chłopaka.
 -Raczej szczęście do pecha- oznajmił.
 Zignorowałam jego pesymistyczną odpowiedź i wspólnie ruszyliśmy w stronę mojego nowego mieszkania. 

Noc KrukaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz