Rozdział 24

52 2 5
                                    


Daleko jeszcze ?- marudziła Victoria od dobrych czterdziestu minut.
Nathan dociekliwie wypatrywał punktu przy ścieżce oznaczającego, że mamy zmienić kierunek na lewo w głąb zgęstniałego lasu. Od wczorajszego zdarzenia, każdy wydawał się spięty, a najbardziej odczuwalne to było ze strony Victorii. Trzymała się na końcu naszej gromadki i nie uraczyła mnie chociaż jednym spojrzeniem. Jakiś czas temu byłabym wniebowzięta, jednakże po wczorajszej nocy, kiedy byłam otulona jej ciepłem spodziewałam się, że nasza relacja przejdzie ponowną transformację. Nie mam zamiaru niwelować tego dystansu. Może powinnam była zaufać uprzedzeniom Nathana i zaprzestać dopingowania inicjacji Victorii. Ostatnie czterdzieści minut udowodniło, że nie da się przez cały czas mieć wszystkiego pod kontrolą. Oczywiście nie mam na myśli swojego spontanicznego życia, a może bardziej życia, które układa mi los bez jakiejkolwiek konsultacji. Dziewczyna nerwowo wzdycha i dołącza do chłopaka, aby mu pomóc.
Różowogłowa Luna próbuje mnie zabić wzrokiem od porannej zbiórki na pokładzie jachtu.
Już miałam jej zwrócić uwagę, żeby się opamiętała, ale zmęczony wczorajszym piciem Derek odwrócił jej uwagę od mojej osoby. Szatyn potknął się o leżącą gałąź i runął ze swoim bagażem prosto na dziewczynę. Jej zasklepiona rana na czole ponownie się otwarła, a strużka krwi spłynęła pomiędzy oczami.
Moja mina uformowała się w szeroki uśmiech, a gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały rzuciłam,
- Karma wraca co ?
- Pieprz się Javown- fuknęła, pośpiesznie zrzucając z siebie obolałego chłopaka.
Derek powstał otrzepując bagaż z pyłu i całkowicie ignorując nasze dogryzanie wyminął nas dołączając do pozostałej dwójki.
- Ale ty wiesz co to oznacza ?- zadziornie spojrzałam na Victorię, ale na moje nieszczęście była odwrócona w naszą stronę i wszystko słyszała. Chrząknęłam, próbując opanować rumieńce na twarzy. Dziewczyna miała szeroko otwarte oczy i lekko uchylone usta w zdziwieniu. Nie miałam tego w planie, jak zawsze. Może pomyśli, że jestem szurnięta, może mnie zabije, albo porzuci. Mało istotne, najważniejsze, że Luna załapała, że moja wypowiedź nie była rzucona na wiatr.
Kątem oka widziałam jak srebrzysto włosa stara się wykonać ruch w moją stronę, ale jej czyn uniemożliwił Nathan wykrzykując, że znalazł drogę.
- Dobra wiadomość jest taka, że będziemy w domu za dziesięć minut, a zła, że czeka nas przeprawa przez most. – chłopak przetarł ręką oczy, a następnie z plecaka wysunął maczetę.
- Most ? – dopytywała Luna ścierając fragmentem koszulki resztki krwi z twarzy.
- Bardzo stary most. – Nathan podał Derekowi nóż.
-Jak bardzo stary ?- znowu bezsensowne pytanie padło, a ja na to wywróciłam oczami.
- Tak bardzo, że nie wiemy czy nadal tam jest. Doprecyzowując może być na dnie wąwozu.
- Jak głęboki może być ten wąwóz ? – brnęła i brnęła.
Nathan już tracił cierpliwość, czas z dziesięciu minut nie ubłagalnie się wydłużał. Już miał jej odpowiadać na pytanie, ale przerwała mu zirytowana Vi.
- Obiecuje, że osobiście sprawdzę jego głębokość na postawie twojego krzyku jak cię tam wrzucę.
- Jak dwukrotnie wypadałam z wieżowców to w celu sprawdzania wysokości ?- zażartowałam i przysięgam, że pierwszy raz widziałam połączenie powagi z figlarnym wystawieniem języka.
Już sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i biorąc maczetę Nathana pierwsza zeszła ze ścieżki w głąb lasu.
Dochodziło południe, a słońce przeciskało się przez bogatą koronę drzew.
Odgłosy owadów i tutejszych mieszkańców towarzyszyły nam w drodze do domu.
Tak właściwie jakiego domu ? Kto buduje dom w środku niczego.
Już miałam przerwać ciszę nurtującym mnie pytaniem, ale uniemożliwił mi to Nathan.
- Dlaczego stoimy ? – wyszeptałam do chłopaka. Ten wskazał palcem na resztki starego mostu.
Tak właściwie dwie liny, służące kiedyś prawdopodobnie za poręcz i połamane deski po których powinniśmy przejść.
- Co teraz szefowo ? – zadrwił Derek zwracając się do Victorii.
- Obejdziemy wąwóz, czas wydłuży się o godzinę, ale wszyscy dotrzemy bezpieczni.
- Albo urządzimy sobie wspinaczkę jak za starych dobrych czasów. – Zaproponowała Luna, ale nikt na szczęście nie wziął jej pomysłu pod uwagę.
- Nie myślcie już tak intensywnie. Przejdę z linką przez ten cholerny most, zamocuję ją i możecie sobie przejechać na bloczku.
Już ruszyłam w stronę mostu, ale ktoś złapał mnie za rękę.
- Chyba oszalałaś ! – Zła Victoria to seksowna Victoria. – Nigdzie nie idziesz, po moim trupie.
- Martwisz się o mnie ? – zapytałam zadziornie się uśmiechając. Dziewczyna puściła mnie i nic nie mówiąc zaprzeczyła kiwnięciem głowy.
Oczywiście, że się martwiła. Dlaczego tak bardzo chce zaprzeczyć.
- Skoro nie to nie masz nic do gadania.
Nathan podał mi linkę przymocowaną do najbliższego drzewa.
- Uważaj na siebie. – Posłał mi uśmiech. W tym czasie Luna zawzięcie dyskutowała z Derekiem całkowicie ignorując obecną sytuacje. Nie zastanawiając się dłużej zrzuciłam plecak i ruszyłam w kierunku mostu.
- Możemy obejść ten cholerny wąwóz. – Krzyczała Victoria do Nathana. Ten zaś zaprzeczył mówiąc, że musimy się pospieszyć. Sama miałam już ochotę dotrzeć na miejsce i wreszcie wypocząć. Zawsze w parku linowym pokonywałam takie przeszkody w szybkim czasie i z dużą precyzją. Wiem, że to nie to samo, ale już decyzja zapadła, a nie chcę wyjść na tchórza. Jestem Krukiem więc prędzej, czy później umrę. Biorąc pod uwagę moje czyny to teraz.
- Idę z tobą. – Zakomunikowała Victoria nie chcąc słyszeć sprzeciwu. Podpięła się o pseudo poręcz i stanęła tuż za mną. Czułam jej oddech na karku przez co dostałam gęsiej skórki.
Teraz to jestem już pewna, że umrę.
- Będę nas asekurować. Miejmy nadzieje, że ten sznur nas udźwignie w razie potknięcia.
Złapałam poręcz z dwóch stron i wolnym krokiem weszłam na pierwszy stopień uprzednio sprawdzając czy jest wystarczająco wytrzymały. Nathan pilnował węzła wokół drzewa i asekurował nas obie.
Wykonałam następny krok i czując wciąż grunt pod nogami wypuściłam powietrze.
- Wiesz, że nas zabijesz ?- Victoria dotrzymywała mi tępa przez cały czas czułam jej ciepły oddech na plecach.
- Wiesz, że zaprzeczyłaś temu, że się nie martwisz ? – zrobiłam następny krok, bezpiecznie.
- Po prostu nie chcę stracić Kruka. – wyszeptała.
- Wczoraj w nocy przytulałaś mnie w sprawach biznesowych ? – Uniosłam się. Nie sprawdzając następnej deski zrobiłam pewny krok. Trzask, już poczułam wolną przestrzeń pod nogami, ale dziewczyna objęła mnie mocno w tali trzymając przy sobie.
- Wszystko w porządku ! – wykrzyczała dziewczyna do chłopaka. – Nie i dzisiaj w nocy też nie będę.
Szybkie bicie serca zwiększyło obroty na słowa dziewczyny. Gorąc przeszedł przez całe ciało. Niepewnym krokiem ruszyłam na następną deskę. Ostatnie metry do końca poszły gładko. Gdy tylko poczułam ziemię pod stopami biegiem ruszyłam do pobliskiego drzewa i przywiązałam linę. Musiałam uspokoić myśli i na moment uciec od dziewczyny. Wciąż nie mogę uwierzyć w to co los mi zgotował. Jest fatalnym kucharzem. 

Noc KrukaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz