O jeden drink za dużo- Rozdział 17

55 6 5
                                    



Przechodziłam przez ciasne korytarze prowadzące do toalety. Migające lampki biły mnie w oczy przez co dostawałam silnych objawów migreny. Alkohol wyparował z mojego organizmu od momentu wstąpienia do niebieskiej sali, jednakże pomimo tego nie mogłam utrzymać się na nogach. Nie czując podłoża lewitowałam odbijając się bezwładnie od ścian,aż wreszcie wpadłam na drzwi od łazienki.
Oparłam się ręką o kant umywali i przemyłam kark lodowatą wodą, przyglądając się własnej podobiźnie ukazanej w lustrze. Nie mogąc znieść widoku swoich opadłych od bólu powiek, wściekłej maski i krwawiącego ramienia wycelowałam pięścią w sam środek odbicia.
Lustro pokryło się pajęczynką, a małe fragmenty pospadały na białe kafelki.
- Ty bestio ! - Ryknęłam wytężając struny głosowe. Gwałtownym ruchem podrażniłam ranne ramię przez co bodziec bólu spotęgował jeszcze większy atak na samą siebie.
Podeszłam do drugiego lustra i pięścią rozbiłam je na drobne kawałeczki.
-Pieprzony potworze, cóżeś ze mną zrobił ? - Wybiłam następne lustro wiszące nieopodal rozbitego.
- Jestem najgorszym,dlaczego ja ? Dlaczego mnie skrzywdziłeś ? - Spadałam w dół.Szloch przerywany odgłosem uderzających kropel krwi o kafelki utworzył pewnego rodzaju tło podkreślające mój nieprzerwany lament.
Cały mur runął, ona wie, że jestem potworem. Ja patrząc w jej oczy widziałam prawdziwe odbicie siebie. Niczym się nie różnimy. Kogo to obchodzi czy miałam wybór.
Nie potrafię odciąć się od przeszłości, od tamtejszego bólu nie ma drogi ucieczki.
Victoria przechodząc przez ruiny mury ciągnie ze sobą przeszłość i teraźniejszość.
Obwiązuje mi łańcuchami szyję i patrzy jak umieram pod natłokiem tego życia.
Może właśnie taka przyszłość jest mi pisana ? W rodzinie potworów do których nie różnie się pod żadnym względem.
Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na odpłynięcie z tego świata. Już dość.


***
Szum wody, zachód słońca i poczucie bezpieczeństwa.
Dryfowałam rozluźniona na powierzchni wody czując pod sobą asekurujące mnie dłonie dziadka. Uwielbiałam wodę, zawsze uspokajał mnie ten charakterystyczny szmer i woń czystego jeziora. Kontrola, wdech i wydech, czyli podstawowe zasady pływania.
Woda łagodnym prądem przeczesywała pasma moich włosów, a ciało osłaniała przed podmuchami letniego wiatru.
I nagle pustka, słońce zaszło za horyzontem, bezpieczna dłoń zniknęła gdzieś w odmętach głębin, a ja bijąc w wodę opadałam na dno. Ciemność, piach, strach, zamęt.

Wyciągnięta na powierzchnie złapałam się dłoni tego odpowiedzialnego Halinda i zaczerpnęłam powietrza z istotną do końca życia radą.
-Javi, panika i strach zaprowadzi cię na samo dno. Nie walcz z wodą,nie bij jej i pozwól się unieść, a odstawi cię na bezpieczny ląd. - Zaczesał siwą brodę, ponownie zachęcając do ćwiczeń.


***






** Nathan

Rzuciłem ostatni raz spojrzeniem na ciało tancerki, które ciągnęło dwóch ochroniarzy baru przynależnego do naszej posiadłości. Cała Rada po zakłóconej ceremonii udała się do swoich apartamentów, a ja wciąż rozmyślałem, jak to możliwe, że Javown zabiła jednego z ludzi należącego do wrogiej sekty. Victoria prowadząc głośną wymianę zdań z Patersusem otrzeźwiła mój umysł i ponownie skupiłem się na słowach dziewczyny.

- To nie ja odpowiadam za zakłócenie ceremonii i nawet ... - Nie dokończyła zdania,ponieważ połączenie zostało przerwane. Trzasnęła słuchawką i upiła łyk wody uspokajając nerwy.
- Dostałam tydzień przymusowego za niedoprowadzenie tradycji wedle zasad. - Prychnęła pod nosem i usiadła opierając głowę o dłonie.

-Przynajmniej zajmiesz się prawidłowo dziewczyną. Nie rozumiem tych twoich gierek w podchody. Ona już dawno powinna dowiedzieć się prawdy. Przez tą całą sprawę z zabójstwem Marcusa jej szkolenie musi przebiec w ciągu pół roku. Na co czekasz Vi ?
Nie rozumiem Victorii, z jednej strony widzę jak pokazuje łagodną stronę przy dziewczynie, a po chwili przecina ją sztyletem wygarniając plugawe słowa. Powinna kierować się logiką i patrzeć na przyszłość, anie powracać do przeszłości. Rozumiem, że jej poprzednie życie praktycznie nie istniało, ale jedenaście lat powinno wystarczyć na pogodzenie się i wykorzystywanie darów aktualnego życia.

-To nie jest takie proste. Ta dziewczyna jest równie skomplikowana jak ja. Nie umiem jej pomóc Nathanie. - Zrezygnowana odetchnęła głęboko przymykając oczy.
Przysiadłem się obok obejmując spięte ramiona dziewczyny.

- Przed chwilą odbyłaś ceremonie w której stanęłaś ponad własnymi lękami, zabiłaś zdrajczynie, która bez wahania pozbawiłaby wszystkich naszych życia.
Dałaś jej wybór. Nie jesteś złym człowiekiem. Jak każdy w świecie próbujesz przetrwać.
Twoje poczynania są adekwatne do okrutnego otoczenia z jakim się zmierzasz, to normalne.- Vi po wpływem słów otuchy oddała uścisk i rozluźniła napięte mięśnie.
- Skrzywdziłam ją, ona nie ma pojęcia o ceremonii. -odparła półszeptem wstając z fotela.
- Wyjaśnij jej. -odparłem.





**Javown


Obudziłam się skulona pod umywalkami w łazience. Krew zdążyła zaschnąć na dłoniach, a migrena odpuściła dzięki drzemce.
Podniosłam się oglądając zdemolowaną łazienkę. Wszędzie walały się potłuczone fragmenty lustra i krople mojej krwi.
Zniesmaczona widokiem otoczenia skoncentrowałam uwagę na umywalce. Pozbyłam się krwi z rąk oraz ramienia i powolnym krokiem podeszłam do drzwi wyjściowych. Wychodząc na korytarz skręciłam na lewo udając się do bocznych drzwi klubu.
Będąc na dworze odetchnęłam świeżym powietrzem i oparłam obolałe plecy o ścianę budynku. Czując wibrację w kieszeni, wyciągnęłam telefon i odczytałam wiadomość od Nathana.

Nathan: Gdzie jesteś ?


Pierdol się,odparłam w myślach, a urządzenie z powrotem włożyłam do kieszeni spodni. Wykończona dzisiejszym dniem pomyślałam o powrocie do domu, ruszyłam przez pociemniałą ścieżkę na wprost ruchliwej drogi miasta.

- Już uciekasz ? Noc jest przecież młoda.-ten charakterystycznie irytujący głos przysparzał mnie o mdłości.Jedyny w swoim rodzaju Roger.

Ignorując jego pytanie kontynuowałam drogę, lecz odgłosy jego przyśpieszonych kroków wywołały we mnie poczucie paniki. Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę i niespokojna spojrzałam w jego twarz oddaloną ledwie od mojej o jakieś dziesięć centymetrów.
Nie mówił nic więcej, popchnął mnie w kierunku przestrzeni pomiędzy dwoma budynkami i przylepił się do moich ust.
Szarpałam się i okładałam, jednakże on niewzruszony rozrywał moje ubrania.Leżałam przyciśnięta pod jego cielskiem i wykończona walką opadłam z sił.
Zamknęłam oczy odpływając psychiką do innej krainy.

- Puszczaj mnie ździro, sama się zgodziła- wypowiedź przerwał długim krzykiem.
Następnie dotarł odgłos łomotu i nastała cisza.



Podniosłam się do siadu i ostatkiem sił zeskanowałam otoczenie.
Victoria stała nad ciałem Rogera z cegłą w dłoni. Upuszczając ją oddała huk przez co podskoczyłam z urwanym dźwiękiem zaskoczenia.
Skierowała niewidzialny dla mnie błękit swoich oczu i przybiegła widząc moją przytomność.
- Javi, coś ci zrobił ? Dobrze się czujesz ? Co z twoimi dłońmi?- Zasypała mnie pytaniami i nie czekając na odpowiedź wzięła na ręce.
- Zabierz mnie stąd. -Poprosiłam.
- Oczywiście. - posłała mi delikatny uśmiech i pocałowała w czoło. 

Noc KrukaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz