Już czas- Rozdział 27

63 4 3
                                    


Stawiałam ostrożnie krok za krokiem. Obserwowałam każdy jej ruch czekając na odpowiedni moment do ataku. Ale to nie było takie proste, moją desperacją waliło na kilometr. Kiedy już miałam chwycić fragment jej bluzki ona zrobiła unik i zniknęła gdzieś pomiędzy drzewami.
- Nawet nie próbuj się chować Victorio, wyjdzie to tylko na twoją niekorzyść jak już cię dorwę.
Maszerowałam dalej próbując wychwycić jej położenie. Przedzierając się przez sięgające kolan krzaki dostrzegłam fragment tkaniny. Jej tkaniny. Dokładnie jej bluzki.
- Cholera, Victoria gdzie jesteś ? – Krzyknęłam raz, drugi, brak odpowiedzi.
Przyśpieszyłam odgarniając atakujące mnie trawy i spanikowana próbowałam wychwycić ją w ciemności. Nie mogła przecież uciec gdzieś daleko, nie mogła nas porzucić w środku lasu. Nie zostawiłaby mnie.
Te myśli dręczyły mnie przez następne minuty oddalania się od obozu i wkraczania w głąb lasu.
Aż do momentu kiedy zobaczyłam jej rzeczy przy rzece.
Natychmiastowo zerwałam się do biegu, zrzuciłam plecak i ciskając przekleństwami pod nosem zmniejszałam dystans.
Gdy dotarłam do śladu jej obecności, ugrzęzłam w namokniętej części gleby.
Słyszałam tylko krzyk, a moje ciało zostało przygwożdżone do wystających traw. Zapach cynamonu dotarł do moich nozdrzy w tym samym momencie, kiedy ciepła dłoń dziewczyny odwróciła moje ciało w jej kierunku. Jej błękitne tęczówki błyskały się dając efekt niebieskich świetlików, co było zaskakująco przerażające. Białe włosy, lekko potargane od wiatru opadały na jej rozpromienioną twarz. Automatycznie sięgnęłam dłonią, aby poprawić kosmyk. W połowie drogi lekko drgnęłam co nie uszło uwadze Victorii. Wszystko działo się tak szybko, kiedy przyciągnęła mnie do siebie i ochoczo wpatrywała się w moje lekko rozchylone usta.
Czas spowolnił w momencie skosztowania jej miękkich warg, które jednym muśnięciem rozpaliły między nami żar namiętności. Czułam jak jej język zaspokaja moje podniebienie, pragnęłam więcej i więcej, lecz brak tchu narzucił przerwę w tej niesamowitej rozkoszy.
- Nawet nie sądziłam jak bardzo cię pragnęłam – wydyszałam i wtuliłam twarz w zgięcie jej szyi.
Oddałabym wszystko, aby ta chwila mogła trwać wiecznie. Pomimo lęku, tajemnic i niestabilności, czułam jak przy niej jedyne o co mam się martwić to czy nabiorę wystarczającą ilość tlenu, aby znów zatopić się w jej usta bez konieczności przerywania.
Czułam, że myśli o tym samym. Los nam nie sprzyja, a pomimo tego kieruje nas tą samą ścieżką.
Ewidentnie nabija się z naszej nieporadności.
- Czuję, że tracę grunt pod nogami – szepnęła mi do ucha, następnie złapała mnie za rękę ratując nas przed zatopieniem w trawach.
- Nie spodziewałam się, czegoś tak dosłownego w tej chwili - nie patrząc na Victorię otrzepałam się z resztek błota i usadowiłam się pod jednym z drzew.
Kątem oka widziałam zbliżającą się ku mnie sylwetkę. Usiadła obok mnie i wypalała wzrokiem dziurę w mojej lewej części twarzy.
- Patrząc na ciebie widzę siebie sprzed trzech lat. Widzę w tobie tlącą się nadzieje, którą gasisz popełniając ten sam błąd. Na siłę podążasz drogą, która nie jest dla ciebie. Dlaczego nie chcesz odnaleźć własnej ? Widzę, jak dużo cię kosztuje to co robisz. Zrób coś z tym zanim całkowicie się wypalisz. – Ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem, kiedy spojrzałam w jej stronę miała smutek w oczach, a usta zaciskała z obawy o kolejne wypadające zdania.
Poczułam ponownie chłód i niechęć do całego otoczenia.
- Od dzieciństwa miałam już wyznaczoną drogę. Rodzice zadbali o to, aby każdy dzień został wypełniony tak, żebym nie miała możliwości myśleć nad sobą. Wybór szkoły, zawodu, przyjaciół.
Wymagania, obowiązki, presja. W pewnym momencie nie miałam siły wstać z łóżka. Nie widziałam sensu w tym co robię, bo tak naprawdę nawet nie wiedziałam co to jest.
Te wszystkie kary na nieposłuszeństwo. Za bunt wywołany wypaleniem. Płacz z powodu bezsilności, niezrozumienia, niemiłości. Jedynym ratunkiem były spotkania z dziadkiem. On zawsze mi powtarzał, że pewnego dnia ten koszmar się skończy i zasiądę na szczycie.
Z biegiem wydarzeń, już sama nie wiem jak interpretować jego słowa. Chce wierzyć, że kochał mnie i w tym zapewniał, że osiągnę wiele na własny sposób.
- Albo już wtedy spisywał testament. – powiedziała. Długie minuty ciszy przerwał mój płacz.
Przerastało mnie jak dużo sobie uświadomiłam w tak krótkiej chwili, jak dużo czasu mi zajęło zrozumienie, że ponownie dałam się schwytać w pułapkę.
Dziewczyna otuliła mnie całym ciałem chroniąc przed wiatrem i własnymi myślami. Każdy mój szloch przerywała pocałunkami.
Już wkradał się uśmiech na moją twarz, lecz myśl była szybsza. Wszystko co piękne, szybko się kończy.
Usłyszałyśmy wystrzał.

------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie po długiej przerwie.  Chciałabym bardzo podziękować za tysiąc wyświetleń. Może nie jest to dużo, jednakże dla mnie stanowi to dużą motywację do dalszego dzielenia się z wami moją wizją. 
Wiem, że rozdziały nie pojawiają się regularnie, nie są też długie, ale zawsze wychodziłam z założenia, że liczy się jakość, a nie ilość. 
Rozdział 28 będzie zakończeniem tej części opowiadania. 
Starałam się, aby to opowiadanie było zachowane w konwencji impresjonistycznej. 
Spodziewam się, że mogło być niejasne, może i nawet trudne. Każdy rozdział  zawiera w sobie pewne metafory. Można powiedzieć, że ma drugie głębsze dno. 
Opowiadanie będzie mieć kontynuacje, spodziewam się jeszcze dwóch części, które będą miały podobną ilość rozdziałów. 
Różnica będzie taka, że każda część będzie w innym stylu.  Ja wraz z bohaterami wejdę w zupełnie inny etap.
Na ten moment mogę zdradzić tyle, że druga część nie będzie taka niedomówiona jak ta. Będzie pałała dużą ekspresją, akcją, miłością. 
Zachęcam do dalszej kontynuacji mojego opowiadania, a teraz pozdrawiam was cieplutko <3
* upija łyk herbaty* wasze zdrowie 

Noc KrukaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz