Rozdział 5

75 8 1
                                    



Przemyłam twarz lodowatą wodą. Spojrzałam ostatni raz w lustro i westchnęłam.
Wiem, że moje życie nie należało do najłatwiejszych, ale dlaczego los ukarał mnie walką o życie i to wszystko przez osobę, którą kochałam. Spojrzałam w odbicie raz jeszcze i poprawiłam opinający się kostium sportowy. Zdecydowanie za seksowe te spodnie, jak na dostawanie wycisku. Obróciłam się w stronę ogromnej szatni i usłyszałam głosy dochodzące zza drzwi od szatni. Zapewne to grupa rekrutów, którzy próbują przejść 7 etapów, jak ja. Przypomina mi to  naukę w szkole. Semestr w trzy dni.

- Jav ! Zbieraj zgrabne pośladki. - Głos Nathana przywrócił mnie do rzeczywistości.
-Już nerwusie! - Odkrzyknęłam. Przemknęłam obok chłopaka w drzwiach i przedostałam się do ogromnej hali. Na środku znajdowała się specjalna mata do walk, a w kącie pod trybunami broń i maszyny do ćwiczeń. Na przeciwko miejsca, w którym dostanę łomot znajdowała się ława z siedmioma miejscami. Zapewne gniazdo tych całych Kruków.

- Mam dwie godziny na nauczenie cię czegokolwiek, abyś nie była trupem i zaimponowała Radzie. Wybacz za dość nieodpowiedni strój, ale jeśli okaże się, że jesteś beznadziejna to może chociaż wygląd cię uratuje. - Spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.

Zamachnęłam się i walnęłam go z całej siły w ramię. Chłopak zachwiał się do tyłu i złapał za bolące miejsce. Następnie zrobił krok w moją stronę, jakby chciał mnie złapać za szyję. W odpowiednim momencie zrobiłam unik i chwytając go za rękę wykręciłam mu ją do tyłu.

- Nie wiedziałem, że masz tyle siły. - Wysyczał, zaciskając z bólu zęby. Puściłam go triumfalnie się przy tym uśmiechając.

- Jesteś zwinna i potrafisz uderzyć w słaby punkt. Wykorzystamy te umiejętności i zachwycisz Radę. - Uśmiechnął się do mnie i poprowadził na matę.

Po dwóch godzinach ciężkiego wysiłku fizycznego i treningu z Nathanem, jedyne co chciałam zrobić to położyć się spać. Należę do osób, które za pomocą kawy wracają do żywych. Nadwyrężanie mięśni i pot spływający po twarzy nie motywuje mnie do życia.

- Ostatni raz, zanim wybije dzwon! - Krzyczy chłopak.
Zrobiłam unik i walnęłam go w przeponę, następnię wywinęłam mu ręce do tyłu i powaliłam na ziemię.
Nathan podnosząc się z ziemi podał mi rękę do uścisku.
- Jesteś gotowa, pokaż im co potrafisz, a obiecuje, że będzie dobrze.
- Wiesz jakiego mogę wylosować przeciwnika ? - Wydyszałam.
- Wedle kryteriów będzie to dziewczyna o przybliżonej wadze. - W tym momencie rozległ się dźwięk dzwonu. Pozostali zgromadzeni ustawili się w dwuszeregu na przeciwko siedliska Rady.
- Javown, trzymam kciuki, idź i ustaw się jak reszta. - Rzucił i odszedł.

Szybkim krokiem ustawiłam się za niższą ode mnie dziewczyną w rudych włosach i czekałam na przebieg wydarzeń.

Na trybunach brakowało miejsca, aby pomieścić obywatelstwo Mithry. Wszyscy czekali na przybycie wspaniałej Rady Kruków od których zależy mój los. Na sali zrobiło się przerażająco cicho, a światła delikatnie przygasły. Wielkie drzwi od hali otworzyły się, a siedmioro dumnym chodem pokierowało się na swoje miejsca. Nie przypatrywałam się im.
Oszołomienie spowodowane stresem i zmęczeniem nie pozwoliło mi na zerknięcie w ich stronę. Przedstawiane nazwiska Rady stały się dla mnie kołysanką, nogi ugięły się lekko pod moim ciężarem i w momencie kiedy już miałam zemdleć, głośne oklaski wybudziły mnie z tego dziwnego transu. Teraz miałam okazję zwrócić swoje spojrzenie w stronę Rady.
Pierwsze miejsce z lewej strony było zajęte, przez starszego mężczyznę. Miał długą czarną brodę i  idealnie wyregulowane brwi. Jego grymas już nie był taki idealny.Przypominał wściekłego, wygłodniałego buldoga, który pożywia się widokiem krwi.
Następni dwaj mężczyźni wyglądali podobnie, z jednym wyjątkiem. Ich śmiech przypominał wycie hieny. Następnie na tronie zasiadała kobieta o długich, ognistoczerwonych włosach. Miała szyderczy uśmiech i przeplatała kosmki  między palcami. Miejsce obok było puste, a następne trzy, zajęte przez jakiś palantów nie przykuwających mojej uwagi.
Natomiast do kogo należało to puste miejsce ? Przecież wchodziło siedmioro.

W głośnikach usłyszeliśmy głos kobiety w czerwonych włosach.

- Witajcie na Szkoleniu ! - jej skrzecząca barwa dźwięku obijała mi się w głowie. Co ja tu w ogóle robię ?
- Każdy z dwudziestu uczestników przejdzie sprawdzian umiejętności, który da wam możliwość należenia do naszego bractwa. Tylko siódemka zdoła dostać swojego mentora i przejść do następnego etapu. - Przerwała, a ręce zaczęły mi się pocić. Miejsce obok kobiety, nadal pozostawało puste.
- Zasady! - Krzyknęła. - Wymienię dwa nazwiska od których rozpocznie się szkolenie. Osoba wygrana, stoczy walkę z kolejnym wymienionym uczestnikiem.
Ostatni musi liczyć się z tym, że dostanie najsilniejszego zawodnika. - Skończyła i odłożyła mikrofon.

Gdzie jest Nathan do cholery ! - szukałam go wzrokiem po całej sali, ale nigdzie nie mogę dostrzec tej czarnej czupryny. Miałam walczyć z dziewczyną, a nie ze zbitym dzikiem, jakich tu nie brakuje. Zaczęłam panikować i kręcić się w kółko szukając chłopaka.
Moje serce wyrywało się z klatki piersiowej, jako ostatnia będę skończona.
- Czas start ! - ryknął głośnik, a dwóch uczestników o nazwisku Stevens i Noa zaczęło krwawą walkę na środku hali. Nie jestem na to gotowa, NIE, NIE, NIE !

Wraz z resztą udałam się do wyznaczonych miejsc siedzących i oddychając jak w tych poradnikach o Jodze czekałam na swoją kolej. Minęła godzina, a zostało już tylko pięciu uczestników. Wymienione  nazwisko nie należało do mnie,  jak trzy następne.

-Jestem ostatnia- szepnęłam, a łzy próbowały uwolnić się spod zamkniętych powiek.
Otarłam twarz i spojrzałam na rywali. Muskularny chłopak, był podobnej postury jak Nathan. Jednakże, jego agresywne ruchy powodowały u mnie zawroty głowy.
Twarz miał całą we krwi, a ręce sine od zaciskania. Chłopak zamaszystym ciosem uderzył prosto w krtań drugiego. Biedak osunął się na ziemie próbując zaczerpnąć powietrza.
Wybił sygnał ogłaszający zwycięzcę.

Rozległy się oklaski, a Rada z zaciekawieniem obserwowała chłopaka, który dumnie unosi się sukcesem. 
Po upływie paru minut głośniki zawyły wypowiadając moje nazwisko. Kruki natychmiastowo przerzuciły swoje spojrzenia na padlinę, czyli mnie. Dosłyszalne były szepty od strony uczestników, ale nie byłam w stanie rozszyfrować ich sensu. Wstałam i wystąpiłam przed gniazdem obok mojego przeciwnika, zachowując resztki skromności zrobiłam lekki ukłon, a dźwięk sędziego oznajmił nam rozpoczęcie ostatniego pojedynku. 


Z cichą nadzieją, że ktoś czyta moją pracę informuję, że następny rozdział pojawi się w piątek. 

Noc KrukaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz