Rozdział 10

64 5 4
                                    







Dumnym krokiem ruszyłam do swojej sypialni. Otworzyłam drzwi od garderoby, a ujrzawszy zajęte wieszaki uśmiech wkradł mi się na usta.
Splądrowałam szafę, wybierając najbardziej odpowiadające mi ubrania.
Czarne, obcisłe rurki z lekkimi przetarciami na udach idealnie podkreślały moje smukłe nogi. Tors okryłam ciemną koszulą w róże i zarzuciłam skórzaną kurtkę.
Botki na lekkim obcasie dodawały mi wzrostu i pewności siebie. Czym wyższa wydawałam się w oczach innych, tym łatwiej było mi zawładnąć ich umysłem poprzez pewność swoich zamiarów.
Nie mam potrzeby na ponowne zaciągnięcie się na halę, aby dostać łomot. Nie w takim wydaniu.
Muszę zbliżyć się do dziewczyny i zabić jej powściągliwe myśli. Nikomu nie pozwolę przechadzać się po moim umyśle. Nikomu. Nawet tej jakże pięknej, choć niebezpiecznej dziewczynie.

Wychodząc z niebiańskiej sypialny do uszu dopłynęła muzyka Beethovena. Z każdym krokiem utwór stawał się wyraźniejszy, każdy klawisz wydawał płynny wydźwięk, dzięki czemu muzyka swoimi skromnymi rękami unosiła mnie w powietrzu.
Victoria zgrabnymi ruchami z wielkim wdziękiem przemieniła się w wirtuoza przekazując swoje słowa za pomocą melodii. Podeszłam bliżej podziwiając skromną postać mentorki.
Delikatny uśmiech na jej twarzy rozświetlił moje ciemne zapędy.
Jedyne czego pragnęłam w tej chwili to poprosić o więcej, nie przestawaj Victorio.

Dziewczyna wychyliła srebrną czuprynkę zza pianina i jej urok ponownie przygasiła poważna forma. Przestań, natychmiast !

- Spóźniona trzydzieści pięć minut i piętnaście sekund, co było, aż tak istotne ? - Jej ton sprawiał wrażenie, jakby ta postawa wywoływała w niej rozbawienie, pewną niedorzeczność, ale stoicki spokój bijący od nieruchomych warg wprowadzał  pewien rodzaj konfuzji.

-Wybacz Victorio, że musiałaś czekać w moim własnym apartamencie. Twój brak poszanowania kultury wprowadził zamieszanie, należało zapukać. -Żałowałam tych słów.
Miałam ochotę palnąć się w ten czarny łeb, jednakże jej poczucie wyższości. . . pff poczucie
wyimaginowanej dominacji wprowadza mnie w szał. Za kogo ona się uważa. Miałam się zbliżyć, pokrzyżowałam  swoje własne plany.

Oczy, te piekielne oczy tak bardzo zaprzeczające swoim kolorem do pochodzenia jej duszy. Wpatrywały się w moje zmniejszając między nami odległość . Kiedy czułam już jej oddech na twarzy niechcący zwróciłam uwagę na zaróżowione wargi pozbawione czarnego barwnika. Wyglądały niewinnie, delikatnie, kusząco.
Jej palce ujęły moją brodę i odchyliły ją do góry ponownie wróciłam zmysłem do tęczówek dziewczyny.
Czekałam na uderzenie w policzek, na podłe słowa lub po prostu cios zagłady. Zero impulsywnej reakcji. Szafirowe oczy zaświeciły się jak małe lampeczki, a usta posłały czuły uśmiech.

-Chodź wojowniczko, czeka cię mały chrzest. -płynąca melodia, kojący dźwięk, taki bezpieczny od tej złej aury.
Zaimponowała mi. Może jednak nie jest z głębin czeluści. Może dziewczyna prowadzi wewnętrzną walkę w taki sam sposób jak ja.

- Myślałam, że już każdy zaspokoił się widokiem krwi po szkoleniu. -  uważnie przypatrywałam się jej reakcji.

- Ja nie jestem wszyscy, Javown.- posłała mi oczko i przyspieszyła kroku. Otworzyła drzwi i przepuściła mnie z elegancją.
W podziękowaniu za miły gest, kiwnęłam głową i wezwałam windę.
- Co powiedział Nathan o mnie ? - zadała pytanie nie zaszczycając mnie swoim spojrzeniem.
Powiedzieć prawdę, czy pozostawić dla siebie informacje o jej impulsywnych reakcjach.
- Że wolisz miód zamiast cukru. - rzuciłam i zaśmiałam pod nosem.
Winda dojechała, a my weszłyśmy do jej wnętrza. Mentorka skierowała nas na parter i stanęła na przeciwko mnie.
-Zdecydowanie wolę czarnowłose wojowniczki dla osłody życia, niestety takich brakuje nam na rynku.
Odwróciła się i wyszła z windy. Zostawiła mnie samą z wszystkimi pytaniami.
Przekopała każdy zakamarek mojego wnętrza. Po tym incydencie, chwilowo nie mam jej tego za złe.

Rozdział na osłodę nocnych marzeń.

Noc KrukaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz