3. Give me just a chance

822 72 113
                                    


Jak gdyby to wszystko było banalnym snem, a może i jawą. Te dwa wymiary mieszały się ze sobą. Nie musiał nic mówić, ja wiedziałam, a to mi wystarczyło. Zmienił się. Na dobre. Ten diabelski uśmiech zdradzał każdą tajemnicę. Mogłam czytać z niego jak z otwartych kart -udawać niewinne zwierzę i czekać.

***

Udawanie przyzwoitki przychodziło mi naprawdę łatwo. Wystarczyło siedzenie na wysokim taborecie w półmroku i obserwowanie Manuela Fettnera, który wręcz nie odchodził od barku. Najwyraźniej postanowił doraźnie zastosować ogromną dawkę tego znakomitego alkoholu, który podawały kelnerki w kusych spódniczkach i sztucznych uśmiechach na twarzach. Gdyby tylko dowiedział się o jutrzejszym treningu, może i sytuacja wyglądałaby całkiem inaczej. Zdecydowanie inaczej. Mogłabym zmienić swoje siedzisko o kilka miejsc w bok i tym samym uświadomić zmarnowanego bruneta o fakcie dokonanym, ale... po co? Czy by mnie posłuchał? Libacja alkoholowa zmieniłaby się w momentalne "Kac Vegas". Jutro zamierzałam napawać się jego widokiem na ćwiczeniach. Znalazł pociechę, czego nie można było powiedzieć o Gregorze Schlierenzauerze, który siedząc przy stoliku, cały czas wpatrywał się w ekran swojego telefonu, co jakiś czas ukazując kwaśną minę. Nie tknął swojego drinka i nie, nie zauważył seksownej czerwonowłosej kobiety, która przed pięcioma minutami, zajęła miejsce dokładnie naprzeciw niego. Tymczasem ja, zakładając nogę na nogę i upijając łyk soku pomarańczowego, udawałam, że świetnie się bawię. Odliczanie do powrotu do pokoju hotelowego Anze, napawało mnie pewnego rodzaju ekscytacją, której nie potrafiłam okiełznać. Na mojej twarzy pojawił się zbyt szeroki uśmiech, co większość określiłaby jako: "Czyżby jutro odwołano trening?". Wyglądałam co najmniej dziwnie, nie licząc zmarnowanego Fettnera. Z drugiej strony, Słoweniec nie odpisywał na moje ostatnie wiadomości. Podróż, którą odbywał wraz z kadrą, zdawała się być co najmniej wyczerpująca, gdy w trakcie odpowiadania na moją wiadomość, zasnął. A przynajmniej tak powiedział, gdy starałam się uwierzyć w jego słowa. Do tego dochodziło parunasto minutowe meldowanie w hotelu, rozpakowanie walizek, sprawdzenie sprzętu... wystawiłam siebie na otwarte wątpliwości. Czułam, że zbyt bardzo za nim tęsknię, ponieważ to całe widywanie się kilka razy w roku sam na sam, nie przynosiło nic dobrego. Mężczyzna miał prawo być zmęczony.

- Mogę się dosiąść?

Uniosłam brwi niezrozumiale, dopiero po chwili, orientując się, że ktoś do mnie mówi. Jako osoba oglądająca zimowy sport, powinnam go przynajmniej kojarzyć, a nie spoglądać jak na idiotę. Długa, pociągła twarz, skrzywione spojrzenie wiecznie niezadowolonego skoczka i norweski akcent, sprowadziły się do tego, że ten jeden, jedyny raz poczułam się jak Albert Einstein. Skinęłam mimowolnie głową, a potem odszukałam w mojej wszystkie imiona sportowców jakie pamiętałam, żeby choć raz nie przynieść sobie wstydu.

- Daniel Andre For...

- Johann.

No tak. Johann. Bezpardonowo zajął miejsce obok mnie i zamówił mojito, stając się minimalną kopią Fettnera, który tym razem zaśmiewał się z jakiegoś kiepskiego żartu opowiedzianego przez Philippa Aschenwalda. Ale kim tak naprawdę był ten Norweg? Wydawał się najbardziej uspołecznionym zawodnikiem z całej drużyny. Zazwyczaj widywałam mężczyznę na skoczni, a częściej z kamerą u boku. Stwarzał pozory... miłego? Lub też niezadowolonego. Ktoś taki jak on, z górnej półki, udawał perfekcyjne życie w nie za dużym mieszkaniu, z zapewne dziewczyną i dobrej jakości zdjęciami u boku. Ona czekała aż wreszcie go zobaczy i mężczyzna powróci do rodowitego kraju, a on bawił się na imprezie obok fizjoterapeutki, odliczającej czas do końca tego wydarzenia i pił drinki. Nikt nie mówił, że będzie banalnie prosto.

- Kadra austriacka? - wypalił po krótkiej chwili.

Niesamowity radar do wykrywania nacji. Johannie Andre Forfangu, posiadasz dar, którego nie powinieneś marnować, bezmyślnie siedząc.

Wicked Game | G. SchlierenzauerWhere stories live. Discover now