26. Poker Face

413 45 169
                                    


- Tak, tak... rozumiem - przyznał Andreas podczas rozmowy z Manuelem.

Dziś nikt nie był w nastroju na zabawne konwersacje. Częściowo, łączyło się to z faktem wszechobecnego kaca i jakby nie było - tajemniczej postaci, która walczyła w szpitalu o życie. Ludzie przychodzili i wychodzili. Tępo wpatrywali się w ściany, szukając możliwych rozwiązań. Może mieli nadzieję, że cała ta sytuacja w klubie stanowiła tylko jednorazowy przypadek, który, o ironio, powtórzył się. Nie raz i nie dwa, a osiem. Osiem cholernych razy.

Nie byłam głodna. Jajecznica stygła, a herbata parowała. Zapach ziół i miodu docierał do moich nozdrzy, które skutecznie opierały się posiłkowi. Nie potrafiłam niczego przełknąć ani tym bardziej unieść widelca. Metalowy sztuciec z cichym brzękiem opadł na powierzchnię stołu, na co syknęłam pod nosem. Połowa kadry odwróciła się w moją stronę, aby chwilę później znów zająć się swoimi daniami. Nie byłam głodna.

- Andreas powiedział mi, że to Robert został ugodzony nożem.

Szatyn siedzący obok mnie, odwrócił swój wzrok w stronę przyjaciela. Najwyraźniej i on miał przed oczami wydarzenie sprzed kilku dni. Ich spojrzenia przeszywały siebie nawzajem, budząc pewnego rodzaju strach. Bischofshofen przestało być bezpieczną przystanią. Drewniane chatki w środku buszu pozwalały zabójcy na większe, jeszcze ciekawsze popisy. Więziono nas. Jeśli chcieliśmy uciec, to gdzie?

- Skąd Andreas wie o Robercie? - zapytał starszy z braci Huberów.

On także nie wyglądał na wyspanego. Zmarszczki na twarzy i całkiem wyraźne cienie pod oczami pozwalały stwierdzić, że wrócił wystarczająco późno do sypialni, aby dziś tylko udawać przytomnego.

Do tej pory nie udzielał się w śledztwie. Czuł się wyłączony. Odkąd stracił przyjaciela z dzieciństwa, nie integrował się z kadrą, a wolny czas spędzał jedynie z bratem, który snuł się za nim niczym cień. Tym większym szokiem okazał się moment, kiedy to postanowił zadać pytanie. Nawet on nie wytrzymywał. Opierał się, choć z trudem.

- To Andreas. On rozmawia ze wszystkimi.

Każdy tak myślał. Wellinger to, Wellinger tamto. Niewinny. Wydawało się, że każde z wydarzeń napawało mnie coraz większym niepokojem, a finalnie paranoją. Czułam, że winny siedzi tuż obok i napawa się swoim kolejnym triumfem. Czy osoba Anonima traktowała każde zabójstwo jako kolejne "trofeum"?

Nie powinnam się odwracać, choćby z jednego, podstawowego powodu. Krzesło szurało po podłodze, a ja byłam zbyt nieuważna, żeby nie zauważyć idącego bruneta  z filiżanką pełną parującego espresso. W jednej chwili ujrzałam jego turkusowe oczy, a zaraz potem fioletowy, wręcz ciemny siniak, żałując. Oczywiście, mogłam zadzwonić na policję. Mogłam wykonać jakikolwiek telefon, ale nie chciałam. Stałam się naiwna, myśląc, że wytoczą proces tak szanowanemu się skoczkowi o idealnym życiu i dobrej karierze. Norwegia dbała o swoich zawodników i nigdy nie pozwoliłaby ich skrzywdzić. To dopiero przerażało. Forfang spuścił głowę, aby unieść do ust gorącą ciecz. Nie potrafiłam nie spojrzeć na niego z prawdziwą odrazą. Mdliło mnie na jego widok, a przecież... przecież ten Johann... tego Johanna nie było. Dla mnie stał się martwy.

- Gabrielle, podasz cukierniczkę?

Jej słodkawy, a wręcz sztuczny głos przywrócił mnie do porządku. Kylie Maier lustrowała moją osobę od góry do samego dołu. Oczywiście, miała nadzieję, że jak to w zwyczaju, Gabrielle Hofer zaprezentuje sobą smutne realia. Znów ubiorę szary sweter i dżinsy, zwyczajnie zapomnę o reszcie ubrań, które tkwiły na dnie czerwonej walizki. Tym razem się myliła. Powoli spadała z piedestału. Nie posiadała już niczego, co mogłoby stać się podłożem manipulacji. 

Wicked Game | G. SchlierenzauerWhere stories live. Discover now