Michael
- Skąd Stefan wiedział Anze Lanisku? - zapytał łysy facet, cały czas świdrując mnie swoim obrzydliwym wzrokiem.
Nie, żebym coś do niego miał. Ledwo mieścił się na krześle, a przy tym niemiłosiernie kręcił, zawieszając spojrzenie na różnych rzeczach dłużej niż powinien. A do tego nękał mnie pytaniami.
Nie spałem. Nie wziąłem żadnych leków. Nie czułem niczego, tylko i wyłącznie z jednego, zresztą banalnego powodu - nie potrafiłem dojść do siebie.
- Może dlatego, że startowali razem na zawodach? - zapytałem ironicznie, cały czas stukając palcami o biurku.
Rytmicznie.
Coraz bardziej nie potrafiłem się skupić. Ciężej było powiedzieć: "Ktoś kogo kochałem, nie żyje" niż "Tak, kolejna osoba zmarła". Plułem sobie w brodę za to pójście do klubu. Nienawidziłem siebie, bo gdybyśmy zostali w hotelu tak, jak od samego początku zamierzaliśmy, do niczego by nie doszło.
- Rozumiem, to trudna sytuacja, ale rozmawiamy o poważnych wykroczeniach. Staramy się złapać tę osobę, ale musi nam pan zaufać i dać przede wszystkim szansę.
- Dać szansę? - zaśmiałem się z pogardą. - Więc gdzie do cholery byliście, gdy zabijano Kobayashiego?
Z każdym słowem mój głos się podnosił. Z każdym wyrazem miałem wrażenie, że drżę na całym ciele.
- Gdzie byliście, gdy zabijano Tande? Gdzie do kurwy nędzy byliście, gdy odurzono mnie i Stefana, a potem ustawiono jak pieprzone lalki?
Teraz już krzyczałem. Krzyczałem, bo tylko na tyle było mnie stać. Nie miałem już niczego, co mogłoby mnie powstrzymać od wyrzucenia z siebie całego żalu prosto na tego niewinnego człowieka. Trafił na desperata.
- Gdzie do diabła. Pytam się gdzie? - wysyczałem. - Nie kiwnęliście nawet palcem! Nie zrobiliście absolutnie nic, bo uznaliście, że to dwa zwykłe przypadki!
Po raz kolejny czułem, że w kącikach moich oczu pojawiają się łzy, które nieskutecznie próbuję odwlec. Opuszkami palców ścierałem kroplę za kroplą, udając, że wcale nie płaczę. Że dalej słucham tego idioty.
- Nigdy więcej do tego nie dojdzie, zapewniam - powiedział tak samo nienaturalnym głosem, jak wcześniej. - Ma pan prawo być zły, ale proszę o odpowiedzenie na pytania. To ważne, jeśli chcemy rozpocząć śledztwo i zrobić coś więcej. Jeśli nie chcemy, żeby więcej osób zostało zabitych. Więc, zapytam jeszcze raz. Skąd pański przyjaciel wiedział o Lanisku?
Starałem się wziąć głęboki oddech. Naprawdę, starałem, a mimo to, wychodziło coś na rodzaj stękania. Miałem wrażenie, że facet ze mnie kpił. To nie wydawało się realne.
Ty i Stefan planowaliście ślub. Ty i Stefan zamierzaliście się pobrać w czerwcu. Ty i Stefan mieliście wiele marzeń.
- Dlaczego nie zapytacie o to Laniska?
Wtedy mężczyzna westchnął i po raz kolejny dzisiejszej nocy, skierował na mnie swoje zirytowane spojrzenie, jak gdyby owa informacja była tak oczywista, że każdy powinien ją znać.
- Anze Lanisek nie żyje. Ktoś usunął nagrania z kamer. Mężczyzna został zrzucony z balkonu, jednak nie mamy pojęcia, kto jest tą osobą. Będziemy dopiero rozmawiać z jego współlokatorem Semenicem, który podobno przebywał wtedy w innym miejscu. Chcemy jednak najpierw przeprowadzić wywiad z panem.
Ostatecznie skapitulowałem. Gorąc z brzucha przeniósł się do gardła, gdzie zrodziła się ogromna gula pełna zgorzknienia i rozczarowania.
Stefan nie chciałby, żebyś tak wyglądał.
![](https://img.wattpad.com/cover/177051263-288-k547604.jpg)
YOU ARE READING
Wicked Game | G. Schlierenzauer
FanfictionKażdy teatr musi mieć swoich aktorów, jak i reżysera, scenarzystę, kostiumografa... tak. Wielu ludzi. A ja będę nimi wszystkimi. Wy zagracie moich na pozór miłych bohaterów. Przecież, gdy machacie do kamery zawsze się uśmiechacie. Jesteście prawie i...