9. City of blinding lights

481 47 103
                                    

Było za późno, żeby wziąć dłuższy urlop czy też całkowicie zrezygnować z pracy marzeń z powodu niespodziewanych sytuacji. Musiałam ciągnąć to dalej - przynajmniej do końca Turnieju Czterech Skoczni. Cóż, rzeczywistość okazała się o wiele bardziej brutalna niż to sobie wyobrażałam. Pragnienie bycia taką osobą, jak Schlierenzauer okazało się zwykłą obłudą. Wspaniała praca z wyrozumiałą kadrą? Świetny żart. Nigdy nie straciłam tyle, co właśnie tam przez ciągłe obwinianie i zwykły brak umiejętności powiedzenia "nie". Chciałam im za wszelką cenę pomóc, nie zważając na siebie.

Wracałam do pustego mieszkania, w którym nie znalazło się ani grama jedzenia, dekoracji świątecznych i przysłowiowego ciepła. Ściany bladły, prawdopodobnie przez starą lawendową farbę, którą wyraźnie podświetlały sodowe lampy. Za oknem widziałam jedynie gęsty śnieg, przecinający mroźne powietrze, wpasowujące się w klimat Donaustadt. Jedynym widokiem napędzającym na myśl święta, było centrum, gdzie dało się jeszcze usłyszeć muzykę, choć większa część Wiednia już zasnęła. Wyjście o tej godzinie równało się z napotkaniem tej gorszej ludności, która rozpoczynała życie właśnie teraz. W nocy. Jedynym i w zasadzie głównym problemem okazał się brak czegokolwiek w lodówce, poza resztką waniliowych lodów, które, możliwe, że utraciły już swoją datę przydatności. Zero zupek chińskich, chleba, owoców... wręcz umierałam z głodu.

Zawody Turnieju Czterech Skoczni z reguły odbywały się tuż po świętach, a nie przed nimi - tym razem chciano zrobić inaczej. Oberstdorf zaplanowano na dwudziestego pierwszego i dwudziestego drugiego grudnia, a skoki w Garmisch na dwudziestego szóstego. Jednak, z powodu niezależnych od każdego z osobna czynników, drugie miejsce konkursów przeniesiono na czas przed Sylwestrem i tuż po - niby po staremu.

Tak czy siak, musiałam w jakikolwiek sposób zagospodarować dla siebie czas od Wigilii aż do dwudziestego dziewiątego grudnia - dnia wyjazdu.

Anze obiecał, że przyjedzie na Boże Narodzenie, ale... co dalej? Kiedy kolejnego dnia poleci na umówione treningi z Laniskiem, znów zostanę sama. Zadzwonię do rodziców i złożę im życzenia z okazji świąt, a potem przeproszę, że nie stać mnie na lot do Stanów Zjednoczonych, gdzie spędzali razem wolny czas.

Westchnęłam pod nosem, a następnie zgasiłam za sobą resztę świateł. Rachunki i tak były wysokie, tylko i wyłącznie dzięki mieszkaniu w centrum - nie zamierzałam się narażać na komornika. Ja i mój pusty żołądek położyliśmy się spać z wciąż widzianym w umyśle Danielem, który nie potrafił odejść. Postanowił zakorzenić się w mojej głowie.

***

Boże Narodzenie

W ciągu kilku dni zdążyłam wyciągnąć z szafy odkurzacz, mop i znaleźć pognieciony szary obrus, będący w opłakanym stanie. Moje mieszkanie zaczęło wręcz błyszczeć przez miliony środków czyszczących - w większości pożyczonych od starszej kobiety żyjącej drzwi obok. To dzięki niej nie umarłam jeszcze z głodu. Kiedy tylko do mnie zapukała i zobaczyła zwyczajną pustkę, pokręciła głową z rozczarowaniem, po czym kazała mi się ubrać i przyjść do niej na śniadanie.

Oczywiście, ciągle wyjeżdżałam i nocowałam w hotelach lub, gdy sprawy z Gregorem lub innymi zawodnikami się przedłużały, zostawałam na noc w Innsbrucku. Do Wiednia przyjeżdżałam w ostateczności, gdy musiałam znieść tydzień obijania się i nużącej samotności. Resztę wolnych dni zamierzałam oglądać świąteczne filmy lub po prostu rozpocząć darmowy miesiąc na Netflixie. To wydawało się być najlepszą ideą. Jednak teraz, z niecierpliwością wyczekiwałam przyjazdu Anze. Razem z Gemmą, bo jak się okazało, tak miała na imię, plotkowałyśmy o sportowcach i pracach, które nam obu wydawały się zupełnie bez sensu. Można by rzec, że osiągnęłam szczyt desperacji, bo każda z moich przyjaciółek albo wyjechała z kraju, albo zwyczajnie zmieniła kontakty, a ja nie potrafiłam tego odbudować i znaleźć dodatkowej ilości czasu. Wszystko poświęcałam skokom. Zbyt wiele. Dlatego teraz żaliłam się właśnie tej poczciwej kobiecie o początkach mojej kariery, żeby skończyć na fatalnym wyjeździe do Niemiec.

Wicked Game | G. SchlierenzauerWhere stories live. Discover now