25. Don't Want To Fall In Love

344 45 109
                                    


Sukienka na finał. Szkarłatna i przed kolano z wyostrzonym dekoltem. Sukienka, którą ostatni raz założyłam na jedną z gal, aby świętować zwycięstwo drużyny austriackiej. Sukienka z wieloma wspomnieniami, teraz wyprana z emocji. Wpatrywałam się w ubranie, jak w zakazany owoc. Nosiłam w sobie pokusę, żeby dziś, wyjątkowo, wreszcie zdobyć się na odwagę. W końcu rozrywka przybierała różne nazwy, a ta dotykała wielu płaszczyzn. Zamierzałam wyprostować włosy i dopełnić twarz pełnym makijażem. Musnąć ciemną pomadką sine usta. Pozwolić sobie na odrobinę zabawy. Wyglądać tak, jak to sobie wyobrażałam.

Jednak, kiedy tylko Kylie Maier wyszła z łazienki, cała pewność siebie prysnęła. Duże znaczenie odgrywała figura, a strój, który opinał jej zgrabne ciało, prezentował się niezwykle. Nigdy nie stawiała na prostotę. Na co dzień nie nosiła kitla, szarawych bluzek i dżinsów. Eksperymentowała, a tak było i tym razem. Obcisła, szmaragdowa sukienka i dziesięciocentymetrowe szpile nadawały jej prawdziwej królewskości. Czegoś, czego jej zazdrościłam.

Dochodziła dwudziesta. Z daleka każdy z nas słyszał muzykę, choć tak naprawdę bał się wyjść. Zabrakło ekscytacji i radości. Tym razem przemawiały przez nas głównie niepokój i próba uspokojenia się, choć... cóż, może i nie wszystkich. Moja współlokatorka uśmiechając się do siebie, wyszła. Wyglądała na dosyć zadowoloną, choć równie dobrze mogłam się mylić. Zresztą, ta kobieta potrafiła udawać głupią, jeszcze bardziej naiwną, jak i inteligentną jednocześnie. To nie dziwiło. Wpatrywałam się w wyjście, ostatni raz namyślając się. 

Teraz jesteś bezpieczna. On też.

Ostatni raz tego dnia wdychałam zapach sosnowych mebli i poprawiałam materiał sukienki. Ostatni raz oddychałam z głęboką ulgą i zamykałam skrzypiące drzwi na klucz, aby potem wyjść piętro wyżej. Prosto do lokum Gregora i Manuela, z którego mężczyźni zamierzali wyjść - nie w koszulach i niepasujących spodniach, a garniturach. Prawdziwych garniturach. Nawet nie musiałam czekać. Idąc tam, emanowało mną kolejne uczucie. To jedno, którego obawiałam się najbardziej. Wystarczyło, abym skupiła swój wzrok na Schlierenzauerze w granatowej marynarce i czerwonej muszce. Na delikatnym, wręcz bladym uśmiechu. Cierpliwie czekałam aż zamknie za sobą drzwi i pozwoli Manuelowi zbiegnąć po schodach. Poczeka. 

Wreszcie mogłam dotknąć zimnych opuszków jego palców i zamknąć je w swoim uścisku. Dopiero wtedy, gdy Fettner opuścił nas dla reszty towarzystwa, dostaliśmy szansę by poczuć się, jak w prawdziwym domu. Spacerować po skrzypiącym śniegu w towarzystwie spadających śnieżynek. Skupić się na naszych osobach. Z bijącym sercem zachowywać tę dobrze znaną nam odległość.

***

- Powinniśmy chyba zatańczyć, nie sądzisz?

Tym razem to nie był głos żadnego z mężczyzn ani też mój. Tylko jedna osoba potrafiła być tak bezpośrednia w momencie, gdy zmęczenie osiągało epicentrum. Jej charyzma objawiała się w najmniej odpowiednim momencie, potęgując zaskoczenie każdego z osobna, ale nie jego. On jakby zdawał sobie sprawę z prośby kobiety o czarującym spojrzeniu, którym właśnie mamiła. Oczywiście, że mu ufałam. Jej niekoniecznie. Gdzieś w tle leciało argentyńskie tango, a mój wzrok pochłonął jej niecierpliwe spojrzenie. Przecież jej nienawidził. Najpierw za to, co wydarzyło się kilka lat temu, a teraz... może nie nadawałam się do tego świata. Wpatrywanie się w kieliszek z alkoholem przestało być ważne. Obecnie mój wzrok podążał za ich każdym ruchem. Za każdym momentem, gdzie Kylie szeptała w stronę mężczyzny, a ten odbierał to z krzywym uśmiechem. Czy dalej coś ich łączyło? A może świat "sportowych salonów" był dokładnie aż tak popieprzony? Umoczyłam usta w cieczy, mając dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. Siedząc na krześle, nie czułam się najlepiej lub też dopiero teraz uświadamiałam sobie, jak człowiek mógł się pomylić.

Wicked Game | G. SchlierenzauerWhere stories live. Discover now