12. Death of a Hero

458 46 218
                                    


Zostało dwadzieścia sześć minut

Biegliśmy. Gnałam po zmrożonym śniegu, krzycząc cokolwiek. Nie miałam pojęcia kogo szukać, ponieważ ludzie tak naprawdę wychodzili i wchodzili do sali - znikali. Niektórzy szli spać przed północą, a jeszcze inni postanowili spędzić Sylwestra na mieście. Przełknęłam ślinę, czując jak zimno już mi nie doskwiera. Adrenalina buzowała w moich żyłach, pozbawiając niemal całkowicie zdrowego myślenia.

- Ten las ciągnie się w nieskończoność, Gabi - powiedział Gregor, wypuszczając z siebie powietrze.

Anze biegł tuż przy nas. Nie odzywał się od początku drogi, gdy tylko nie odpowiedziałam na jego pytanie i postanowiłam szukać kogoś, kto w zasadzie mógł nie istnieć, a zabójca postanowił się zgrywać.

***

- Spróbujcie się odezwać. Spróbujcie uciec. Spróbujcie wykonać jakikolwiek ruch, a stołki, na których stoicie, przewrócą się. Wasze życie zakończy się tak szybko jak zaczęło. Lub tak, jak wasza banalna miłość. - Śmiech.

Wszystko pełne pogardy. Nawet teraz ich spojrzenia patrzyły z pogardą. Powinny błagać o przeżycie. Powinny prosić. Ten wielki Mistrz Świata stał się malutki, a jego blondwłosa miłość, o której rzekomo nikt nie wiedział, naprędce obmyślała plan działania, żeby tylko uratować to "latające cudo". Zabawne. A wszystko po to, by odnieść klęskę.

- Teraz jesteście aktorami.

***

- Dwóch najlepszych przyjaciół, którzy dziś tracą wszystko... dwóch przyjaciół, których tylko góra dzieli od śmierci. Tak właśnie działają skoki narciarskie. Szkoda tylko, że musieliście wyeliminować gorszych, żeby przekonać się o waszym wielkim uczuciu. Teraz odpowiedzcie sobie na pytanie.

Stary samochód na stromej górze. Mnóstwo śniegu i zapalony silnik. Dwóch przywiązanych do siedzenia mężczyzn. I pomrukiwanie. Próba wymyślenia czegoś lepszego niż "znajdźmy nóż". A potem auto powoli jadące do przodu, prawie staczające się w przepaść.

- Czy było warto?

***

Zostało dwadzieścia minut.

- Przecież oni mogą być wszędzie - wydusiłam z siebie, gdy moje nogi nie wytrzymały.

Nie miałam pojęcia co robić. Jak w dwadzieścia minut znaleźć kilka osób w lesie, w którym równie dobrze mógł czaić się morderca? To brzmiało jak koszmar na jawie właśnie zmieniający się w wyścig z czasem.

I Gregor, i Anze nie spoglądali na siebie. Udawali skupionych, choć ich krew prawdopodobnie wrzała. Nie mieli pojęcia co i jak dalej.

- Andreas, Kamil i Peter szukają dwóch innych osób po drugiej stronie. Reszta zajmuje się ośrodkiem i skocznią - odparł Semenic. - Jeśli ich nie znajdziemy to będzie znaczyć, że ktoś ich znalazł.

- Lub że umarli - mruknął Schlierenzauer, włączając mocniejsze światło latarki.

Zaczynało wiać, a pogoda znów się zmieniała. Śnieg sypał mocniej niż poprzednio, co nie pomagało.

Bomba miała lada chwila wybuchnąć, a my nie natknęliśmy się na nic.

***

Zostało dwanaście minut.

Telefon właśnie się rozładował. Zasięg padł. Szlag mnie trafił. Nikt się już nie odzywał, wystarczyło, że marzliśmy od szpiku aż do kości. Traciliśmy nadzieję. Mogło się jedynie wydawać, że od czasu słyszymy jakieś głosy, które okazywały się zwierzętami czy szumem drzew i stąpaniu po grząskim śniegu.

Wicked Game | G. SchlierenzauerWhere stories live. Discover now