7. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

2.4K 204 85
                                    

- Skąd masz mój numer?

Między nami zapanowała cisza. Słychać było tylko jeżdżące za szybą auta. Nathaniel był skupiony maksymalnie na drodze, zdawał się myśleć tylko o niej. 

- Nie kłam, że od Mary. Wiem już, że nie masz go od niej - dodałam po chwili, patrząc uważnie na jego profil. 

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - odpowiedział w końcu. Przewróciłam oczami na jego słowa i bezwładnie oparłam głowę o zagłówek mojego siedzenia. 

- Odpowiesz na moje pytanie? - burknęłam. 

- Może kiedyś - uśmiechnął się łobuzersko. Aż zapragnęłam zetrzeć mu ten uśmieszek z tej idealnej twarzy. 

- Ta twoja tajemniczość jest dobijająca. 

Zaśmiał się pod nosem i wzruszył ramionami. Nie mogłam nic poradzić na to, że na moje usta po raz kolejny już wpłynął lekki uśmiech. Zawiązałam ręce na klatce piersiowej, po czym odwróciłam głowę w stronę szyby. 

Nathaniel prowadził płynnie. Jechał ostrożnie, jednak nie jak te stare baby, które jadąc czterdzieści na godzinę, torowały innym drogę. Nie wiedziałam, gdzie jedziemy i w sumie... odczuwałam trochę lęku. W końcu nie znałam go. Wiedziałam tylko jak ma na imię, ile ma lat i w sumie... kilka innych zupełnie zbędnych informacji. 

Z drugiej jednak strony, w życiu chyba chodziło o to, żeby ryzykować. Mama zawsze powtarzała, ze kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. Ale jeśli teraz dowiedziałaby się, że wsiadłam do auta z jakimś obcym facetem, podczas gdy w Phoenix grasuje morderca, chyba padłaby na zawał. 

W końcu po blisko dwudziestu pięciu minutach drogi, Nathaniel wjechał na parking dobrze znanego miejsca. Zmarszczyłam brwi, nie do końca rozumiejąc, po co tu przyjechaliśmy. 

- Retro Club? Po co tu przyjechaliśmy? - spytałam. 

Retro Club było dość znanym miejscem w Phoenix. Był to klub, w którym pracowała Mara. Lubiłam tu przychodzić, ale wieczorami, gdy klub był zapełniony ludźmi, a nie teraz, gdy ledwo go otworzyli. Z tego co wiedziałam otwierali lokal o szesnastej. A my byliśmy tutaj zaledwie kilka minut po siedemnastej. 

Nie odpowiedział, a tylko wysiadł z auta. Okrążył je, jednak zdążyłam sobie sama otworzyć drzwi. Wzdychając głośno, wystawiłam jedną nogę z samochodu, a później drugą. Powoli opuściłam pojazd, zostawiając w nim swoją torebkę. Zabrałam tylko telefon, który schowałam do kieszeni bluzy, tak samo jak dłonie. 

- Nate, serio? Przywiozłeś mnie tutaj, a teraz nie będziesz się odzywał? Nawet nie odpowiedziałeś na moje pytanie! - wyrzuciłam ręce w górę w geście kapitulacji. 

- Chciałem spędzić z tobą trochę czasu. 

Otworzyłam usta, jednak szybko je zamknęłam, nie wiedząc co mam powiedzieć. Odchrząknęłam nerwowo, czując jak policzki zaczynają mnie piec. No, świetnie. Po prostu zajebiście. 

- Rumienisz się - zauważył. 

- Nie, nieprawda - odpowiedziałam trochę zbyt szybko. 

- Masz czerwone policzki i próbujesz to ukryć pod włosami - parsknął. 

- To grypa mnie bierze - zmyśliłam szybko. - Mam gorączkę, dlatego mam czerwone policzki. Nie doszukuj się w tym czegoś innego. 

Ponownie się zaśmiał. Uniósł ręce w górę na wysokość klatki piersiowej w geście obronnym i wzruszył ramionami.

- Oczywiście. 

I ruszył, uśmiechając się jak dureń pod nosem. Zacisnęłam szczękę i tupnęłam nogą. Na szczęście jednak tego nie widział. 

The perfect killer ✔️Where stories live. Discover now