Ukojenie. To coś, czego w tamtym momencie potrzebowałam znacznie bardziej niż czegokolwiek innego na tym chorym świecie. Chciałam by ktoś mnie uszczypnął i powiedział "to tylko zły sen, nie masz się o co martwić". Niestety, ze snem nie miało to nic wspólnego, a ja tkwiłam w samej paszczy lwa.
Siedząc na tej przeklętej kanapie w jego mieszkaniu, do końca chyba nie zdawałam sobie jeszcze sprawy z tego wszystkie. Nie docierało to do mnie, nie rozumiałam tego lub po prostu nie chciałam tego zrozumieć. Nie potrafiłam tego zrobić.
- Nate - wychrypiałam, tym samym zwracając na siebie jego uwagę. - Dlaczego? - spytałam szeptem. Chciałam poznać prawdę, jednocześnie tak bardzo się jej bałam, że wcale nie chciałam jej słyszeć. Kochałam go... Kochałam potwora. Kochałam kogoś, kto... nie potrafiłam nawet o tym myśleć.
- Dlaczego miałbym ci o tym mówić? - prychnął, chowając dłonie do kieszeni swoich spodni.
- Muszę to wiedzieć - przymknęłam powieki, chrząkając. Gardło cały czas mnie bolało po tym, jak mężczyzna mnie dusił. - Muszę to zrozumieć. Muszę spróbować to zrobić, bym jeszcze kiedykolwiek mogła spojrzeć na siebie w lustrze i nie mieć do siebie żalu. Muszę to zrobić, by potrafić spojrzeć na ciebie.
Chwilowa cisza, która między nami zapadła nie należała do najprzyjemniejszych. Nie była tą ciszą, którą opisywano w książkach czy ukazywano w filmach, gdzie bohaterowie patrzą na siebie z miłością, czując się tak świetnie, że mogliby wznieść się do nieba. W naszym przypadku cisza była katorgą. Była czymś, co odbierało chęci do dalszego istnienia. Dlaczego więc Nathaniel mnie na nią skazywał?
To nie była zdrowa relacja i zdawałam sobie z tego sprawę. Jednocześnie chciałam uciekać od niego jak najdalej, chciałam by trafił za cholerne kratki i nie wyszedł zza nich do końca jego życia. Chciałam aby gnił we więzieniu z całym poczuciem winy, które zżerałoby go od środka.
Ale medal miał dwie strony. Bo mimo wszystko, nie wyobrażałam sobie dalszego życia bez tego człowieka. Jeśli by odszedł - nie poradziłabym sobie z tym. Kochałam go. Kochałam go tak bardzo, że odbierało mi to cały rozum. Nie potrafiłam normalnie funkcjonować, nie potrafiłam myśleć racjonalnie. Uzależnił mnie od siebie i bardzo dobrze o tym wiedział. Zrobił to, doskonale wiedząc, jak tragiczne konsekwencje może to za sobą nieść.
Ale czego można było się po nim spodziewać?
Nathaniel był idealnym kłamcą i manipulatorem. Był kurewsko złym człowiekiem, od którego każdy powinien stronić. Z zimną krwią odbierał ludziom życia. Odbierał ojców, matki i synów. Odbierał ludziom szczęście. Dlaczego więc miałby przejmować się czymkolwiek?
- Mój plan był idealny - popatrzył na mnie z góry, mrożąc krew w moich żyłach swoim spojrzeniem. - Chcę oczyścić Phoenix z tych zakłamanych ludzi.
- Co? - spytałam, mrugając przy tym kilkakrotnie. - Nate...
- Nienawidzę ludzi, którzy grzeszą. Dlatego ich obserwowałem. Przez lata moje życie było obserwacją i planem - mówił, cały czas patrząc mi w twarz. - Zabijałem ich, chcąc wyczyścić to miasto ze złych ludzi. Wtedy wszystkim będzie żyło się lepiej.
Poczułam żółć, która podeszła mi do gardła. Byłam tak słaba, że miałam wrażenie, iż w każdej chwili mogę po prostu zemdleć.
- Boże - szepnęłam, zamykając oczy. Mówił o tym z takim spokojem w głosie, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. - A dlaczego ja? - spytałam, nawet na niego nie patrząc. - Jaka jest moja wina, jaki grzech noszę na swoich barkach, że postanowiłeś mnie zabić?
YOU ARE READING
The perfect killer ✔️
RomanceDla ludzi było to morderstwo. Dla niego było to dzieło tworzone przez lata. Dla niego było to arcydziełem.