16. Dziecko, wycofaj się póki możesz.

2K 153 34
                                    

Otworzyłam oczy, przeciągając się. Kości trochę zaczęły mi pstrykać, na co tylko westchnęłam. Przetarłam oczy, mrugając kilkakrotnie. Byłam przykryta po samą szyję białą kołdrą. Przez moje ciało była przerzucona czyjaś umięśniona ręka.

I dopiero teraz zaczęło do mnie wszystko docierać. 

Usta złączone w namiętnym pocałunku. Jego dłonie błądzące po moim ciele. Moje dłonie wplątane w jego włosy. Te dwie butelki wina, które zupełnie odebrały mi jasność umysłu. 

A później stało się, co się stało. 

Na samo wspomnienie tego uśmiechnęłam się. Pierwszy raz od dawna, naprawdę szczerze się uśmiechnęłam. Delikatnie, tak aby nie obudzić śpiącego obok mnie Nathaniela, odwróciłam się twarzą do niego. Jego ręka nadal była przerzucona na mojej tali. 

Mogłam patrzeć na niego godzinami, przysięgam. Mogłam podziwiać jego idealną linię szczęki, która tak mocno mi się podobała. Mogłam patrzeć na jego twarz bez skazy, bez blizny. Był idealny pod każdym pieprzonym względem. 

I nawet jeśli miał wady, nie miały one dla mnie żadnego znaczenia. Nie widziałam ich. Nie byłam w stanie ich u niego dostrzec. Był moim nieidealnym ideałem. 

Tak jak ja. Przecież wczoraj mi to powiedział. Byłam jego. Całkowicie mu się oddałam, tracąc głowę. Oddałam mu wszystko, razem z duszą. 

Poczułam usta na mojej szyi, kiedy delikatnie wyznaczał drogę od mojej szczęki aż do barku. Jęknęłam cicho, kiedy jego ciepłe usta spotykały się z moją szyją. To było złe, cholernie złe. Ale pragnęłam tego najbardziej na całym świecie. I nie miało dla mnie znaczenia to, że nie powinniśmy. Przecież ja go nie znałam. Owszem, znaliśmy się już ponad dwa miesiące. Ale nie wiedziałam o nim nic, co powinnam wiedzieć. 

Był dla mnie jak zakazany owoc. Był drogą do raju. 

Jęknęłam cicho, wbijając paznokcie w jego plecy. Oderwał się od mojej szyi. Spojrzał mi prosto w oczy. Przez chwilę utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Próbowałam unormować swój oddech, który aktualnie był znacznie przyśpieszony. 

- Jesteś moja, Stacy - powiedział szeptem, jakby ktoś miałby nas usłyszeć. A przecież byliśmy sami w mieszkaniu. - Powiedz to. 

Patrzyłam na niego, nie będąc w stanie pojąć tego, jak wielkie szczęście miałam, mając go przy sobie. Był tu, był ze mną. Czy w życiu mogło spotkać mnie coś lepszego? 

- Stacy - powtórzył moje imię, nieco bardziej ostro. 

Przełknęłam głośno ślinę, przymykając powieki. 

- Jestem twoja, Nate

Nie pojmowałam tego co się działo. Nie mogłam zrozumieć. Byłam na to zbyt głupia. Nie byłam gotowa na coś takiego. 

- Jestem cała twoja - szepnęłam. 

I to był właśnie moment, w którym zaprzedałam duszę diabłu. 

- Co cię tak cieszy? - zadane pytanie wybudziło mnie z zamyślenia. Zamrugałam kilkakrotnie, napotykając na tęczówki Nathaniela, które patrzyły prosto na moją twarz. 

- Nic - odpowiedziałam. 

- Kłamiesz - parsknął. Boże, przysięgam, że jego głosu z charakterystyczną chrypką po przebudzeniu mogłabym słuchać całe życie. Najpiękniejszy dźwięk na świecie. 

- Nie kłamię - zwęziłam usta w wąską linię. 

- Wiem, że to robisz - puścił mnie, a w miejscu, z którego zniknęła jego ręka poczułam chłód. Niemal jęknęłam niezadowolona tym faktem. Ziewnął cicho i wygrzebał się z pościeli. Cóż, przynajmniej oboje byliśmy ubrani. - I wiem o czym myślałaś. 

The perfect killer ✔️Where stories live. Discover now