Mara wpadła do mnie z wizytą, gdy tylko dowiedziała się o wypadku. Cóż, na moje nie stało się nic wielkiego. Pod względem fizycznym oczywiście. Pod psychicznym było trochę gorzej. Bo halo, ktoś usiłował mnie zabić.
Mimo tego, próbowałam się jakoś trzymać. Chciałam normalnie chodzić do pracy, jednak zostało mi to kategorycznie zakazane przez Davida. Dlatego miałam wolne do końca tygodnia. A był czwartek. Wariowałam już bo dwa cholernie dni siedziałam już w domu.
Upiłam kolejnego łyka ciepłej herbaty. Westchnęłam cicho, otulając kubek dłońmi. Mara patrzyła na mnie poważnym wzrokiem, taksując moją twarz swoimi dużymi oczami.
Musiałam opowiedzieć jej całą historię, od a do z. Z każdym, nawet najmniejszym szczegółem.
- No i wtedy przyjechał Nate - mruknęłam. - Trochę się posprzeczaliśmy.
- Nie rozmawiacie ze sobą? - dopytała, unosząc brwi. Wzruszyłam ramionami, sama nie znając odpowiedzi na to pytanie.
- Nie widzieliśmy się odkąd wyszłam ze szpitala - wytłumaczyłam. - Wymieniliśmy tylko parę wiadomości, ale głównie dotyczyły one tego, jak się czuję. Czyli nic szczególnego.
Mara na chwilę zamyśliła się.
- Jakby nie patrzeć, to chyba jego wina.
- Niby dlaczego? - prychnęłam na jej słowa. Zwariowała. To nie była jego wina.
- Sama mówiłaś, że problemy zaczęły się, gdy go poznałaś. W dodatku przyznał, że grozi ci niebezpieczeństwo. A teraz co? Ktoś usiłował zrobić z ciebie placka, wjeżdżając w ciebie autem.
- Ale co to ma, do cholery, do rzeczy? - spytałam, patrząc. Dziewczyna wywróciła oczami, wzdychając ciężko.
- To, że może próbuje się od ciebie odsunąć, żeby nie narażać cię więcej na nic innego.
Takiej opcji nie rozważyłam. Jej słowa dały mi dużo do myślenia. Ale jednego byłam pewna. Nie chciałam, by mnie zostawiał, odchodził z mojego życia czy cokolwiek innego. Chciałam aby został i był przy mnie.
Świat oszalał, a ja razem z nim.
- Ale ja nie chcę - powiedziałam szybko, wpadając w jeszcze większe bagno. Cholera, z każdym słowem powiększałam sobie listę rzeczy, z których będę musiała tłumaczyć się przed dziewczyną. Okej, może i nie była zbyt błyskotliwa, ale jeśli chodziło o jakieś sprawy sercowe, potrafiła wyłapać każde słowo, które mogłoby coś zmienić w danej sprawie.
- Czujesz coś do niego - bardziej oznajmiła niż przypuściła.
Czy czułam? Tak, oczywiście. Coś niezbyt głębokiego, jednocześnie tak mocnego, że nie mogłam się przed tym bronić. Byłam zbyt słaba by z tym walczyć. To nie była miłość i tego byłam pewna.
- I co z tego? - spytałam. - Może i czuję. Ale co to zmienia? Spójrz na mnie i na niego. Widzisz różnicę? Jesteśmy z zupełnie innych światów. On zasługuje na kogoś lepszego. Ja nie jestem zbyt dobra dla niego.
- Oczekujesz od niego czegoś więcej, prawda? - chcąc nie chcąc, musiałam skinąć głową. Tak, oczywiście. Oczekiwałam. Ale na tym się wszystko kończyło. - Więc najpierw ty pokochaj samą siebie. A później oczekuj tego od niego.
- Ale...
- Nie oczekuj czegoś, czego sama nie robisz.
I na tym właśnie zakończył się temat. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Dosłownie mnie zatkało. Słowa Mary były niezwykle... bolesne. Nie w sensie, że mnie skrzywdziły.
YOU ARE READING
The perfect killer ✔️
RomanceDla ludzi było to morderstwo. Dla niego było to dzieło tworzone przez lata. Dla niego było to arcydziełem.