Pusto wpatrywałam się w jeden punkt przed sobą. Nie byłam nawet w stuprocentowo pewna, czy aby na pewno mrugałam. Dosłownie zastygłam w bezruchu i tak siedziałam już dobre pół godziny. A może i więcej? Nie byłam w stanie tego określić.
Jedyną oznaką na to, że w ogóle żyłam była moja unosząca się klatka piersiowa. Moje oddechy były szybkie i płytkie, bo na inne nie było mnie stać. Mój mózg przestał pracować, moje serce przestało bić w normalnym rytmie - czułam, jakby chciało wyskoczyć mi z piersi, boleśnie obijając się o moją klatkę piersiową. Żołądek miałam zaciśnięty w supeł i gdyby aktualnie ktoś podsunąłby mi coś do jedzenia, to chyba bym zwymiotowała.
Dosłownie nie potrafiłam się ruszyć, jakby ktoś za pomocą magicznej różdżki odebrał mi wszystkie funkcje życiowe.
Słyszałam wszystko, co mówiono w pomieszczeniu, w którym aktualnie się znajdowałam. Słyszałam ten wrzask, te krzyki, tę wściekłość i furię w czystej postaci. Ale nie reagowałam na to. Jednym uchem wpuszczałam wszystkie słowa, a drugim je wypuszczałam nawet się nad nimi nie zastanawiając.
Czułam chłód, który otulał moje ciało z każdej strony. Było mi tak cholernie zimno, czułam się jakbym miała zaraz zamarznąć. Zamrugałam kilkakrotnie i powoli opuściłam głowę. Każdy mój ruch był tak automatyczny,że nie zdziwiłabym się, gdyby ktokolwiek porównałby mnie do robota. Tak się wtedy też czułam - jak robot bez żadnych emocji czy uczuć. Byłam pusta, wypruta z jakichkolwiek objaw człowieczeństwa.
Poczułam jak żółć podchodzi mi do gardła, kiedy zauważyłam czerwone plamy na swojej koszulce. Moje dłonie były ubrudzone czerwoną cieczą, która już zdążyła na nich zaschnąć. Przełknęłam głośno ślinę i uniosłam z powrotem głowę do góry. Mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem Nathaniela. Przymknęłam na chwilę powieki, chcąc dać swojemu umysłowi choć chwilę ukojenia, jednak nic takiego nie przyszło.
Bo zwyczajnie w świecie, nie zasługiwałam na coś takiego jak ukojenie.
Ukojenie było dla ludzi, którzy na nie zasługiwali. Zasługiwali na to, aby zagłuszyć ból, który w nich siedział. Zasługiwali na to, bo byli dobrymi ludźmi.
A ja do takich nie należałam.
Nie zasługiwałam na to, aby zagłuszyć męczące mnie myśli. Nie zasługiwałam na coś takiego, jak zapomnienie o tym, co się stało. Na zawsze miałam już nosić brzemię swojego przewinienia. Tego, czego się dopuściłam. Na zawsze to co się stało, miało być częścią mnie. Miało to być moją karą. Za grzechy, których się dopuściłam. Tak jak Syzyf wtaczał swój głaz pod górę, ja miałam do końca życia trzymać za rękę swoja karę.
- Co ty sobie myślałaś? - pytanie to sprawiło, że przekrzywiłam głowę w bok i uważniej przyjrzałam się mężczyźnie, który stał na przeciwko mnie. Zaciskał nerwowo dłonie w pięści, a przez to, że również i zaciskał szczękę, rysy jego twarzy stały się wyraźniejsze i dziesięć razy ostrzejsze.
- Co? - po raz pierwszy od zdarzenia, zabrałam głos. Był tak zachrypnięty, że poczułam nieprzyjemne pieczenie w gardle. Przełknęłam ślinę i zamrugałam kilkakrotnie.
- Nie denerwuj mnie, Stacy - warknął w moją stronę. - Co ty sobie do kurwy nędzy myślałaś, jadąc do Christiana?! - wrzasnął, a jego krzyk odbił się echem po ścianach pokoju.
- Nate - wtrącił się David, który również znajdował się w pomieszczeniu. - Uspokój się, nie widzisz, że jest w szoku? - spytał. Chciałam się odezwać, jednak jak na złość nic nie przychodziło mi do głowy. Nie potrafiłam złożyć zdania w jedną, sensowną całość.
YOU ARE READING
The perfect killer ✔️
RomanceDla ludzi było to morderstwo. Dla niego było to dzieło tworzone przez lata. Dla niego było to arcydziełem.