12. To krew?

2.1K 169 72
                                    

Na każdym kanale telewizyjnym jak i radiowym powtarzano to samo. Miałam wrażenie, że scenariusz do piętnastu stacji pisała jedna i ta sama osoba. A wszystko to dotyczyło perfekcyjnego zabójcy, który po raz kolejny ucichł. Od tygodnia nie było słychać nic o nowych zabójstwach, czy choćby porwaniach. 

Westchnęłam cicho, całkowicie wyłączając dekoder jak i telewizor. Poszłam do łazienki, gdzie stanęłam przed lustrem. Dziś mijał tydzień, kiedy zrobiłam sobie swój pierwszy tatuaż w życiu. I szczerze mówiąc, gdyby teraz miała zrobić to znowu, nie zawahałabym się ani chwili. Nie odczuwałam już bólu. Teraz mogłam cieszyć się tylko i włącznie ładnymi motykami na moim barku. 

Nabrałam trochę maści na palce, którą dostałam od Bobby'ego i zaczęłam rozprowadzać ją po całym tatuażu. Na początku miałam z tym trudności, jednak teraz robiłam to bez większych przeszkód. 

- Stacy - usłyszałam za sobą głos Dylana. Spojrzałam na niego w odbiciu lustra, unosząc brwi. 

- Coś się stało?

- Idę dziś do klubu razem z Ethanem i Colinem - oznajmił, przecierając zmęczoną twarz. - Muszę to wszystko jakoś odreagować. 

Westchnęłam cicho i wytarłam w ręcznik resztki mojej maści, które zostały mi na palcach. Odwróciłam się w jego stronę, posyłając mu smutne spojrzenie. 

Związek mojego brata i Amy ostatnio przechodził kryzys. Po tym co się stało, Dylan obwiniał się a Amy no cóż, próbowała mu to wybić z głowy. I właśnie wtedy rozpoczynały się kłótnie. Trwało to właściwie od momentu, w którym dziewczyna wyszła ze szpitala. 

- Chcesz iść z nami? - spytał, opierając się ramieniem o futrynę drzwi. 

- Sama nie wiem - mruknęłam. 

- Możesz zabrać ze sobą Nate'a, jeśli chcesz - wzruszył ramionami. - Mi już wszystko jest obojętne. Chcę się po prostu napić. Albo lepiej będzie brzmiało, upić. Najebać się. 

- Dylan... 

- Jakby co, mów. Wychodzimy przed dwudziestą. 

I z tymi słowami zostawił mnie samą. Jeszcze przez chwilę patrzyłam w miejsce, w którym zniknął. Próbowałam go zrozumieć, naprawdę. Nie chciałam by cierpiał. Wiedziałam, jak bardzo kochał Amandę i jak bardzo ciężka była dla niego ta sytuacja. 

Ale czy naprawdę jedynym pocieszeniem był alkohol? 

Topić smutki w alkoholu, to chyba najgorsze co można zrobić. Owszem, na chwilę one znikną. Na chwilę o ich zapomnisz i będziesz potrafił się bawić. Ale gdy to wszystko z ciebie zejdzie, dopadną cię z dwa razy mocniejszą siłą. Uderzając w ciebie i niemal krzycząc, że one nie znikną. Nie odejdą, dopóki ich nie wyjaśnisz. 

Podobnie było  z potworami spod łóżka. Mogłoby się wydawać, że wraz z wiekiem one znikały. Ale nie. One nigdy nie znikały. Czaiły się w naszych głowach, czekając na odpowiedni moment, w którym mogłyby zaatakować. 

Podeszłam do biurka, na którym leżał mój telefon. Przez chwilę się wahałam, czy aby na pewno dobrze robię, wybierając numer do Nathaniela. Ale co mi szkodzi? Przecież jeśli nie będzie chciał, po prostu odmówi. To normalne. 

Przełknęłam ślinę i nacisnęłam na jego imię na liście kontaktów. Nawiązałam połączenie, ku mojemu zdziwieniu mężczyzna odebrał już po jednym sygnale. 

- Stacy - powiedział. Wyczułam, że jego głos jest lekko zdenerwowany. - Coś się stało?

- Nie, nic - odpowiedziałam. - Chciałam tylko o coś spytać? 

The perfect killer ✔️Where stories live. Discover now