Choroba sprawiła, że znalazłam czas na korektę pierwszej części tej historii, więc serdecznie zapraszam na premierę.
Mam nadzieję, że się spodoba. :)
///
W życiu Louisa Tomlinsona nie było miejsca na błędy ani niespodzianki. Zawsze planował wszystko z wyprzedzeniem, jeśli obrał sobie coś za cel - zawsze opracowywał dokładny plan, z określeniem potrzebnych narzędzi i przewidywanego terminu jego realizacji. Wynikało to z tego, że od pewnego momentu w swoim życiu chciał mieć wszystko pod kontrolą. Chciał być i był perfekcjonistą z prawdziwego zdarzenia. Tak, właśnie dlatego nie było w jego życiu miejsca na błędy ani niespodzianki.
Właśnie.
W tej chwili nie potrafił określić czy to, co właśnie trzymał w rękach: podłużny, plastikowy przedmiot, zwiastował błąd czy katastrofę. Niewinne dwie różowe kreski niemal krzyczały w jego stronę. Zabrakło mu tchu i poczuł jak zbiera mu się na wymioty.
Błąd?
Katastrofa?
Zdecydowanie katastrofa.
*
Siedział na kanapie i wpatrywał się w swój ciągle płaski brzuch, który od pięciu tygodni krył w sobie nieproszonego lokatora. Tuż przed nim, na szklanym stoliku, leżał plik dokumentów, który otrzymał od lekarza. Było tam zdjęcie usg, kilka broszurek informacyjnych, recepty i karta przebiegu ciąży.
KARTA PRZEBIEGU CIĄŻY.
Był w ciąży.
Zdecydowanie wolałby skok w dół Wielkiego Kanionu niż to.
Jak przez mgłę pamiętał tamtą noc w klubie, do którego wyciągnął go przeklęty Liam. Echem w jego umyśle odbijały się słowa Payno, który narzekał, że ciągle siedzi w pracy i potrzebuje trochę wyluzować. Oczywiście jego przyjaciel nie był winien temu, że znajdował się w obecnym stanie, przynajmniej nie bezpośrednio. Nie, nie rzucił go w ramiona pierwszego lepszego chłopaka, który był na pewno bardziej trzeźwy od niego. Po prostu Louis zbyt zaufał Liamowi, który obiecał, że będzie pilnował go z drinkami.
Można powiedzieć, że Louis był perfekcjonistą w każdym calu. Dlatego nie imprezował tak często, jak Liam by tego chciał. Ale jeśli to robił - to na całego, do całkowitego zgonu. Nie uznawał półśrodków.
No to się doczekał.
Owoc jego „perfekcjonizmu" był wielkości ziarenka sezamu, dwumilimetrowy zlepek komórek jego i tego drugiego... Tatusia? Skoro on nosił w sobie to coś, to znaczyło, że był mamusią?
Na samą myśl znów chciało mu się wymiotować.
Nawet tego chłopaka nie pamiętał, jedynie strzępek jego głębokiego głosu, który z perspektywy czasu nie wydawał mu się już prawdziwy. Był w prawdziwej czarnej dupie.
Tomlinson był tak zajęty swoimi myślami, że nie usłyszał dzwonka do drzwi i tego, jak ktoś wchodzi do jego mieszkanka.
- Louis? Lou? - w pomieszczeniu rozbrzmiał głęboki i miły dla ucha głos, ale dopiero duża dłoń na ramieniu sprawiła, że Louis podskoczył w miejscu. Spojrzał z przestrachem na przyjaciela, którego uśmiech nieco zbladł. - Hej, spokojnie. Wszystko w porządku?
- T-tak. Nie-e. - zaplątał się i ukrył twarz w dłoniach. Liam bez słowa opadł obok niego i czekał. Nikt nie znał Louisa tak jak on. - Po prostu... - odezwał drobniejszy mężczyzna - Czy możesz mnie przytulić?
- Oczywiście. Nie musisz o to pytać. - Payne od razu otworzył ramiona, aby po chwili zamknąć przyjaciela w szczelnym uścisku.
Czuł jak ciężko oddycha, a jego koszula zrobiła się wilgotna na wysokości serca, czyli tam gdzie spoczywała twarz szatyna. Czy on płakał? Ogarnął go niepokój i już miał zapytać co takiego się stało, gdy jego uwagę przykuł mały stos dokumentów na stoliku przed nimi, ze zdjęciem usg na wierzchu. Nie musiał już pytać, wzmocnił uściski cicho zaczął zapewniać, że na pewno wszystko się ułoży.
CZYTASZ
Two & A Half Men [LARRY]
FanfictionHarry'ego i Louisa pozornie dzieli wszystko: styl życia, status społeczny i ekonomiczny. Ich drogi krzyżują się w najmniej oczekiwanym momencie, a jedna, brzemienna w skutkach marcowa noc wiąże ich na całe życie. Dorzućmy do tego Liama z syndromem m...