Rozdział 3: Zabieg

2.1K 144 125
                                    

Słyszał niewyraźne nawoływanie.

Louis, wróć do mnie.

Otaczała go ciemność, a w głowie niemiłosiernie szumiało. Głos z każdą sekundą robił się wyraźniejszy, chciał otworzyć oczy, ale powieki wydawały mu się zbyt ciężkie. Czuł ciepłą dłoń, która delikatnie muskała jego prawy policzek.

- Lou? - i znów ten głos. Poczuł jak ciepło powoli ogarnia jego zwiotczałe ciało. Chłopak z klubu. Ojciec Orzeszka.

Pierwsze co zobaczył to zmartwione spojrzenie zielonookiego chłopaka, który natychmiast zabrał swoją dłoń z jego policzka. Westchnął i próbował podnieść się, ale niemal natychmiast opadł na kozetkę.

- Louis, spokojnie. Wszystko okej. - powiedział cicho jego towarzysz, po czym wstał i uśmiechnął się niepewnie. – Pójdę po panią doktor. - dodał i ruszył w stronę drzwi.

- Dziękuję – zaczął, ale uświadomił sobie, że nie zna imienia zielonookiego. - Przepraszam, nie pamiętam Twojego imienia... - zawstydził się i opuścił wzrok na swój brzuch. Nie zobaczył jak uśmiech na twarzy chłopaka niemal natychmiast zostaje zastąpiony przez rozgoryczenie.

- Nic nie szkodzi. Jestem Harry. Harry Styles. - odpowiedział brunet beznamiętnie, jakby rzeczywiście nie obchodziło go to, że Tomlinson nie pamiętał tak ważnego szczegółu.

Gdy drzwi zamknęły się z lekkim trzaśnięciem, Louis poczuł jak zbiera mu się na wymioty. Było mu wstyd, okropnie wstyd, że doszło do takiej sytuacji. Na starcie pokazał się z najgorszej strony... A jeszcze bardziej zrobiło mu się źle, gdy pomyślał, że będzie musiał z nim porozmawiać. Żałował, że zgodził się na tę umowę z Liamem, żałował, że w ogóle powiedział mu o tej całej sytuacji. Był zbyt głupi, zbyt słaby, aby poradzić sobie z tym problemem samemu. Był naprawdę beznadziejnym przykładem ludzkiej głupoty.

- Panie Tomlinson, jak się pan czuje? - usłyszał zatroskany kobiecy głos, więc podniósł głowę i spojrzał w stronę drzwi. Jego oczom ukazała się młoda lekarka w różowym kitlu, z niebieską teczką w lewej i z kubkiem w prawej ręce, która próbowała zamknąć za sobą drzwi. Znów spróbował podnieść się do siadu i tym razem z sukcesem. Zawroty głowy trochę zelżały, ale nawet nie myślał o tym, aby posunąć się dalej i przenieść się na fotel przeznaczony dla pacjenta.

- Jestem doktor Rita Ora. Spokojnie, proszę zostać na kozetce. I tak muszę pana zbadać, aby wybrać najlepszy sposób przeprowadzenia aborcji płodu. - powiedziała zdecydowanie i bez ogródek. Podeszła i podała mu kubek, w którym była zwykła woda. Dopiero w tym momencie poczuł jak bardzo chciało mu się pić.

- Płodu? - to słowo w jej ustach zabrzmiało okropnie. Zdecydowanie bardziej wolał przezwisko, które wymyślił Liam. 

- Tak. Na gruncie etyki można spotkać się ze stwierdzeniem, że płód staje się dzieckiem, gdy matka po raz pierwszy poczuje ruchy dziecka. W pana przypadku jeszcze do tego daleko, z pana formularza – kobieta sięgnęła po teczkę z jego nazwiskiem i wyjęła z niego jedną z kartek – a raczej z tego, co zdołał Pan wypełnić przed zasłabnięciem, wynika, że to szósty albo siódmy tydzień?

- Tak, zgadza się. - pił wodę małymi łyczkami, uważając, aby nie wylać jej na siebie, co często mu się zdarzało. Liam śmiał się, że w końcu kupi mu kubek niekapek.

- Pierwsze ruchy mógłby Pan poczuć około czwartego miesiąca, więc tak, mniej więcej do tego momentu lepiej nazywać je płodem. Chyba, że czuje się Pan urażony? - zapytała zakłopotana.

- Mów mi Louis. Mój przyjaciel nazwał je Orzeszkiem. - wyznał i momentalnie zachciało mu się płakać. -  Bo cały czas mam-- miałem przez nie ochotę na orzechy.

Two & A Half Men [LARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz