3.

710 34 15
                                    

Pobyt w Cambridge mijał wyjątkowo szybko. W ostatnim tygodniu kwietnia miałam jedno, duże zobowiązanie w Toronto - sesja i wywiad dla kanadyjskiego Vogue przy okazji akcji "Młodzi i utalentowani". Myślałam, że będę najstarszą z młodych, ale okazało się, że twórca popularnej apki ma trzydzieści dwa lata. Nie byłam pewna, ale wtedy w styczniu, gdy zaproszono mnie do tej akcji, wydawało mi się, że Shawn też ma być jednym z członków. Jednakże chwilę temu Connor dodał zdjęcie Shawna zrobione po koncercie w Europie. Tam była noc, tu późne popołudnie. Nie myślałam, że to możliwe, ale cieszyłam się, że jestem w Toronto.

Stałam przed lotniskiem z niewielką walizką i czekałam na swojego ubera. Ściskałam telefon w dłoni czekając na powiadomienie, że mój kierowca już dotarł, gdy zawibrował mój telefon.
-Cześć Mia.
-Nie mówiłaś, że wracasz do Toronto!
W tle słychać było hałas.
-Mia słabo cię słyszę.
-Ktoś odbierze cię z lotniska?
-Czekam na ubera. Ale skąd...
-Inatagram!
Krzyknęła a hałas narastał.
-Przyjedź na kampus. Jest impreza!
Krzyknęła jeszcze głośniej i się rozłączyła. Ktoś wrzucił do internetu zdjęcia z lotniska? Zaczęło mnie to męczyć.

Dobrze było być w swoim mieszkaniu. Własna łazienka, a nie łaźnia na końcu korytarza, jedna na dwadzieścia osób. Kuchnia, a nie gotowe menu na stołówce. I wanna... Rozmarzyłam się myśląc o gorącej, aromatycznej kąpieli, maseczce i winie. Ale nie miałam wina... i w sumie nic na kolację. Zabrałam torebkę i wyszłam do marketu na rogu.

Gdy czekałam na windę czułam się jak wtedy gdy pierwszy raz do niej wsiadałam wybierając się na zakupy. Westchnęłam głośno i jeszcze raz wcisnęłam przycisk przywołujący windę. Byłam wtedy kompletnie anonimowa, byłam nikim. A dziś? Dziś miałam jedną okładkę Vogue za sobą i drugą przed sobą, dziś miałam prawie pięćdziesiąt sprzedanych płócien i kilkaset przedrukowanych grafik, miałam naprawdę ważne stanowisko w uniwersyteckiej galerii sztuki, byłam na prestiżowym stypendium w Anglii, a we wrześniu... We wrześniu tego roku przenosiłam się do Nowego Jorku.

Głośne DING i drzwi windy rozsunęły się.
-Emma?
-Josiah?!
-Co..
-Co.
Weszłam do windy i uściskaliśmy się serdecznie.
-Co ty tu robisz, Emma?
Trzymał mnie za ramiona i uśmiechał się serdecznie.
-Sesja dla Vogue jutro, ale co ty tu robisz?
Potrzebowałam takiego spotkania. Jego miła i radosna twarz, dodała mi pogody ducha.
-Sesja dla Vogue. Będę robił zdjęcia jako jeden z młodych i utalentowanych.
Położyłam dłonie na jego wciąż spoczywających na moich ramionach.
-Niesamowite! Naprawdę?
Kiwnął głowa.
-No dobra. Ale co robisz tutaj? W sensie tutaj w tym budynku.
Patrzyłam na niego podejrzliwie.
-Zatrzymałem się na dwie noce u Shawna. Pojutrze lecę do Teksasu.
-Shawn też tu jest?
Czułam, że krew odpływa mi z twarzy.
-Nie no co ty, Emma.
Wysiedliśmy razem z windy i okazało się, że idziemy w tym samym kierunku. Josiah opowiadał mi o koncertach, a ja o stypendium. Zrobiliśmy zakupy w tym samym sklepie i nawet poszłam z nim odebrać paczkę. Rozmawialiśmy jak wieloletni kumple, a na dobrą sprawę nigdy wcześniej tego nie robiliśmy. Josiah to był Josiah, dobry kumpel Shawna, koncertowy fotograf. Nigdy się z nim nie zaprzyjaźniłam, bo nie miałam okazji, a dziś odnalazłam w nim bratnią duszę. Umówiliśmy się, że rano pojedziemy razem na sesję.

**

Miejsce sesji zaparło mi dech w piersi. Pierwszy raz byłam w Lake Shore chociaż słyszałam o tym miejscu wiele. Luksusowe miasteczko pod Toronto, jezioro, las i kamieniste plaże. W domu nad brzegiem jezioro zorganizowano sesję w bieli. Wszyscy mieliśmy być ubrani na biało. Josiah nie był przekonany do tego pomysłu, ale gdy zobaczył całą naszą szóstkę w bieli od razu zaczął przedstawiać nam swoje pomysły. Oprócz mnie była jeszcze jedna dziewczyna. Wyglądała na góra piętnaście lat, ale miała dwadzieścia jeden i była felietonistką. W wieku dwudziestu lat zdobyła Pulitzera, za reportaż o kobietach. Temat był ciężki więc nie dociekałam o co chodziło. Wszyscy byli tacy poważni, czułam się źle, głupio. Anaise, bo tak miała na imię zdobywczyni Pulitzera patrzyła na mnie z politowaniem, gdy w jeansach i staniku rozmawiałam ze stylistką, która próbowała mnie namówić na damski garnitur, ale ja upatrzyłam sobie białą, satynową suknie.
-Będzie widać twoje tatuaże.
-A czy nie o to chodzi?
Słuchałam jej i nie wierzyłam. Zaprosili artystkę i teraz nie pasowało im, że artystka ma tatuaże? Wiedzieli o tym, gdy sesja z Shawnem ozdobiła ich magazyn dwa numery temu.
-Proszę cię, nie utrudniaj mi pracy.
Przewróciłam oczami.
-Zdjęcie grupowe w garniturze. Pojedyncze w sukni. I bez koszuli pod marynarką.
-Ale to zaburzy cała koncepcję.
Zaczęła stękać próbując zmienić moje zdanie. Ale twardo stałam przy swoim.
-No i?
-Jezu, nigdy nie pracowałam z kimś tak trudnym!
Odeszła warcząc ze złości.
-Emma!
Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą Josiah robiącego zdjęcia z backstageu sesji.
-Musisz mi koniecznie wysłać te zdjęcia.
Klepnęłam go lekko w ramię mijając go.

The Painter II: Niebo się nie zmienia.   // Shawn Mendes ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz