12.

661 28 22
                                    

-Idziemy wieczorem na koncert, Em.
-Jaki? W sensie kogo.
Tradycjnie jak co rano uprawialiśmy jogę na tarasie. Dziś było chłodniej, zapowiadano nawet opady deszczu.
-Twojego ulubionego muzyka.
-Grasz dziś w Nowym Jorku?
Usiadłam prosto i spojrzałam na niego zdziwiona.
-Co? Nie. Nie ja. Drugi twój ulubiony muzyk.
-Bon Jovi?
-Nie.
-Dave Grohl?
-Nie.
-Powiedz, że Ed Sheeran albo Andrea Bocelli.
-Boże, kobieto, jak można mieć tak rozbieżny gust muzyczny?
-No co? Poznałeś mojego tatę, to jego wina.
-Jeszcze jakiś ulubiony muzyk? Może trochę młodszy?
-Ed jest młody, ma tyle lat co ja.
Siedziałam po turecku na macie.
-Naprawdę?
Zaskoczyłam go tą informacją.
-No. Też dowiedziałam się całkiem niedawno. Więc czyj koncert?
-Skoro nie zgadłaś to będzie niespodzianka. Nie powinnaś się zbierać? Mówiłaś, że jesteś umówiona w galerii na brodwayu.
Złapałam jego dłoń i spojrzałam na zegarek zdobiący jego nadgarstek.
-No powinnam powoli się ogarniać.
Pocałowałam go lekko i zaczęłam zwijać swoją matę.

**

-Powodzenia!
Krzyknął, gdy wychodziłam z mieszkania. Akurat to mi będzie potrzebne. Bardzo nie chciałam spotykać się z Shawnem, ale raz na zawsze musiałam zakończyć tę poronioną farsę. Powinnam była to zrobić już dawno temu.

Byłam w galerii wcześniej, chciałam chwilę porozmawiać z panią Salterzman. Jej galeria wystawiała głównie sztukę nowoczesną i mogłabym się założyć, że wisiało tu kilka obrazów Matta, widziałam raz jego sygnature artystyczną i miałam wrażenie, że taka sama zdobiła przynajmniej cztery z wywieszonych tu prac.
-Witaj słonko. Co cię do mnie sprowadza?
Matka Matta to typ kobiety przytulającej i nazywającej wszystkich czule i zdrobniale. Nie to, żeby mi to przeszkadzało, ale na dłuższą metę szło się porzygać od nadmiaru słodyczy. Chociaż na pierwszy rzut oka wyglądała na zimną i zachowawczą sukę.
-Nudziłam się trochę.
Skłamałam.
-Więc wpadłaś do mnie? Jak twoje szkice do książki? Matthew mówi, że masz pokaźną kolekcję i jest z ciebie dumny.
Opierała się o kontuar i bacznie przyglądała się moim ruchom.
-Szkice w porządku, miałam ostatnio małą blokadę, ale minęła.
Patrzyłam ukradkiem w wielkie okno wychodzące na chodnik. Shawn się zaczynał spóźniać.
-I tak sobie myślałam... Wiem, że pani galeria wystawia tylko sztukę nowoczesną abstrakcyjną, ale może znalazło by się trochę miejsca dla mnie?
To było niezręczne prosić ją o to. Ale pytając nie traciłam nic, mogłam tylko zyskać.
-Właściwie to przejrzałam twoje portfolio. I to oficjalne, które dał mi Matthew i to nieoficjalne na twoim Instagramie. Masz jedną pracę, która chciałabym kupić do galerii.
-Którą?
Zaskoczyła mnie.
-Ten mężczyzna tylko w wersji posągowej.

Zaskoczyła mnie tak bardzo, że nie zauważyłam Shawna wchodzącego do galerii. Odwróciłam się w kierunku, który wskazała i on tam był. Stał w drzwiach w koszulce i szortach, jakby dopiero wyszedł z siłowni. I pewnie tak było.
-Dzień dobry.
Uśmiechnął się szarmancko do kobiety, a później do mnie i rzucił radosne "cześć Emma".
-Sprawdzę ten obraz, o którym ci skarbie mówiłam. Gdzieś jest na zapleczu, daj mi z jakieś dwadzieścia minut to go znajdę.
Uśmiechała się do mnie podekscytowana i zniknęła za podwójnymi drzwiami.
-Nikt cię nie widział?
Zapytałam chłodno przechodząc w głąb pomieszczenia.
-Raczej nie.
Czułam, że podąża za mną krok w krok.
-Shawn, musisz odpuścić.
Odwróciłam się gwałtownie i uderzyłam twarzą w jego tors. Zaśmiał się i ujął moją twarz w dłonie. Cofnęłam się wyrywając z jego rąk.
-Emma.
-Odpuść. Nie ma już nas. I to przez ciebie.
Patrzyłam mu w oczy. Była w nich pewność i arogancja. Nie poznawałam go, to nie były te same radosne i przenikliwe oczy, które spotykałam w windzie. Co się stało?
-Dlaczego? Daj mi tylko jedną szansę. Nie zaprzepaszczę jej. Zrobię wszystko co tylko będziesz chciała. Zrezygnuje nawet z kariery byle tylko być z tobą.
-Pojebało cię? I mam przyjąć hejt twoich fanek? Nie dam ci szansy Shawn. Dając ją musiałabym odejść od Johna a nie zrobię tego.
Pierwszy raz byłam tego taka pewna. Nie chciałam odchodzić od Johna, był dla mnie dobry i czułam... Czułam, że to coś więcej niż luźny układ.
-Nie mów mi, że go kochasz. Nie uwierzę ci. Nie mogłaś tak szybko sie odkochać.
Patrzyłam na niego w taki sposób, że nie musiałam nic mówić. Mógł wyczytać z mojej twarzy niechęć do niego. Kochałam go... Ale w sumie kogo? Czy mogłam kochać ich obu? To chyba nie jest możliwe.
-Wiem, że wciąż mnie kochasz.
Podszedł bliżej, czułam zapach mojego kokosowego szamponu. On nim pachniał. Spuściłam wzrok na swoje stopy.
-Emma proszę.
Jego szczupłe palce spoczęły na moich ramionach.
-Shawn...
Powiedziałam to miękko, tak jak lubił.
-Kochasz mnie?
Podniosłam na niego wzork. Patrzyłam w jego czekoladowe oczy.
-Oczywiście, że cię kocham. Nawet na chwilę nie przestałem. Emma...
-Daj mi w takim razie odejść i być szczęśliwą.
Był tak zszokowany tymi słowami, że nie zdarzył zareagować kiedy minęłam go i wyszłam z galerii.

The Painter II: Niebo się nie zmienia.   // Shawn Mendes ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz