15.

720 34 26
                                    

A może by tak dwa rozdziały jednego dnia?
Przed premierowo - rozdział 15.
Mam nadzieję, że właśnie na coś takiego czekaliście czytając poprzednie rozdziały.
Dajcie znać co myślicie.

_________________________________

Przestąpywałam z nogi na nogę w pokoju hotelowym w Toronto. Po co ja tu przyjechałam. No po co? No po to, że miałam spotkanie z czytelnikami w galerii na uniwersytecie. Ale po co szłam na koncert Shawna? Czemu to sobie robiłam? Trzymałam w dłoni plakietkę na backstage i druk z wytwórni upraważniający do wejścia z biletem gold vip. Musiałam zaraz wyjść jeśli chciałam zdążyć na każdy etap do jakiego upoważniał mnie bilet. Ale mimo wszystko walczyłam ze sobą. Chciałam go tak bardzo zobaczyć... Po kłótni z Johnem chciałam zobaczyć pogodną twarz Shawna. Nigdy nie myślałam, że mogę aż tak pokłócić się z nim, że mogę rzucić w niego pierścionkiem a następnego dnia się wprowadzić. Kochałam ich obu - Shawna i Johna, ale musiałam wybrać. I chyba w końcu podjęłam decyzję, ale wciąż nie byłam jej pewna. Dlatego musiałam go zobaczyć. Musiałam go zobaczyć po tym co powiedział na ostatnim koncercie, to było tak poruszające. I czułam, po prostu czułam, że chciał zwrócić na siebie moją uwagę.

**

Dochodziła czternasta, gdy dotarłam do Rogers Centre. Odszukałam swoje wejście vip, choć mogłam wejść od zaplecza mając przepustkę na backstage. Ale chciałam zrobić coś innego.

Wyczekałam się strasznie długo zanim weszłam do środka ale wiedziałam, że warto. Zaczepiło mnie kilka dziewczyn, porobiłam z nimi zdjęcia, porozmawiałam, ale większość czasu spędziłam stukając w ekran telefonu i przeglądając stories chłopaków z zespołu. Specjalnie nic nie wstawiłam o koncercie. Miałam nadzieję, że Shawn nie zobaczy stories którejś z dziewczyn. Stałam grzecznie w kilku kolejkach i czekałam i czekałam... I czekałam... Nie myślałam, że "vip experience" to tyle oczekiwania w kolejkach. Ale w końcu nadszedł ten moment. Miałam nadzieję, że nikt mu nie powie, że tu jestem.

Dzień był wyjątkowo ciepły jak na wrzesień w Toronto. Zabrałam z Nowego Jorku kilka sukienek, miałam ogromny problem z wyborem ten właściwej i ostatecznie padło na sukienkę, w której rok temu spotkał mnie w windzie. To chyba było nasze pierwsze spotkanie. Tak, to na pewno był dzień, kiedy spotkałam go pierwszy raz w windzie. Pamiętam jak wtedy irytowała mnie ta jego radosna aura, jak się uśmiechał, jak idealną twarz miał. Te kości policzkowe...

Dochodząc do muzeum poprosiłam dziewczyny przede mną, by nie mówiły mu, że tu jestem. Chciałam go zaskoczyć. Zgodziły się nic nie mówić, widziałam podekscytowanie na ich twarzach.

W muzeum, na samym końcu przed kotarą czekał Jake, który od razu mnie zobaczył. Przyłożyłam palec do ust, by nie powiedział nic Shawnowi ani nie wymówił mojego imienia. Kolejka kurczyła się powoli, Jake zerkał na mnie raz nerwowo, raz uśmiechając się.
-Cześć.
Usłyszałam od niego, gdy została przede mna jedna dziewczyna.
-Cześć.
Szepnęłam i puściłam mu oko.
-Masz przecież przepustkę...
Przyłożyłam palec do ust, by nic więcej nie mówił. Dziewczyna przede mną zniknęła za kotarą. Czekał tam na nią idealny pod każdym względem Shawn.
-Gotowa?
Zapytał Jake i wpuścił mnie za kotarę.
Shawn stał tam. W sztruksowej, karmelowej kurtce i czarnych dżinsach. Był idealny jak grecki posąg.
-Cześć. Jak się masz...
Przeciągnął ostatnie słowo zaskoczony tym, kto wyłonił się z muzeum.
-Hej Shawn.
Stałam przed nim w lekkiej, kwiecistej sukience i trampkach. A on stał jak sparaliżowany, zabiegał o mnie przez ostatnie dwa miesiące i dziś pojawiłam się przed nim. Tu, na największym koncercie w jego karierze.
-Zdjęcie. Nie ma czasu.
Popędziła mnie jakaś kobieta robiąca zdjęcia. Udawałam więc fankę.
-Mogę cię przytulić?
Udawałam fankę i zaczynało mnie to bawić, a on uśmiechał się tak szeroko.
-Jasne kochanie.
Wiem, że mówił tak do każdej na spotkaniu. Podeszłam bliżej a on wyciągnął ku mnie ręce. Serce zabiło mi szybciej. Jego dłonie były ciepłe i miękkie, włosy idelanie ułożone a cera... Czy on był umalowany? Sięgnęłam rękoma za jego szyję, a jego dłonie dotknęły moich bioder. Objął mnie w tali przysuwając do siebie. Nachylił się i ukrył twarz w moich włosach. Czułam jego nos dotykający mojej skóry, jego oddech muskający ramię i duże dłonie powoli przesuwające się ku kręgosłupowi i zaciskające się tym samym na moich plecach. Żelazne szczęki najdelikatniejszego przytulenia.
-Jesteś tu.
Szepną cicho do mojego ucha a następnie delikatnie musnął je ustami.
-Nigdy nie przegapiłabym twojego największego koncertu.

The Painter II: Niebo się nie zmienia.   // Shawn Mendes ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz