Gdy jeszcze tydzień temu naciskałam na mamę, żeby zostawili mi zaproszenie z "plus jeden", nie wiedziałam z kim przyjdę na wesele własnej siostry. Ale musiałam z kimś przyjść nawet jeśli wiązałoby to się z zabraniem Matta albo pierwszego lepszego faceta z ulicy.
Tydzień temu, po oficjalnym ogłoszeniu przez management Shawna - czyli Andrew - jako, że Shawn i jego support Alessia są parą, straciłam grunt pod nogami. Dosłownie. Przeglądałam najświeższe komentarze pod swoim zdjęciem na "tojaaniemojasztuka", gdy Mia wysłała mi post z konta jednej z Mendes Army. Szłam akurat chodnikiem w stronę fontanny, gdzie umówiłam się z Cate i jej chłopakiem, mieliśmy razem jechać do centrum do kina. Gdy przeczytałam to obwieszczeniem nie zauważyłam obniżenia terenu o dwa stopnie i spadłam. Obdarłam łokieć, brodę i odezwał się ból w zwichniętym niedawno ramieniu. Nie pojechałam oczywiście do kina. W ciągu godziny cały świat wiedział, że Shemma już nie istnieje i teraz żył Shalessią.
Shawn nie odbierał ode mnie telefonu, do Andrew nawet nie próbowałam dzwonić, bo chciałam go zabić gołymi rękoma. Jak mogło stać się coś takiego?! Ponoć zdjęcie, które obiegło internet jak Alessia całuje Shawna było tylko "Alessia pocałowała mnie, ja nie oddałem tego pocałunku, Emma, byłem zszkowany tak samo jak ty, tylko ciebie kocham". I okazało się, że jednak nie.Rodzice dowiedzieli się niedługo potem i była histeria. Mama miała pretensje, że jej nie powiedziałam o rozstaniu, była zdruzgotana tym, że przez odległość my mentalnie też się oddaliłyśmy. Nie docierały do niej słowa, że nie rozstaliśmy się, że gdyby tak było to już dawno byłabym w Vancouver i wisiała uryczana i pijana na jej ramieniu. I jakoś tak wyszło, że następnego dnia zadzwoniła Marie pytając czy w takim razie może posadzić mnie z kolegami Charliego.
"Nie, Marie. Nie posadzisz mnie z przydupasami-trolami Charliego." - nie było dobrą odpowiedzią, bo siostra obraziła się na śmierć.Shawn odezwał się dopiero po dwóch dniach. Mówił, że próbował to odkręcić, ale już za późno. Tłumaczył, że Andrew nie wiedział, że do siebie wróciliśmy i mimo, że dosadnym "przecież my się kurwa nigdy do chuja pana nie rozstaliśmy" próbowałam mu to wyjaśnić to... To wszystko było jak grochem o ścianę. Tłumaczył, że to pomoże Alessi w karierze, że to tylko na czas trasy. Ale trasa nie była nawet w polowie. Ostatnie koncerty były w grudniu a był dopiero maj. Było mi tak źle, byłam taka wściekła. Nie mogłam nic zrobić tylko patrzeć jak ta siksa dobiera się do mojego faceta. Na Shawna nie działało nic, ani prośby ani groźby, że po trasie nie będzie powrotu. Ostatecznie wykrzyczałam mu przez telefon tyle okropnych rzeczy, że rozłączył się bez słowa i chwilę krzyczałam do głuchego telefonu. A darłam się tak bardzo, że chyba pol Cambridge mnie słyszało.
Kolejne dni nie chodziłam na zajęcia bo nie trzeźwiałam. Leżałam i się śmiałam z własnej głupoty i naiwności. "Wszystko wróci do normy po trasie, Emma. Obiecuję." Gówno prawda, Shawn. Nic nie wróci, ja nie chcę takiego życia. Nie chcę kłaść się spać bojąc się, że rano jakaś młoda aspirująca gwiazdeczka go pocałuje i będzie próbowała zrobić kariere na nim.
**
W drugim tygodniu maja byłam Bergerem dwudziestego pierwszego wieku. Zamiast żółtej karteczki, użyłam smsa by zerwać z Shawnem. I w sumie nadal nie wiem czy dotarła do niego ta wiadomość, bo nie miałam z nim żadnego kontaktu. Był obrażony po tym jak nazwałam go pieprzonym tchórzem i bezkręgowcem, miałam mu za złe, że złamał daną mi obietnicę. Obiecał przecież, że nikt i nic nigdy nie zmieni jego uczuć, że zawsze bedzie na mnie czekał. Dzięki Andrew, Shawn czekał na mnie całe dwa tygodnie.
**
Dwudziestego pierwszego maja wylądowałem na JFK w Nowym Jorku i czekała tam na mnie V. W końcu jakaś przyjazna twarz, twarz osoby, która nigdy mnie nie zdradzi i nie złamie danego słowa.
-O wow, Emma, zawsze miałaś twarz suki, ale takiej skwaszonej nigdy nie miałaś. Aż kurwa strach do ciebie podejść.
Zmroziłam przyjaciółkę wzrokiem.
-Zabierz mnie do swojej uroczej kamienicy na East Village i napój mnie winem, kobieto.
Burknęłam ciągnąć za sobą walizkę.
-Um... East Village...
Zaczęła się jąkać z niewyrazną miną. Patrzyłam na nią spod byka.
-Coś nie tak z dzielnicą, w której mieszkacie?
-Nie mieszkamy już tam.
Patrzyłam na nią zdezorientowana.
-Tydzień temu kupiliśmy mieszkanie w Soho.
-W sensie na Manhattanie?
-A znasz inne Soho?
Zapytała zirytowana.
-W Londynie, dzielnica uciech.
Zarechotałam a ona bez słowa pociągnęła mnie za ramię do taksówki.
CZYTASZ
The Painter II: Niebo się nie zmienia. // Shawn Mendes ff
FanfictionDruga część "The Painter: Nocne niebo nad Toronto" Czy można mieć ciasteczko i zjeść ciasteczko? Czy można spełniać swoje marzenia za cenę utraty miłości? Czy miłość rzeczywiście jest taka cierpliwa i przetrwa wszystko? Cambridge. Nowy Jork. Toron...