16.

759 41 19
                                    

Uśmiechał się głupkowato, gdy raz po raz pytałam czy nie powinien już iść i gdy pytałam gdzie nastepny koncert.
-Shawn, proszę cię.
-No co?
Siedział na łóżku, gdy ja szykowałam się w łazience.
-Nie znam trasy na pamięć. Gdzie teraz grasz? Kiedy będziemy mogli się zobaczyć?
-Teraz.
Wychyliłam się z łazienki na tyle na ile pozwalał mi kabel lokówki.
-Nie denerwuj mnie. Z Montrealu lece do Vancouver, potem LA, Nowy Orlean, Kansas City, Sant Louis...
-Nashville i Orlando.
Dokończył za mnie. Ściągnęłam brwi.
-Ty nie znasz całej mojej trasy ale ja znam twoją. Więc teraz się zobaczymy. Dziś i jutro.
Mówił pewny siebie.
-Chcesz jechać ze mną do Montrealu?
-Z wielką chęcią!
-To nie było zaproszenie, Shawn.
-Wiem, ale mam przerwę do dwudziestego trzeciego października. Wolę jechać z tobą niż lecieć z chłopakami na Hawaje.
Przewróciłam oczami.
-Ja wyjeżdżam za trzydzieści minut.

Położył się na łóżku a ja wróciłam do łazienki.
-O której masz spotkanie z fanami?
Dziwnie to brzmiało, gdy on to mówił.
-O siedemnastej.
-To ja dolecę. Muszę jeszcze załatwić coś w Toronto.
Patrzyłam w swoje odbicie w lustrze. Shawn tu był, zaczynało się układać.

Zajrzał do łazienki, gdy chowałam ostatnie kosmetyki do kosmetyczki. Widziałam go w odbiciu lustra.
-Co tam?
Zapytałam uśmiechając się lekko do niego.
-Tak tylko patrzę. Brakowało mi tego widoku.
Nie powiem, trochę mnie speszyły te słowa. Zawibrował mój telefon leżący obok umywalki. Alex dotarł do hotelu i zmierza do pokoju.
-Alex zaraz tu będzie.
-Powinienem się zbierać, co?
Podszedł i stanął tuż za mną.
-Spójrz jak idealnie razem wyglądamy...
Ciągnął.
-Nie może być tak codziennie?
-Może.
Odpowiedziałam krótko a on musnął ustami moje nagie ramię.

**

Całowaliśmy się na pożegnanie, gdy do pokoju wszedł Alex. Był zaskoczony i zmieszany, że zastał mnie w dżinsach i staniku przyklejoną do ust mojego rodaka.
-Dzień dobry.
Rzucił od progu.
-Dzień dobry, Alex.
Odsunęłam się od Shawna, ale na tyle, że wciąż trzymał rękę na moich plecach.
-Mogłaś napisać, że mamy gościa. Przyniósł bym mu kawę.
Postawił dwa białe kubki z żółtymi pokrywkami na stoliku, a Shawn spojrzał na mnie wymownie.
-Będę leciał.
-Okay.
Przygryzłam dolną wargę.
-Okay.
Powtórzył.
-Okay.
-Widzimy się po południu w Montrealu.
Uśmiechałam się jak kretynka. Pocałował mnie lekko i wychodząc zabrał ze stolika kubek z napisem "Alex". Zamykając drzwi mrugnął do mnie jednym okiem.

-Zabrał moją kawę? Prawda?
Zapytał udając zirytowanie Alex znad otwartego laptopa. Uśmiechnęłam się tylko i założyłam bluzkę. Dzień zapowiadał się wyjątkowo chłodno i wciąż padał rzęsisty deszcz, tak zgoła odmienna pogoda od wczorajszej. Ale mnie od środka grzało uczucie Shawna.

-Muszę widzieć co tu się stało. Bez szczegółów.
Jego opanowany, poważny głos wyrwał mnie z rozmyślań.
-Co masz na myśli?
-Ty i Mendes. Co z Johnem? Wyjaśniliście sobie wszystko?
Podniósł na mnie wzrok znad ekranu laptopa.
-No właśnie nie do końca.
Usiadłam na otomanie naprzeciw niego.
-Pamiętasz te scenę z Chicago? Z tą nastolatką.
-Oczywiście. Sam zadbałem, żeby filmiki stały się viralami.

Dobrze wiedzieć, Alex - przebiegło mi przez myśl.

-No więc, Shawn...

Streściłam mu wydarzenia ostatnich siedemdziesieciu dwóch godzin.
-A gdzie w tym wszystkim jest John Mayer?
-No właśnie, tak jakby... go nie ma. Posłuchaj mnie, Alex. Nie mogę być z kimś, kto czegoś mi zabrania i ma opinię o mnie, że jestem łatwa i robię karierę przez łóżko.
Trzęsły mi się ręce. Shawn nigdy czegoś takiego nie powiedziałby o mnie.
-Więc ucinamy wszelkie zapytania?
-Tak.
Zamknął laptopa i schował go do torby.
-A co z Mendesem?
-Tu jeszcze musisz dać mi trochę czasu.
-To nie będzie proste, zważywszy na to, że wasze zdjęcia z koncertu krążą w sieci. Jego fani znowu was shipują, ale jest też więcej hejtu teraz. Nazywają go Bieberem a ciebie Hailey.
-A John w tym wszystkim jest Shawnem?
Przewróciłam oczami.
-Nie powinniśmy jechać już do Montrealu?

The Painter II: Niebo się nie zmienia.   // Shawn Mendes ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz