Rozdział 2

8.4K 199 44
                                    

Draco był wściekły. Nie, wściekły to mało powiedziane. Był naraz smutny, zły, wściekły, zażenowany, zmarnowany i nie miał już po co żyć. Postanowił najpierw porozwalać calusieńki pokój, pobić kilku ślizgonów, zabić Weasley'a i na końcu się powiesić. Co prawda miał najpierw plan, żeby po prostu rzucić na siebie avadę, ale potem stwierdził, że musi jeszcze się zemścić na wszystkich i umrzeć boleśniejszą śmiercią. Już nie miał dla siebie nadzieji. Hermiona na 100% wyjdzie za Rona. Draco był tego pewien.
Wparował do pokoju wspólnego ślizgonów ze łzami w oczach i niewiele myśląc, przywalił gościowi który właśnie miał wychodzić. Gdy ten, z całym nosem we krwi, zatoczył się i upadł, całe towarzystwo zamilkło i wpatrywało się z przerażeniem w Dracona który podchodził do niektórych i walił im w twarz, wrzeszcząc przy tym jak rozwścieczony dzik. Zabini zareagował pierwszy. Nie próbując nawet uspokoić Malfoy'a, pobiegł po wszystkich nauczycieli, bo wiedział, że sam Snape i Dumbledore, nie dadzą rady. Wszystkie niemądre dziewczyny, totalnie zakochane w Draco, próbowały go uspokoić, co kończyło się całą podłogą, pełną nieprzytomnych ślizgonek z mózgiem wielkości orzecha.
Gdy bardzo dużo osób było poszkodowanych, cały P.W był rozwalony i Draco był pijany od ognistej whisky, znajdującej się w barku, wpadli nauczyciele z przerażonymi minami i niektórzy z nich (Trelawney, Sprout i Slughorn) zemdleli na widok okrwawionych uczniów i szkła rozwalonego po całym pokoju. Reszta zaczęła ogarniać ludzi i zanosić ich do skrzydła szpitalnego. Snape z pomocą McGonagall i Dumbledore'a opanował wściekłego blondyna, a Blaise i reszta ocalałych uczniów zabrała się za sprzątanie.

Następnego dnia Hermiona siedziała w wielkiej sali i nie tkneła jedzenia. Myślała o wczorajszym dniu. Chcąc odgonić od siebie tę myśl, spojrzała w stronę stołu ślizgonów. Że zdziwieniem stwierdziła, że siedzi tam tylko kilka osób... Przeniosła wzrok na stół nauczycieli, przy którym również brakowało ich kilku... Wiedziała, że coś się dzieje, więc chcąc zapytać McGonagall o co chodzi, wstała i podeszła do stołu profesorów.
- Pani Profesor?
- Tak Panno Granger? - spytała McSztywna przygnębionym tonem.
- Dlaczego brakuje kilku nauczycieli i sporo ślizgonów?
- Ach, no tak. Wypadało by powiedzieć wszystkim.... Usiądź Granger, za chwilę wszystko wyjaśnię.
Hermiona tylko skinęła głową i wróciła na miejsce. Poczuła czyjąś rękę na ramieniu i odwracając się, zobaczyła Harr'ego i Ginny, którzy przysiedli się do stołu. Rona nie było, jak się spodziewała, w końcu po wczorajszym, pewnie podrzebuje trochę czasu... Gryfonka była pełna wyrzutów sumienia.
- Cześć Hermiono, jak się czujesz?
- Dobrze - skłamała. Nie chciała o tym nikomu mówić. Nie teraz.
- Dlaczego jest tak mało ślizgonów? - odezwała się Ginny.
- I nauczycieli? - dodał Harry.
- Też się zdziwiłam, ale jak pytałam McSztywną, powiedziała, że za chwilę oznajmi wszystko całej sali.
- Okej.
McGonagall zastukała łyżką o kieliszek, prosząc o ciszę. Wstała i przemówiła.
- Drodzy uczniowie, wczoraj jeden z uczniów miał ogromny napad złości i przyczynił się do nieprzytomności dużej liczbie ślizgonów. Niestety pokój wspólny również został zrujnowany, więc prosimy ślizgonów o nie wchodzenie tam na tą chwilę, tylko przyjście do mnie na rozmowę, do gabinetu. Całe skrzydło szpitalne jest zapełnione, a leczenie może zająć nawet 2 miesiące. Oczywiście uczeń który to zrobił, zostanie odpowiednio ukarany. Dziękuję.
Po przemowie, każdy na sali zaczął rozmawiać między sobą, kto to taki i o co się wkurzył.
- Nie wierzę. Rozumiem że to ślizgoni, ale żeby poprzywalać, aż tylu uczniom?! - powiedziała Ginny.
- Masakra.
- Ja wiem kto to był. - powiedział poważnie Harry. - Malfoy.
- Malfoy? Serio Harry, znowu go podejrzewasz? - Hermiona mu nie uwierzyła. Według niej, Harry mógłby podejrzewać o wszystko co złe, właśnie Malfoy'a, bo to jego wróg.
- Hermiono, ostatnim razem miałem rację. On naprawdę był śmierciożercą!
- Tak, Harry, ale teraz podejrzewasz go bezpodstawnie!
- Wtedy też sądziliście że to było bezpodstawne, ale to JA miałem rację!
- Co się z tobą dzieje, Harry?! Jesteś takim egoistą!
- Ha! Co?! Ja egoistą?! A kto tu broni wroga?!
- Ale ja go nie bronię...
- Nie, no wcale! Wiesz co Hermiona?! Teraz już nie jest tak jak dawniej. Już nie jesteś taka sama. Ranisz wszystkich wokół!
Gryfonka nie wytrzymała. Rozpłakała się i wybiegła z sali. Chciała zamknąć się w dormitorium i płakać, ale potem stwierdziła, że nie będzie taka słaba. Postanowiła się po przechadzać po korytarzach Hogwartu. Rozmyślała nad wszystkim. Nad Harry'm, nad Ronem, nad słowami McGonagall... Była tak zamyślona, że nie zauważyła nawet jak schodzi do lochów i staje przed portretem do pokoju wspólnego Slytherinu. Postanowiła spróbować tam wejść. W końcu była ciekawa tego wszystkiego. Wiedziała że to niebezpieczne, ale miała różczkę, w zanadrzu.
- Hasło. - przemówiła kobieta z obrazu, lodowatym tonem.
Hm... Jakie może być hasło? Myślała Hermiona. Coś związanego ze Slytherinem.... Może...
- Czarna Magia?
- Błąd.
Kurcze... Słyszałam od Freda i Georga, raz, że mieli hasło "Snape". Ale czy to możliwe, żeby dalej takie było? Spróbujmy...
- Snape.
- Nie. Masz ostatnią szansę. - powiedziała dama jeszcze zimniejszym głosem. Hermiona była przekonana, że obraz ma ochotę powiedzieć: "Spadaj, szlamo!". No cóż, ma ostatnią szansę.... Raz kozie śmierć!
-Hm.... Czysta krew???
Portret zrobił kwaśną minę i bardzo niechętnie wpuścił gryfonkę do środka...

DRAMIONE - The heart is not a servantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz