~ If this is to end in the fire.
Then we should all burn together baby. ~- Nie szukasz swojej rodziny? - zapytałam zdziwiona. Gdybym ja znalazła się w tak trudnej sytuacji, szukałabym bliskich na wszystkie możliwe sposoby.
Czasami nadal nie potrafiłam określić jego specyficznego charakteru. Zachowywał się jak jakiś bezduszny całkowicie robot, znaleziony w opuszczonej przez wszystkich fabryce.
Jednak ta lekcja życia nadal trwała. Wtedy myślałam że nic już mnie nie zadziwi.
- Nie muszę ich szukać. - odparł z tajemniczym błyskiem w oku, co zdziwiło mnie znacznie bardziej.
- Dlaczego? - zadawałam miliony pytań, lecz w duszy wiedziałam, iż nie dostanę odpowiedzi na wszystkie. To nie w jego stylu.
- Bo nie żyją. - jego dziwny spokój był dla mnie nielada wyzwaniem. Nie miałam pojęcia skąd nauczył się ukazywania pozytywnej cechy w każdej trudnej, lub też jakiejś złej sytuacji. - Życie leci dalej, a ja z czasem się do tego przyzwyczaiłem. - powoli wysunął pudło, które jeszcze dzień temu przeglądałam.
Spojrzałam na niego, starając się ukryć każde, nawet najmniejsze złe emocje. W przypadku mojej osoby było to niezwykle trudne zadanie.
- Tutaj mam ostatnie, stare pamiątki po rodzinie. - przechylił je i tak po prostu wysypał całą jego zawartość na dywan.
- Delikatnie to to nie było. - burknęłam pod nosem, aby tego nie usłyszał.
Blondyn posłał mi karcące spojrzenie. Po raz kolejny, przez sekundę postrzegałam go jako istote pochodzącą nie z tej planety.
Jednak usłyszał.
- Nigdy nie interesowałeś się czy może jednak ktoś żyje? - to pytanie intrygowało mnie od początku naszej rozmowy.
- Wyczułbym to. - odparł ze stoickim spokojem. Przygryzłam dolną wargę w zadumie. O co mogło mu chodzić?
- Jak to... - urwałam aby przemyśleć to jeszcze raz. - Jak to wyczuć? - powtórzyłam jak w jakimś transie. Ja niedługo przez niego oszaleje, i to dosłownie.
- Jesteś jeszcze za mało doświadczona, na to żebym mógł ci o tym powiedzieć. - przekładał wszystkie znajdujące się na dywanie listy. - Musisz poczekać, aż uznam, że jesteś już na to gotowa. - w jego lewej dłoni dostrzegłam parę zaschniętych płatków białej róży.
Kiedy już zaczęło mi się wydawać, że wiem o nim niemalże wszystko, okazało się, że tak naprawdę nie wiem o nim nic. Poczułam, jak bym upadła z conajmniej dziesiątego piętra.
- Skąd ty bierzesz te płatki? Przecież w tym domu nie ma nawet jednej róży. - powiedziałam zgodnie z prawdą. W całym domu było pełno paproci, ale ani śladu róż.
- Róże są bardzo ważne w moim krótkim życiu. - powiedział cicho, miętoląc w dłoni wspomniane wcześniej płatki. - Nie ma róż, nie ma mnie. - powiedział przyciszonym głosem.
Totalnie mnie zamurowało, nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Czy to znaczy, że bez róży on umrze? Takie pytania krążyły mi po głowie. W moim mózgu rozpętało się teraz istne tornado myśli.
- Ja już nie wiem co mam myśleć! - wybuchłam w końcu niekontrolowanym gniewem. - To wszystko jest tak strasznie skomplikowane. Czy ty w ogóle jesteś człowiekiem?! - uniosłam się.
Chłopak nie odpowiadał, patrzył na mnie bystrym wzrokiem starając się mnie jak najlepiej rozpracować.
- Ech. - ciche westchnienie opuściło jego malinowe usta.
![](https://img.wattpad.com/cover/157415686-288-k932692.jpg)
CZYTASZ
𝔐𝔬𝔯𝔡𝔢𝔯𝔠𝔞 - 𝔪.𝔤
FanfictionCzasami mamy wrażenie, że nie spotka nas nic lepszego jak i nic gorszego od tego, co wydarzyło się w przeszłości. Nie jesteśmy sami na tym zniszczonym świecie i ja się o tym przekonałam, lecz wiele za późno. Kopiowanie książki zabronione.