~ Z głębi siebie wołam cię, otwórz oczy zobacz mnie.
Każdy oddech boli wciąż, ściska gardło boje się.
W olbrzymiej pustce zgubiłem się... ~Biegłem ile sił w nogach. Zimna, poranna rosa zostawiała mokre ślady na butach i spodniach. Nie przejmowałem się tym, liczyło się tylko dotarcie na czas. Będąc w połowie drogi zwolniłem tępa. Miałem jeszcze godzine aby dotrzeć na miejsce.
Las dookoła był cichy i spokojny, lecz nie wyczuwałem żadnego z moich, co odbijało się niepokojem płynącym w moich żyłach. Czułem, że w moich rękach leży los innych, a także los Sue.
- No proszę. - usłyszałem za plecami jadowity głos bruneta. - Kogo my tu widzimy? - bezczelny uśmiech wkradł się na jego twarz. Nie podobało mi się jego nastawienie emocjonalne.
- Ja narazie widzę tylko idiotę. - wysyczałem równie jadowicie. Nie mogłem pozwolić, aby mnie zdominował.
Sztuczny śmiech wyrwał się z ust chłopaka. Rozważałem w głowie dwie opcje, lecz nie potrafiłem wybrać ten odpowiedniej.
- Zawsze jesteś taki pyskaty? - niebieskie oczy utkwiły w mojej osobie, a wstrętny uśmiech nadal zdobił jego usta.
Nie odpowiedziałem, nie chciałem wdawać się w dyskusje z nim.
- Gdzie tak pędzisz, calineczko? - jego kroki, chodź ciche, echem odbiły się w moim umyśle. Czasami tak bardzo nienawidziłem siebie.
- Nie mam zamiaru walczyć. - byłem stanowczy i jasny w tym co mówię. Uniosłem ręce w geście obronnym. Dobrze znałem jego osobę i wiedziałem, że nie jest tu z byle powodu.
- A co zrobisz, jeśli ja bardzo chce się troszke poszarpać? - odparł przesłodzonym głosem, ignorując moje dobre intencje.
Z moich ust samowolnie wyrwało się ciche i niewyraźne warknięcie. Czasu ubywało i karciłem się w myślach za to, iż tracę go na takiego idiotę.
- Widzę, że ty też masz ochotę na odrobinę adrenaliny. - rzucił mi zimne spojrzenie, po czym zbliżył się do mnie. Był zdecydowanie zbyt blisko.
- Kto cię nasłał? - zapytałem hamując warknięcia, które cały czas wydobywały się z mojego gardła.
- Ktoś kogo bardzo dobrze znasz. - wysyczał a jego oczy przybrały niebezpiecznie czerwony kolor. Wiedziałem o mojej słabości, wiedziałem też, iż jestem na straconej pozycji.
Patrzyłem prosto w jego puste, wręcz bordowe źrenice. Wielokrotnie słyszałem od Sue, że mój wzrok jest całkowicie pusty i nie wyraża żadnych emocji, teraz jednak sam się przekonałem jakie to uczucie.
Nigdy nie lubiłem za bardzo okazywać uczuć. Przybrałem maske suki i dobrze się z tym czułem.
Chłopak w jednej sekundzie rzucił się na mnie z niewyobrażalną prędkością oraz dość dużą siłą, zastosował nagły atak a ja nie zdążyłem nawet zareagować. Oboje wylądowaliśmy na ziemi, szarpiąc się i warcząc niczym dwie rozwścieczone samice, walczące o młode. ( czuje się dziwnie pisząc to porównanie - aut. )
Poczułem nagły i silny ból w ręce, oddech na chwilę uwiązł w płucach, jednak nagle wrócił ze zdwojoną mocą, szarpałem się, szukając jakiegoś wyjścia aby się uwolnić.
- Jakiś dziś strasznie słabiutki jesteś. - poczułem jego zimne palce, zaciskające się na moim na gardle. Jeden mały ruch i będę martwy.
Gdzieś w oddali usłyszałem donośne wycie, zwiastujące śmierć. Po raz kolejny spojrzałem w oczy chłopaka.
Takie wycie nie zwiastowało nic dobrego.
- Nie mam zamiaru cię uśmiercać, gdy nawet nie masz szans na obronę. Powalczymy kiedy księżniczce wróci siła. - zakpił. Po chwili poczułem ulgę, a uścisk na gardle znikł. Puścił mnie.
Oddychałem szybko i łapczywie, łapiąc jak najwięciej powietrza, to było zdecydowanie jedno z gorszych doświadczeń w moim i tak już beznadziejnym życiu. Mimo wszystko, spojrzałem na niego wzrokiem wyrażającym olbrzymią wdzięczność. Dziękowałem mu za darowanie życia.
- Spłacisz swój dług, kiedy cię o to poproszę. - wzruszył ramionami. Jego oczy wróciły do naturalnej, niebieskiej barwy.
- Dlaczego mnie zaatakowałeś? - zapytałem, kiedy poczułem jak ból krtani powoli ustępuje. Nadal jednak siedziałem na ziemi, nie mając siły na jakikolwiek ruch.
- To proste, stwarzacie zagrożenie dla innych. - brunet zerwał liść z pobliskiego drzewa. Patrzyłem na ziemię i nie miałem odwagi unieść wzroku.
Podjąłem próbę podniesienia się, drżące nogi wcale nie ułatwiały mi tego zadania. W końcu się udało.
Dalsza wędrówka była dla mnie ogromnym ryzykiem. Jednak nie mogłem się tak szybko i łatwo poddać.
Nie teraz.
- Wiesz, że gdy pójdziesz dalej to zginiesz, tak? - moje myśli przerwał jego głos. Spojrzałem na niego zimnym spojrzeniem, z którego niemal że cisnęły pioruny.
- Wiem. - odparłem sucho. Moje ego nie pozwalało nawet myśleć o porażce.
- I ona niby jest tego warta? - prychnął i spojrzał przed siebie. Zobaczył jakiś ruch w zaroślach.
- Jest warta nawet więcej. - syknąłem. Nikt nie miał i nigdy nie będzie miał prawa obrażać mojej rodziny.
Ruszyłem zdecydowanym krokiem przed siebie, jeśli moja śmierć ma jej pomóc, to mogę się nawet zabić.
Cieszyłem się, że chłopak mi odpuścił i postanowił nie podążać za moim zapachem. Każdy z nas miał swój unikalny zapach. Ja podobno pachniałem jak wanilia, chodź wcale tego nie czułem.
Po ponad godzinnym marszu wreście osiągnąłem swój cel. Zaczęło się powoli ściemniać i wiedziałem, że gdy wrócę nad ranem, dostanę opierdol wszechczasów.
Truskawkowa woń dotarła do mnie niczym prefumy, całkowicie wyrywając mnie z dotychczasowego myślenia. Jednym ruchem odwróciłem się w stronę prawdopodobnie nowego napastnika.
Gdy nikogo nie ujrzałem, zacząłem badać uważnie cały teren wokół mnie. Dokładnie skanowałem wzrokiem każde drzewo, każdy krzak. Woń znów uniosła się w powietrzu, lecz tym bardziej była bardziej intensywna.
Zrobiło się całkowicie ciemno.
- Kto tu jest? - zapytałem ostrym tonem. Nie chciałem znów okazać swojej słabości.
- To tylko ja. - znajomy głos ukoił moje wszystkie złe obawy. Poczułem przypływ szczęścia, wynikający ze spotkania po dość wielu latach. - Nie poznałeś mnie? - dość drobna sylwetka została oświetlona przez jasny księżyc.
Niedługo będzie pełnia.
- Przepraszam. - szepnąłem jak by od niechcenia. - To było przypadkiem. - skłamałem. Wszystko to wynikało z pogorszenia się stanu mojego zdrowia.
- Nie wierze ci. Nie jestem taki głupi by uwierzyć. - znał mnie na wylot i wiedział, że próbuję mu wcisnąć słabe kłamstwo.
Westchnąłem ciężko, po czym ruszyłem na wprost jakiejś jaskini, wydawała się dość przytulna i co najważniejsze była pusta. Musiałem odpocząć, żeby mieć siły na powrót do domu.
To co się dzieje, to początek końca.
______________________________________
Mamy rozdzialik z innej prespektywy :)
Macie może pomysł kim jest ten pachnący truskawkami? >.<
![](https://img.wattpad.com/cover/157415686-288-k932692.jpg)
CZYTASZ
𝔐𝔬𝔯𝔡𝔢𝔯𝔠𝔞 - 𝔪.𝔤
FanficCzasami mamy wrażenie, że nie spotka nas nic lepszego jak i nic gorszego od tego, co wydarzyło się w przeszłości. Nie jesteśmy sami na tym zniszczonym świecie i ja się o tym przekonałam, lecz wiele za późno. Kopiowanie książki zabronione.