ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀł sɪᴇᴅᴇᴍɴᴀsᴛʏ

822 85 106
                                    

~ I hope some night you'll be reading off this page.
Can you hear me in the street light breathing out your name?
A dark emotion left me broken tied around my head.
Maybe I should leave to reach a state of inner peace. ~

Nuciłam cicho, słuchając swojej ulubionej piosenki. Muzyka była jedną z najważniejszych rzeczy w moim życiu, nie wyobrażałam sobie nawet jak by to było, gdyby nie istniała. Muzyka była czymś, co od zawsze mnie uspokajało i dawało upust mojej wyobraźni. Świat bez niej byłby szary.

Świat już jest szary.

Było lato, lecz nie wyglądało w żadnym stopniu na prawdziwe lato. Przez ostatnie dwa dni nie usłyszałam na ulicy ani jednego ptaka, słońce również nie raczyło się pokazać. Na dworze cały czas panowała przedburzowa pogoda. Nie było nawet lekkiego powiewu wiatru, a granatowe chmury zbierały się od paru godzin nad miastem.

- Sue, myślisz że będzie burza? - zapytał brat stając w progu mojego pokoju. - Ostatnio pogoda szaleje. - stwierdził z dziwnym znudzeniem w głosie. - Wczoraj można było spokojnie smażyć jajka na chodniku, dziś jest zimno w ciul. - zdjęłam słuchawki, patrząc na niego. Mój mały braciszek z wiekiem był coraz bardziej wygadany.

- Owszem. - odparłam. - Na to wygląda. - powiedziałam podchodząc do okna. - A Martinusa znowu gdzieś wywiało. - dodałam zmartwiona.

To, że od paru dni rzadko widywałam go w domu było dla mnie lekko uciążliwe. Cały czas gdzieś znikał a ja zaczynałam się powoli o niego martwić. Szczególnie dziś, gdy zapowiadała się straszna nawałnica, a po blondynie nie było ani śladu.

- Nie możesz do niego zadzwonić? - zasugerował młodszy, podając mi telefon. Gdybym tylko mogła dawno bym to zrobiła. Niestety nie miałam tej, jakże zajebistej możliwości.

- On przecież nie nosi telefonu. Nigdy go nie nosił. - odparłam wyłączając a następnie odkładając, wspomniane już urządzenie na szafkę, znajdującą się obok łóżka.

Nagle moją uwagę zwróciło charakterystyczne trzaśnięcie drzwiami, odrazu wiedziałam kto zaszczycił nas swoją obecnością. Zbiegłam na dół najszybciej jak się dało, a następnie zaczęłam opieprzać chłopaka.

- Kurwa, Martinus! - ryknęłam. Od pewnego czasu przestałam się go bać. Czułam się więc swobodnie i mogłam dać mu niezły opierdol. - Nie było z tobą kontaktu! Burza się zbliża! Następnym razem masz nosić telefon przy dupie! Martwiłam się o cieb... - przerwał moje krzyki delikatnym pocałunkiem. Zaczęłam się powoli wyciszać.

- Już? - zapytał chłopak odrywając się ode mnie. Posłałam mu piorunujące spojrzenie ale w końcu dałam sobie spokój.

Jest dorosły i wie co robi.

Mam nadzieje że wie.

- Tak. - mruknęłam mimowolnie się rumieniąc. Ten pocałunek był jednym z tych wielu zawstydzających mnie pocałunków. Nie dziwne więc było, iż na moich policzkach pojawiły się czerwone wypieki.

- Dobrze wiesz że mam dużo spraw na głowie. - powiedział uspokajającym tonem. - Z resztą ty nie powinnaś się o mnie martwić. - odparł pełnym przekonania głosem. Wyglądał jak by to wszystko, co się dzieje, powoli go już przerastało.

Spojrzałam na niego, lecz nic nie odpowiedziałam. Głupio było mi się przyznać, że od paru dni zaczynałam coś do niego czuć.

- Po prostu się martwie. - przyznałam się sama przed sobą. - Czuję pewnego rodzaju przywiązanie do twojej osoby, to dlatego. - powiedziałam ledwie słyszalnie, pomimo to wiedziałam, że i tak to pewnie usłyszał.

Miał to usłyszeć.

- Rozumiem. - powiedział beznamiętnym głosem. - I doceniam to ale nie powinnaś tak ingerować w to co się tu dzieje. - patrzył na okno. - To niebezpieczne. - dodał z pełnym przekonania, wyrazem twarzy.

Po chwili usłyszałam pierwszy grzmot, który rozdarł ciszę swoim potężnym odgłosem. Jasna błyskawica oświetliła na momęt cały pokój. Za oknem rozpętało się istne piekło. Deszcz lał, niczym woda puszczona z kranu, a towarzyszące mu grzmoty i błyskawice dodawały temu niesamowicie ponurej i strasznej aury.

- Jeju, jak ja nienawidzę burzy. - pisnęłam kierując się ekspreseowym tępem do pokoju. Miałam zamiar spędzić te noc nad książką, lub ze wzrokiem wlepionym w ścianę. - Martinus? - zatrzyłam się w połowie, wpadając na wręcz idiotyczny jak dla mnie pomysł.

- Tak? - jego wzrok spoczął częściowo na mnie. Nadal jednak skupiał się na wydarzeniach za oknem.

- Mógłbyś ze mną posiedzieć? - wykrztusiłam tak cicho, jak by to od mojego tonu głosu zależało kolejne uderzenie pioruna. - Boję się być sama. - dodałam robiąc minę "męczennika".

Brązowooki przez chwilę intensywnie rozważał mój pomysł. Miałam nadzieje, że chłopak się zgodzi. W przeciwnym razie musiałabym spędzić reszte tej piekielnej nocy z głową schowaną w poduszkę, trzęsąc się jak galareta.

Burza zdecydowanie nie jest dla mnie dobrym przeżyciem.

- No dobra. - burknął jak by od niechcenia, lecz na jego twarz wkradł się cień uśmiechu.

- Chodź. - pociągnęłam go do swojego pokoju. Gdy weszłam do pomieszczenia, szybko zasunęłam rolety i zasłoniłam wszystkie okna firankami, aby nie widzieć tego co dzieje się na zewnątrz.

Blondyn usiadł na brzegu łóżka, po czym rozjejrzał się dokładnie po całym pomieszczeniu. Wszędzie walały się moje rzeczy, więc nie zaskakujące było jego zdziwienie.

- Sprzątasz tu czasami? - zaśmiał się podejmując z podłogi ładowarkę do mojego smartfona. Posłałam mu niewinny uśmiech, biorąc od niego rzecz.

- Czasami tak. - odwzajemniłam jego rozbawienie i spojrzałam mu w oczy. Cieszyłam się, iż poczuł się swobodniej i znów mówił do mnie otwarcie.

- Mam pewne pytanie. - wstał i po chwili znalazł się naprzeciw mnie. Popatrzył mi głęboko w oczy, a jego tajemniczy wzrok skanował mnie od środka. Czułam się jak nigdy wcześniej. Nogi wręcz uginały się pode mną, robiąc ze mnie totalną niezdare.

- Jakie? - ledwo udało mi się cokolwiek powiedzieć. Jestem pewna, iż jąkałam się teraz jak idiotka.

- Teraz to już żadne. - mruknął, a ja domyśliłam się, że była to z jego strony pewna prowokacja.

Powoli przyciągnęłam go do siebie, tym samym łącząc nasze wargi. Burza przestała się nagle liczyć, liczyliśmy się tylko my. Czułam jak blondyn delikatnie ociera swoje wargi, o te należące do mnie. Splotłam dłonie na karku brązowookiego, patrząc mu w oczy. Musieliśmy przerwać pocałunek, bo nie starczyło nam już powietrza.

- Czyli to jednak nie była iluzja. - wyszeptałam widząc jak jego brązowe do tąd oczy, rozbłysły teraz pięknym złotym blaskiem. Patrzyłam na nie jak zaczarowana. - Jak ty to robisz? - szepnęłam cicho delikatnie ocierając nasze nosy o siebie.

Odpowiedziała mi głucha cisza, jednak chłopak ochoczo oddał pieszczotę.

- Cholera. - szepnął, chodź bardziej to przypominało sapnięcie, odsuwając się ode mnie. Wyglądał jak by właśnie obudził się ze śpiączki i przypomniał sobie o pozostawionym w piekarniku jedzeniu. - Przepraszam, ja nie mogę. - szybko opuścił pokój, zostawiając mnie w osłupieniu.

Nadal zastanawiałam się co, już po raz drugi, spowodowało tą zmiane barwy w brązowych tęczówkach Martinusa. Wiedziałam, że ma to silny związek z jego emocjami. Musiałam dowiedzieć się o co tu chodzi.

I pewnego dnia wreście się dowiedziałam. Nie wyszło mi to jednak na dobre...

Tymczasem wspomnienia były już coraz bliżej ujawinienia się światu.

Każdy kolejny dzień zależał tylko i wyłącznie od niego...

__________________________________

Coś im z tym zbliżeniem nie pykło huhu ;3









𝔐𝔬𝔯𝔡𝔢𝔯𝔠𝔞 - 𝔪.𝔤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz