2.

48 2 0
                                    

        Rano usłyszałam budzik, który wył niemiłosiernie. Pomyślałam o tym czy aby na pewno pieniądze są mi potrzebne w życiu. Jednak zwlekłam swój tyłek z łóżka. Powoli ruszyłam do kuchni by jak zwykle zaparzyć sobie kawę. Mieszkałam w centralnej części miasta jakim było Fort See. Razem z Cat w tym samym budynku. Na szczęście nie w tym samym mieszkaniu. Jednak co można było powiedzieć o tym miasteczku? Napewno nie było tak złe jak wszystkie małe miasteczka w Stanach. Gównie dzięki kurortowi "Dar Morza", w którym pracowałam od miesięcy. Otworzyłam okno czując jak powietrze wschodniego wybrzeża omiata moją twarz. Uroki życia na trzecim piętrze.

     Umyłam się szybko po czym ubrałam wyciągnięty sweter koloru szarego oraz jeansy. Pomalowałam się lekko i ruszyłam do wyjścia po drodzę związując włosy w niedbałego koczka. Ruszyłam jeszcze cichymi uliczkami miasteczka żeby zdążyć na jedyny autobus jadący do wybrzeża. Mogłabym spokojnie zdążyć na piechotę ale nie chciało mi się. Czułam się z tym okropnie ale wieczorne wyjścia z Cat nie pozostawiały innego wyjścia jak na następny dzień korzystanie z autobusu.

     Kiedy wysiadłam zobaczyłam kurort albo inaczej dumę naszego miasta malujący się na tle Oceanu Atlantyckiego. Wczesną wiosną był tu nieduży ruch ale opłacalny dla właścicieli by prowadzić działalność. Zresztą właściciel hotelu pan Jackson był pra pra pra wnukiem założyciela Fort See czym szczycił się gdzie tylko się dało. A co szło za nazwiskiem? Przede wszystkim dolary. Jednak wracając do hotelu, pensionatu czy po prostu nie wyczerpalnej żyły złota naszego miasta, pracowałam tu na recepcji i czasem jako kelnerka. Więc nie starałam się spóźniać. Dobrze mi tu płacili co dawało mi możliwość utrzymania się.

    Już od wejścia przywitał mnie marmurowy hol z wielką czerwoną kanapą oraz dwie klatki schodowę piętrzące się w górę. Hotel miał kilka pięter. Jednak najlepszym miejscem według gości było molo osadzone na plaży, a ciągnące się mile od lądu i restauracjia obok niego. To też kiedy weszłam szybko skoczyłam przebrać się w mundurek recepcionistki: białą koszule i granatową ołówkową spudniczkę po czym usidłam na moim stanowisku pracy naprzeciwko czerwonej kanapy mocując się z czarną szpilką.

     -Cześć Liza. Przyniosłam ci ciasteczka.-przywitała mnie Margo.

    -Hej Margo. Mam nadzieję, że czekoladowe.-wychyliłam się przez ladę stopą odpalając komputer.

     -Ma się rozumieć.-położyła przede mną całą paczkę.

     Margo była siostrzenicą pana Jacksona i mieszkała w ich willi niecałą mile od hotelu. Nigdy nie powiedziała czemu się tu wprowadziła, a nie chciałam wyjść na wścibską. Jednak jak każdy członek rodziny Jacksonów była jak wyjęta z okładki modowego pisemka. Jej kruczoczarne włosy sięgały brzucha z lekko rozjaśnionymi końcówkami. Miała ładną twarz w kształcie serca oraz dwoje prawie białych oczów zawsze dobrze umalowanych. Czerwone usta mimo, że pochodziła z rodu Jacksonów zawsze były szczerze uśmiechniętę. Wygładziła krótką czarną, dopasowaną sukienkę i usiadła koło mnie za ladą.

     -Dziś też coś robisz w hotelu?-zagaiłam pałaszując ciastko. Mmmm jakie było dobre!

     -Nie. Stryj kazał mi dziś czekać na swojego ukochanego synalka.-udała, że puszcza pawia.

      -Aż taki jest zły?-mruknęłam przyglądając jej się z uwagą.

     -Jest równie zepsuty co jego matka.-przewróciła oczami.

    Pokiwałam tylko głową i zaczęłam szukać dzisiejszych rezerwacji, a Margo zaczęła przeliczać kluczę w gablocie za naszymi plecami.

     -Czy dziś mamy dużo gości?-obróciłam się do niej na obrotowym krześlę.

     -Tak.-mruknęła i obie usłyszałyśmy dźwięk drukarki spod lady- Cholerne oszczędności mojego stryja...

    Schyliłam się by wyciągnąć kartkę kiedy usłyszałam dźwięk dzonka na ladzie. Uderzyłam głową o ladę klnąc chyba za głośno bo gość zachichotał. Gdzie się podziała Margo?

     -Dzień dobry w czym...-nie dokończyłam trzymając się za głowę bo zobaczyłam Ethana!

     Upuściłam kartkę próbując coś powiedzieć ale tylko zamykałam i otwierałam usta jak ryba, która próbuje nabrać powietrza.

     -To ty?-Ethan zaśmiał się mierząc mnie wzrokiem. Poczułam jak palą mnie policzki.

     -Ethan ty babiarzu...-Margo wyłoniła się zza jego pleców. Cholera gdzie ona łaziła?

     -Też cie miło widzieć kuzyneczko.-nie obrócił się do niej tylko rzucił przez ramię po czym dalej świdrował mnie wzrokiem.

    -Widzę, że już znasz mojego kuzyna.-mruknęła niezadowolona Margo.

    -Jak tam kapelusz?-wyszczerzył bialutkie zęby, a ja przysiegam miałam ochotę zapaść się pod ziemie.

Bądź tuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz