20.

19 2 0
                                    

     Było mi łatwiej uciec. Nie odbierałam telefonów ani od Ethana ani od Margo. Przez tydzień leżałam na kanapie trząsąc się i wstając tylko do łazienki. Ben i Cat przesiadywali tu prawie 24h wpychając we mnie picie i jedzenie. Wszystko jednak dla mnie było nie ważne. Kawałek mnie buntował się zawieszony w nicości mojego umysłu. Ian mnie sprzedał... Sprzedał nasz związek i mnie zdradzał. Chciał porzucić ciężarną kobietę, która popełniła samobójstwo! Chciałam być z potworem...

      Tydzień później się otrząsnęłam. Otrząsnęłam na tyle by zadzwonić do Emmy. Po kilku sygnałach usłyszałam jej ciepły głos.

      -Co tam?-rzuciła w lekko południowym akcencie.

      -Mogę do ciebie wpaść z Cat?-wstrzymałam powietrze żeby nie płakać.

      -Coś się stało?-ciotka miała nosa do takich spraw.

       -Nie...-był ze mnie słaby kłamca ale musiałam to powiedzieć.

       -Nie ma sprawy mała.-szczera radość w jej głosie troszkę podniosła mnie na duchu- Będę mieć dwie nianie do Bethy.

         -Tak. Będziesz mieć.-potarłam skrzydełka nosa.

         Emma urodziła dwa lata temu śliczną córeczkę Bethy. Jednak wychowywała ją prawie sama bo jej narzeczony Pole pracował w Hiszpanii żeby utrzymać je i wyprawić wymarzone wesele.

           -Okey. Wiesz co muszę kończyć bo zaraz spale kaszkę. Trzymaj się.-porzegnała się i odłożyła słuchawkę.

             Osunęłam się na drzwi patrząc w pustą przestrzeń po czym coś mi zaświtało w głowię. Siegnęłam po komórkę i wykręciłam numer.

             -Ben musisz mi pomóc.-rzuciłam tylko.

               Chwilę później ja i Ben byłam już pod hotelem patrząc na to miejsce ze złością. Nasze kroki skierowałam w stronę plaży. Ben szedł za mną. W tedy usłyszałam trzaśnięcie drzwi od strony mola i po chwili przed nami pojawiła się Margo.

               -Liza...-zdyszana zagrodziła mi drogę.

                -Spieszę się.-obrzuciłam ją spojrzeniem pełnym nienawiści. Kobieta aż cofnęła się.

               -Proszę...-jej dłonie były złożonę w gest jak do modlitwy.

                -Nie mam ochoty z tobą gadać! Ani z nim! Nie rozumiesz?!-wrzasnęłam.

               -Nie wiń go za to... Proszę...-patrzyła na mnie smutnymi oczami.

           -O daj spokój...-ruszyłam do przodu.

             -Co dalej będzie?-usłyszałam za swoimi plecami.

              -Nie wchodź mi w drogę...-fuknęłam przez zaciśnięte zęby.

               -Liza uspokój się...-Ben złapał mnie za ramię-Nie zapominaj po co tu jesteśmy...

               Westchnęłam i ruszyłam dalej. Wiedziałam, że na plaży zobaczę ich dwóch. Luck i Max siedzieli na kocu patrząc na falę i intensywnie o czymś rozmawiając. Wiedziałam już czym uwiódł Cat. Był bardzo przystojnym mężczyzną o prawie białych włosach. Kiedy podeszłam bliżej zobaczyłam oczy koloru nieba.

Bądź tuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz