10.

16 2 0
                                    


      Cat mierzyła mnie wzrokiem pełnym niezadowolenia. Kiedy jej powiedziałam o propozycji Ethana na temat balu siedziała sącząc swój sok wiśniowy i nie odzywała się do mnie.

      -No Cat...-podrapałam się po czole próbując ogarnąc co ona ma do Ethana. Najpierw próbowała mnie z nim spiknąć, a teraz chodziła najeżona na samą wzmiankę o nim.

     -Nie...-zabulgotała w szklance.

      -Co się zmieniło w nim, że tak go nie tolerujesz?-jęknęłam.

     -Fakt, że leżałaś na kanapie w takim stanie w jakim przyjechałaś do Fort See.-Cat odstawiła szklankę i wstała- Zawsze będę cie uwielbiać ale aż się we mnie gotuję na samą myśl, że ten gnojek cie tak podle wykorzystuje by uśpić twoją czujność by potem cie przelecieć!-po czym zaczęła wychodzić z mieszkania.

      Zostałam sama patrząc na zamykające się drzwi. Jej słowa uderzyły we mnie z całej siły budząc grozę. Kiedy tu przyjechałam całymi dniami płakałam i tylko wychodząc z mieszkania udawałam, że wszystko jest ok. Pierwsza dostrzegła do Cat, że coś jest nie tak. Zaczęło się na pojedyńczych wymianach zdać, a potem na kolejnych butelkach wina. Jednak nigdy nie powiedziałam jej wszystkiego. Z Ethanem było inaczej. Czułam od niego ten sam ból. Kogoś stracił ale widocznie nikt o tym nie wiedział. Sam przechodził piekło.

     Z takiego osłupienia wyrwał mnie dzwonek do mieszkania. Nie mogła to być Cat. Miała przecież klucz. Uchyliłam drzwi i zobaczyłam najpierw duże białe pudełko trzymane w męskiej dłoni, a dopiero potem za drzwi wyłonił się Ethan.

      -Nie za późno?-zapytał.

      -Nie.-mruknęłam zdziwiona jego odwiedzinami.

     -Przyniosłem ci coś.-pokazał na pudełko, które przyniósł ze sobą.

    -Oooo...-bo tyle mogłam powiedzieć.

    -Śmiało.-zachęcił mnie do otwarcia prezentu.

   Sięgnęłam po wieczko. Moim oczą ukazała się śliczna kremowa sukienka. Prosta gura bez ramiączek z serkowym dekoldem, odcięta wyraźnym paskiem w tali, a dół sukienki lekko podniesiony. Na dnie zobaczyłam jeszcze dwoje ładnych szpilek koloru białego i taką samą kopertówkę.

      -To jest prześliczne...-moje gardło ścisnęło się na samą myśl.

      -Chciałem ci to dać jak cie odwoziłem ale jakoś nie miałem za bardzo kiedy bo wyskoczyłaś jak oparzona. Potem przypomniała mi Margo.-zmieszał się patrząc na moją twarz z wyraźną ulgą.

      -Ale...-nie wiedziałam co mu powiedzieć. To musiały być naprawdę drogie rzeczy, a ja nie chciałam tego zniszczyć.

     -Nie ma żadnego "ale". To jest twoje. -wstał ucinając naszą rozmowę tonem nie znoszącym sprzeciwu.

     -Skąd wiedziałeś jaki mam rozmiar?-wszystko się zgadzało od numeracji butów bo rozmiar sukienki.

     -Mam swoje sposoby.-mrugnął uśmiechając się tajemniczo.

      Pewnie pomogła mu Margo. Jednak nie zamierzałam już dociekać. Obróciłam się z sukienką w kołko z uśmiechem głupka na ustach, a Ethan zaczął się śmiać.

     -Dziękuje.-trochę się speszyłam ale to uczucie szybko minęło.

    -Jeszcze w życiu nie widziałem takiej reakcji na sukienkę u kobiety.-zobaczyłam na jego twarzy inny uśmiech niż zazwyczaj mnie obdarzał. Chyba on też się na tym złapał bo rzucił tylko- Będę jutro po ciebie o drugiej.- i szybko wyszedł z mieszkania.

Bądź tuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz