3.

38 2 0
                                    

    Wyjątkowo dziś prysłam szybciej z pracy bo nie mogłam patrzeć na jego roześmianą twarz i coraz trudniej było mi ignorować te jego oczka puszczane w moją stronę albo żałosne tekściki, którymi obdarowywał mnie nawet przy gościach hotelu. Przeklęty Ethan! Jeśli myślał, że rzuce się na niego i zaciągnę do kantorka na dziki numerek to był w grubym błędzie. Został w hotelu mimo sprzeciwów Margo żeby mnie irytować.

     -Kuzyneczko no daj spokój.-uśmiechnął się rozsiadając się na kanapie.

     -Ethan ona jest pracownikiem nie koleją panienką na szybki numerek...-bulgotała wściekła Margo posyłając mu wściekłe spojrzenia.

      I tak cały dzień... W kółko Ethan irytował albo mnie albo kuzynkę przy okazji dając mi do zrozumienia jak bardzo czeka na moją odpowiedź.

   Tak że wróciłam do mieszkania po wcześniejszym zrobieniu zakupów po czym wzięłam długi gorący prysznic. Tego mi było trzeba. Ale nie mojemu rachunkowi za wodę... Wskoczyłam szybko w czarny podkoszulek na ramionczkach i krótkie shorty kładąc się na beżowej kanapię. Włączyłam TV patrząc na jakiś tandetny melodramat oblizując łyżeczkę po czekoladowym jogurcie moim ulubionym. Kiedy skończyłam jogurt i leżałam na kanapie zobaczyłam coś z boku szafki, na której stał telewizor. Ja nie mogę! Cofnęło mnie odruchowo i z niejakim niesmakiem stwierdziłam, że ciepłam tam ten kapelusz Ethana, który dał mi w klubię. Wzięłam go do rąk i zabrałam ze sobą na kanapę. Usiadłam krzyżując nogi a na nich położyłam nakrycie głowy. Po chwili przypomniałam sobie o numerze na metce i aż mnie wzdrygnęło.

   -Kapelusz to teraz twój wróg?-usłyszałam w drzwiach i aż podskoczyłam.

   Cat zachichotała zasłaniając usta wolną dłonią, a w drugiej dostrzegłam butelkę wina. Świetnie... Wpadła na ploteczki.

    -Zapomniałam, że masz przeklęte klucze do mojego mieszkania.-przeklinałam dzień kiedy jej podarowałam zapas kluczy w razie jakiegoś wypadku.

   -Uspokój się. Co będziesz do niego dzwonić?-mruknęła patrząc mi prosto w oczy.

   Robiła to zawsze jak nie wiedziała co planuje. Jednak ja też nie wiedziałam co z tym fantem robić. Fort See było duże ale nie aż tak duże żeby plotki nie rozchodziły się z prędkością z jaką biegał Flash... Westchnęłam ciężko wstając i zrzucając przedmiot na podłogę. Siegnęłam po kieliszki, które zawsze stały w półce i przyniosłam na kawowy stolik. Cat natomiast już otwierała plastikowy korek na kanapie i studiowała dokładnie każdą cyferkę numeru.

  -Nie rób tego... Nie zadzwonie.-mruknęłam wiedząc, że zaraz zacznie o tym paplać.

  -Czemu?-wybauszyła oczy na mnie.

  -Bo jest synem starego Jacksona.-bąknęłam. Jednak zostawiłam dla siebie informacjię jak bardzo irytującym jest gościem.

  Cat w pierwszej chwili zamarła, a potem po mieszkaniu niósł się jej melodyjny śmiech, który zazwyczaj doprowadzał ją do łez.

   -Aleś wdepła!-ryknęła rozbawiona-Ale jakiś seksik na plaży czy molu...-udawała, że rozważa te opcjie, a mnie przeszedł lodowaty dreszcz.

   -Może ty byś tak zrobiła ale ja mam swoje zasady.-burknęłam-Jeszcze z takim gościem jak Ethan Jackson! Boże broń!-jęknęłam na samą myśl.

   -Nie jest taki zły. Ale ma suczowatą matkę i każdy o tym wie. Nawet jej mężulek. Pobożny Jackson. Tfu!-Cat wiedziała o czym mówi.

   Nie raz słyszałam o tym, że Jackson znajdował sobie dziewczyny na noc pod nieobecność żony. Cat mieszkała tu dłużej więc wiedziała o tym od dawna. Ja odkąd zaczęłam tam pracować. Była to bardzo poryta rodzinka ale takie były uroki wyższych sfera, do której nigdy nie chciałabym należeć.

  -Dlatego się z nim nie umówię.-patrzyłam jak Cat wlewa mi wino do kieliszka.

  -A powinnaś. Tak dla jaj. Żeby jego matkę krew zalała.-Cat uśmiechnęła się szeroko, a ja nie chciałam się zagłębiać w jej tok rozumowania.

                                                                              ***

   Dziś w pracy nie  miałam takiego ruchu jak bałam się, że będzie. Cat jeszcze wieczorem zmyła się do swojego mieszkania nie otwierając drugiej butelki wina, którą na czarną godzinę miałyśmy schowaną pod mikrofalą.

    -Cześć mała.-Ethan stał przed ladą wpatrując się w coś niżej niż moja twarz.

    -Dzień dobry.-Chwała Bogu, że nie mieliśmy ubrań z dekoltem. Starałam się być jednak grzeczna bo Ethan nie mieszkał u Jacksonów tylko był gościem hotelu, a w gruncie rzeczy zarabiałam dzięki niemu pieniądze...

    -Dałabyś się wyciągnąć na szybki lunch i spacer?-uśmiechał się promiennie jak dziecko czekające na prezent.

     -Dzięki ale raczej się nie skuszę.-nie zamierzałam z nim cokolwiek robić nawet jeśli się to tylko ograniczało do spaceru na plaży i lunchu... Chodź bardzo głęboko w to wątpiłam.

     -Dalej nie zadzwoniłaś.-przeszedł teraz na moją stronę lady, a ja poczułam się nieswojo. Akurat stałam chcąc włożyć segregator z ważnymi pismami do szafki równoległej do tej od kluczy.

     -Bo nie zadzwonie. A kapelusz oddam w krótce.-mruknęłam nie patrząc na niego. Cholere segregatory.

     -Zachowaj go sobie. Nie potrzebuję go.-zbliżył się do mnie jeszcze bliżej.

     -Ej, że!-nie wytrzymałam.

    -No co?-skrzyżował ręce na klacie przy okazji ją napinając co było widać spod czarnego podkoszulka. Musiał siedzieć na siłow... Cholera! Skupienie...

    -Mam swoją przestrzeń, a po za tym jestem w pracy...-wbiłam w niego gniewny wzrok.

    -I co z tego?-rozejrzał się.

   -To, że ja muszę pracować bo nie mam bogatych rodziców, którzy mogą mnie utrzymywać i pilnować żebym miała spełnioną każdą zachciankę!-nie wytrzymałam i dźgnęłam go palcem wskazującym w tą nasterydowaną klate.

   Patrzył teraz na mnie z ukosa, a ja zasłoniłam sobie usta dłońmi. Co ja zrobiłam?! Jednak nienawidziłam takiego zachowania jakby mógł wszystko. A nie mógł. Z jego twarzy spełzł uśmiech i teraz przyglądał mi się wyraźnie zaintrygowany.

    -Tak mnie postrzegasz?-śledził moją mimikę twarzy.

      Skinęłam głową czekając co zrobi ale on tylko do mnie się zbliżył. Powoli zaczął iść w moją stronę, a ja cofać. Po chwili poczułam za sobą zimną ścianę, a Ethan stanął kilka centymetrów przed moją twarzą potrzymując się na rękach przyczepionych do ściany po obu stronach mojej głowy. Poczułam intensywny zapach mleczka kokosowego i oceanu. Od zapachów zawirowało mi w głowie.

     -To nie jest...-próbowałam szukać jakiś słów ale nie umiałam.

    Co to było? I czemu nie chciałam wiać? Skarciłam się za to. Ethan zaczął szybko mrugać oczami jakby odganiał od siebie jakieś obrazy po czym odsunął się ode mnie na tyle, że mogłam wyjść z przestrzeni między skosem ścian, a półką z kluczami. To był mój ostatni ratunek.

   -Wiesz, że to się tak nie skończy...-mruknął stojąc dalej blisko mnie ale nie tak blisko jak przed chwilą.  Nie patrzył na mnie tylko gdzieś w dal w stronę drzwi.

   -Ja nie chce wiedzieć jak to się skończy.-wyszłam szybko z pomieszczenia na powietrze.


Bądź tuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz