11.Ucieczka

3K 237 48
                                        


Pov.Ciel

Nieodkryte siły wyższe musiały nade mną czuwać, ponieważ po ostatnich zabawach w śniegu czułem się świetnie. Nie złapał mnie nawet katar, co było dość nietypowe. Sprowadzało się to jednak do tego, że dzisiaj znów mieliśmy wizytę u lekarza, na którą niechętnie się zgodziłem. W końcu Sebastian ponownie zaproponował ciasto.

***

Po dojechaniu na miejsce podeszliśmy do recepcji, gdzie okazało się, że jesteśmy jednymi z niewielu dzisiejszych pacjentów. Dzięki temu lekarz od razu zaczął badanie tak jak ostatnim razem. Sebastian tymczasem znów trzymał mnie za rękę, ponieważ pomimo większej uległości wciąż się bałem. Poczułem przez to nawet deja vu. Kiedy jednak doktor standardowo poprosił mnie o wyjście, czarnowłosy, widząc moją niezbyt zadowoloną minę, uśmiechnął się, po czym wyjął z kieszeni parę drobnych, dając mi je do ręki.

- Na dole widziałem sklepik, możesz iść coś sobie kupić. Obiecuję, że to nie potrwa długo. - powiedział, zakładając mi za ucho kosmyk moich przydługich włosów.

Gest ten był rzeczą, która mnie uspokoiła. Już po chwili znalazłem się na korytarzu, patrząc się jeszcze przez moment na drzwi gabinetu. Po chwili schowałem pieniądze do kieszeni bluzy i niespodziewanie wpadłem na świetny pomysł. Możliwe, że w szpitalu będzie jeszcze Alois. Co prawda minęło trochę czasu, jednak postanowiłem to sprawdzić. Poszedłem więc do tej samej sali, w której ostatnio go spotkałem i nie myliłem się, leżał nawet na tym samym łóżku.

- Cześć. - przywitałem się, zamykając za sobą drzwi. Odetchnąłem przy tym z ulgą, widząc, że niezmiennie leży w sali sam.

- Cześć. - odrzekł entuzjastycznie, najwyraźniej bardzo się ciesząc na mój widok. - Zastanawiałem się, czy jeszcze kiedyś do mnie przyjdziesz. Czy cię zobaczę.

- Jak mogłeś w ogóle myśleć, że o tobie zapomnę? - zapytałem, dramatycznie łapiąc się za serce. Blondyn zaśmiał się, poklepując miejsce na łóżku. - A jak rodzina?

Usadowiłem się posłusznie tam, gdzie pokazywał. Następnie na niego spojrzałem i zmartwiłem się, widząc, że twarz Aloisa przybrała nieodgadniony wyraz, choć najbardziej porównywalne to było do smutku. Emocja niespotykana dla tak pozytywnej osoby.

- Rodzice leżą w śpiączce, o Luce nikt nie chce mi nic powiedzieć. - blondyn zamilkł na chwilę, po czym na jego twarz powrócił uśmiech. - Obiecałem mojemu braciszkowi, że jak wrócimy do domu, to mu poczytam. Mieliśmy również razem ozdabiać bombki na choinkę.

Wsłuchiwałem się w te opowieści z rosnącym w sercu żalem. Wiedziałem, co oznacza cisza ze strony lekarzy, a to, z jaką pasją Alois opowiadał o członku rodziny, było jeszcze bardziej bolesne. Byłem ciekaw, kiedy mu powiedzą, co się wydarzyło i jak to przyjmie. Mimo wszystko postanowiłem zrobić dobrą minę do złej gry i uśmiechnąłem się pocieszająco, zapewniając, że na pewno wszystko będzie dobrze. Obok na szafce nocnej dostrzegłem planszę z pionkami, która wydała mi się idealna do zmiany tematu.

- Umiesz grać w szachy? - zapytałem, odwracając tym skutecznie jego uwagę.

-Nie. Pielęgniarka próbowała mnie nauczyć, ale jej nie wyszło. - przyznał, patrząc z zażenowaniem na grę.

- To ja cię nauczę. - zabrałem planszę ze stolika.

***

Chłopak dość szybko załapał, co jednak nie pozwoliło mu wygrać. Mnie tymczasem po dwóch rundach (dość szybkich, z uwagi na jego małe doświadczenie) zaczęło się to powoli nudzić, więc przeciągnąłem się, krzywiąc z powodu zbyt długiego siedzenia w jednej pozycji.

- Będę się zbierał. - oznajmiłem, wstając z łóżka.

- Fakt, za kwadrans pielęgniarka będzie miała obchód. Nie wiedziałem, że już siedemnasta. - powiedział, spoglądając na zegar wiszący na ścianie. - Żegnaj więc. Jeśli będzie nam dane jeszcze raz się spotkać, możemy pograć w karty. W to bardziej umiem.

- Pewnie, do zobaczenia. - pomachałem mu tak, jak ostatnim razem, aby następnie opuścić pokój.

Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że od naszego przyjazdu do szpitala minęły już dwie godziny. Co za tym idzie pognałem pod gabinet, z którego Sebastian wbrew swoim obietnicom jeszcze nie wyszedł. Uznałem więc, że poczekam, usadawiając się na krześle naprzeciwko drzwi. Nigdy nie byłem jednak osobą cierpliwą i choć umiałem poczekać, to przychodziło mi to z trudem. Nic więc dziwnego, że z nudów i czystej ciekawości już po chwili stałem pod drzwiami, słuchając rozmowy, która toczyła się za nimi. Z początku były to tylko niezrozumiałe szmery, jednak z czasem zaczęły się one układać w sensowny dialog.

- Znaleźliśmy dla niego nowego opiekuna. Jest to psycholog z twojej firmy, więc jestem pewien, że będzie mu tam dobrze. - powiedział lekarz, na co przez chwilę zastygłem w bezruchu.

- Też tak myślę. Co prawda nie przepadam za gościem, ale wiem, że dba o swoich podopiecznych. W porównaniu do mnie miał już w domu pacjentów. Czy mam mu coś przekazać? - głos Sebastiana sprawiał wrażenie zadowolonego. Tak jakby rozmowa stanowiła niezwykłą uciechę, podczas gdy ja, słuchając jej, umierałem z nerwów.

- Proszę tylko, byś dał mu te papiery. Nie chcę dokładać ci więcej obowiązków. - usłyszałem szelest kartek, najpewniej wspomnianych dokumentów.

- Nie ma problemu. Im szybciej to załatwimy, tym lepiej. - po tych słowach niemalże czułem, jak moje serce przestaje bić, a oddech zanika gdzieś w płucach.

Takie słowa wypowiedziała osoba, która dotąd wciąż mnie pocieszała, opiekowała się mną i ocierała łzy. Przez ten z pozoru niedługi czas zbliżyłem się do Sebastiana jak do nikogo innego. Otworzyłem się przed nim, ponieważ liczyłem, że w końcu będę dla kogoś kimś więcej niż jedynie bezpańskim psem. Wiedziałem, że nie powinienem był zaufać. To zawsze kończy się takim samym rozczarowaniem.

Poderwałem się z miejsca, kiedy usłyszałem odsuwanie krzeseł, co oznaczało, że czarnowłosy niedługo wyjdzie z pomieszczenia. Tym razem jednak nie pozwolę się znów sponiewierać.

Pobiegłem przed siebie, nie zwracając uwagi na krzyki rozzłoszczonych tym pielęgniarek. Nim się obejrzałem, byłem już przed szpitalem. Mimo mojego skąpego jak na tą pogodę ubioru, nie czułem zimna. Emocje wciąż we mnie buzowały, a adrenalina grzała jak nic innego. Była jednak zima, więc zaczęło się ściemniać. Włączono latarnie, które rzucały na chodniki żółtą poświatę. Nie miałem gdzie się udać, więc postanowiłem iść przed siebie, nie zważając na sypiący się z nieba śnieg. Nie robiły na mnie wrażenia świąteczne ozdoby ani zdziwione spojrzenia przypadkowych ludzi, którzy dziwili się na widok nastolatka bez kurtki. Myślałem jedynie o tym, co mógłbym teraz zrobić. Co ja, biedny szesnastolatek, mógłbym zrobić w mieście tak wielkim, jak Nowy Jork.

Jak na zawołanie w oczy rzuciła mi się mała kawiarenka, w której przesiadywało niewiele osób. Z braku lepszej alternatywy, tam właśnie się wybrałem, licząc na ciepło i odrobinę zrozumienia. Zapewne ciężej będzie z tym drugim.

Pov.Sebastian

Wyszedłem z gabinetu niezwykle zadowolony. Jak się okazało, z Cielem było coraz lepiej. Nawet nasze ostatnie zabawy w śniegu nie nadszarpnęły jego zdrowia. Chciałem podzielić się tymi dobrymi wieściami z podopiecznym, jednak nie dostrzegłem go na krzesełkach przed gabinetem, więc niewzruszony zszedłem do sklepiku znajdującego się niedaleko recepcji. Jak się jednak na moje nieszczęście okazało, sprzedawczyni nigdy nie widziała Ciela na oczy. Muszę przyznać, że w tamtej chwili ogarnął mnie lekki niepokój, jednak jeszcze nie panika. W końcu ostatnim razem chłopak też zniknął i szybko się odnalazł, cały i zdrowy.

Panikować zacząłem dopiero wtedy, kiedy obszedłem kilka sąsiadujących sal i zapytałem wszystkich lekarzy, którzy mogli widzieć moją zgubę. Nim się obejrzałem, obleciałem cały szpital oraz wkręciłem w poszukiwania doktora Harrisa, który również się przejął. Całkowicie już zrezygnowany wszedłem do pokoju, w którym przesiadywały pielęgniarki. Miały przerwę. Nie były zbyt zadowolone z tego, że przeszkadzam im w piciu zasłużonej kawy, jednak dbanie o pacjentów było ich obowiązkiem, na który szła część moich cholernych podatków.

- Przepraszam piękne panie. - powiedziałem, nie chcąc wyjść na skończonego buca. - Czy widziały może panie nastolatka? Ciemne włosy wchodzące w granat, niższy ode mnie o jakieś dwadzieścia centymetrów, ubrany był w granatową bluzę.

Kobiety zaczęły się przez chwilę zastanawiać oraz naradzać w swoim gronie. Wspólnie starały się dociec, czy Ciel nie gości w ich wspomnieniach. Nie musiałem długo czekać, aż któraś z nich się odezwie.

- Widziałyśmy go jakąś godzinę temu, wybiegł ze szpitala. Był jakiś zdenerwowany, chyba się gdzieś śpieszył. - usłyszałem, reszta natomiast od razu tym słowom przytaknęła.

Ja z kolei oparłem się plecami o ścianę, po czym zjechałem po niej na sam dół, mając w głowie pustkę. Ciel uciekł, a ja nie miałem zielonego pojęcia, dlaczego i gdzie.


Witam moje jelonki! Obiecany drugi rozdział w tym dniu. Moja prywatna recenzentka z realu bardzo się przejęła, czytając rozdział przedpremierowo, więc mam nadzieję, że wy też poczujecie choćby cień emocji, czytając moje wypociny. Jeśli chodzi o next, to już się tworzy i myślę, że wrzucę go w poniedziałek, jednak nic nie obiecuję.

PSYCHOLOG || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz