Pov.Ciel
Po wejściu do kawiarni zająłem jeden ze stolików gdzieś w rogu, ten najbardziej oddalony od reszty ludzi. Na pytanie sympatycznie wyglądającej kelnerki co sobie życzę, poprosiłem o filiżankę herbaty Earl Grey. Moje zamówienie zostało zrealizowane szybko, wraz z nim wyzbyłem się pieniędzy, które dostałem od Sebastiana. Mając już przed sobą herbatę, zapatrzyłem się w okno na drugim końcu kawiarni. Nim się obejrzałem, zrobiło się całkowicie ciemno, a śnieżyca, jaka zdążyła się w tym czasie rozhulać, budziła mój strach. Nie miałem się gdzie podziać. Nie pamiętam drogi do szpitala, a tym bardziej miejsca zamieszkania Sebastiana. Zresztą nie miałem po co wracać. Nikt mnie nie chciał, ja natomiast nie zamierzałem się naprzykrzać.
Westchnąłem smutno i skosztowałem herbaty, którą dostałem chwilę temu. Pierwszy raz w życiu nie miałem na nią ochoty, jednak wiedziałem, że muszę coś kupić, aby móc tutaj przesiedzieć. Wiedziałem również, że zamknięcie już niedługo i potem będę musiał się gdzieś ulokować, żeby nie zamarznąć. W przypływie melancholii i natrętnych myśli, od których chciałem uciec, zacząłem przypominać sobie ostatnie dwa miesiące. Pierwszy raz, kiedy po koszmarze miałem obok siebie kogoś, komu na mnie zależało. Kogoś, kto wydawał zaopiekować się mną w każdej sytuacji takiej jak ta, kiedy sam nie wiedziałem co robić. Takie przynajmniej miałem wrażenie.
***
Z transu wyrwało mnie pstrykanie palcami zaraz obok mojej twarzy. Popatrzyłem więc przed siebie, na chłopaka wyglądającego na niewiele więcej lat niż miałem ja. Miał przydługie, fioletowe włosy, których kilka kosmyków wymsknęło się z wysoko uwiązanej kitki. Ubrany był w standardowy uniform pracujących tu ludzi, składający się z całkiem zwyczajnych części garderoby, wszystkie w czarnym kolorze. Koszulka miała na piersi nadruk z logiem lokalu. Jego zielone oczy przypatrywały mi się z ciekawością, a ich właściciel czekał na moment, kiedy skupię na nim swoją uwagę.
- Młody, wszystko okej? - zapytał, czekając, aż się ocknę. Ja jednak wzruszyłem jedynie ramionami, co niezbyt go usatysfakcjonowało. - Siedzisz tu od trzech godzin i jeszcze nie wypiłeś herbaty. Za chwilę zamykamy.
Rozejrzałem się wokół, ze zdziwieniem stwierdzając, że oprócz mnie nie ma już w lokalu nikogo innego. Nie przypuszczałem, że myśli pochłonęły mnie do tego stopnia.
- Przepraszam, ma pan rację. Będę już szedł. - powiedziałem ożywiony, nie wiedząc jednak, dokąd mam się tak naprawdę udać. Zauważyłem przy tym, że kelner, który mnie upomniał, nie wyglądał na zdenerwowanego. Uśmiechnął się ciepło, zatrzymując mnie na fotelu, kiedy równie szybko chciałem wstać.
- Masz tak w ogóle gdzie iść? - zapytał, jakby czytając mi w myślach.
- Mam, nie mam. Co cię to obchodzi? - zapytałem dość oschle, czego od razu pożałowałem. Jak zawsze, gdy mój zeszmaciały miejscami charakter wychodził na zewnątrz. Choć może bardziej niż charakter, była to reakcja obronna.
- Nie masz kurtki, nie wyglądasz na pełnoletniego, do tego jest bardzo późno... Na bezdomnego nie wyglądasz. - drążył dalej temat. Jakby się nad tym zastanowić, obecnie wiele się od bezdomnego nie różniłem.
Nie, nie miałem domu, więc tak naprawdę nim byłem. Z niewiadomych powodów rozbawiła mnie ta myśl. Ciel, nie masz gdzie wrócić. Gratulacje, chłopie, tego jeszcze nie przeżyłeś.
- Racja, nie mam gdzie się udać. Jednak nie uważam, aby był to pański problem. - zirytował mnie mój płaczliwy ton i świadomość, że faktycznie do Sebastiana prawdopodobnie nie wrócę już nigdy. Niespodziewanie zasmuciła mnie ta myśl, która była stosunkowo nowa. - Nie mam domu.
Dokończyłem, czując, jak oczy mi się szklą, a po chwili po policzkach spływają bezgłośne, gorące łzy. Cała frustracja, smutek oraz złość tego dnia zaczęły ze mnie wyparowywać. W pewnym momencie miałem problem ze złapaniem oddechu, nie potrafiąc jednak przestać płakać. To takie irytujące...
- Dobrze, nie będę cię już męczył. Poczekaj chwilę. - zarządził, udając się następnie z powrotem za ladę, gdzie zamienił dwa słowa z kobietą, która mnie wcześniej obsłużyła. Kątem oka dostrzegłem, jak ta coś mówi i z uśmiechem kiwa głową, ukradkiem na mnie zerkając. Po chwili mężczyzna wrócił do mnie, a dobry nastrój nie opuszczał go tak, jak mojego kolegi ze szpitala. - Nazywam się Soma, a ty?
- C-ciel Phantomhive. - wydukałem ledwie.
- Ciel... Ciekawe masz imię. Podoba mi się. A więc Ciel, idziesz dzisiaj ze mną. W moim mieszkaniu zastanowimy się, co dalej. - powiedział, zadziwiając mnie swoją dobrocią. Byłem dla niego całkiem obcą osobą, a ten bez oporów chciał przyjąć mnie pod swój dach.
- Nie mogę, nie chciałbym sprawiać kłopotów. - odmówiłem, próbując brzmieć stanowczo. Niestety nie za bardzo mi to wyszło, ponieważ Soma jedynie się roześmiał. A ja naprawdę potrzebowałem pomocy, nawet jeśli ciężko było mi o nią prosić.
- Nie sprawisz mi najmniejszych kłopotów. Albo idziesz ze mną, albo zamarzniesz na dworze. Wybór jest raczej oczywisty. - pochylił się, aby jego twarz była na poziomie tej mojej.
Tak mnie świdrował wzrokiem i napastował miłym uśmiechem, że nie umiałem odmówić. Mimo wątpliwości wstałem z miejsca, po czym przyznając się przed samym sobą do przegranej, ruszyłem za nim. Może uda mi się wymyślić coś przez tę noc, ponieważ nie chciałem zostawać u mojego wybawcy na dłużej. Ale przy tym nie wiedziałem, czy mam inny wybór. Szczególnie kiedy wyszliśmy z lokalu i przez to całym sobą odczułem urok zimy w Nowym Jorku. Jak się jednak okazało, auto Somy stało niedaleko, więc po chwili siedziałem już w ciepłym wnętrzu pojazdu. Przez całą drogę wyglądałem przez szybę, myśląc nad tym, co w tej chwili robi Sebastian. I co ja będę robił, gdy przyjdzie mi się rozstać z Somą.
Pov.Sebastian
Choć na zewnątrz próbowałem zachować spokój, w środku cały trząsłem się z emocji. Minęły już trzy godziny, od kiedy Ciel zaginął, a ja nie miałem ani jednej poszlaki. Wypytałem dosłownie każdego z wyjątkiem paru pacjentów, u których gościli akurat lekarze. Wciąż jednak nie mogłem wytłumaczyć sobie irracjonalnego zachowania mojego podopiecznego. Ktoś mu coś zrobił? Stała mu się krzywda? Jeśli rzeczywiście uciekł, musiał mieć do tego dobry powód.
- Sebastian, a może Ciel po prostu... - próbował mnie uspokoić lekarz, czym powoli zaczynał mnie już męczyć. Denerwować. Rzadko się denerwowałem.
- Co po prostu? Ciel uciekł, a ja nie mam pojęcia co robić i gdzie szukać. Też chciałbym powiedzieć, że coś się stało ''po prostu'', ale nigdy tak nie jest. Skoro zwiał, to musiał mieć powód, przez który prędko nie wróci i możliwe, że teraz marznie gdzieś na ulicy. - powiedziałem, czując, jak szargają mną najróżniejsze emocje.
Lekarz w odpowiedzi spojrzał na mnie karcąco, przez co spróbowałem się opanować, opadając przy tym na krzesło w jego gabinecie, gdzie zastanawialiśmy się co dalej. Chcąc nie chcąc, popłakałem się z cholernej bezsilności i obaw. Mimo bycia psychologiem byłem słaby psychicznie, jeśli chodziło o kogoś, na kim mi zależało.
- Michaelis, ogarnij się. W takim stanie to mu na pewno nie pomożesz. - stwierdził doktor, przypatrując mi się z zażenowaniem, choć również nutką zrozumienia.
- Masz rację. Daj mi chwilkę. - poprosiłem, ocierając łzy.
- Zgłosić to na policję? - zapytał niepewnie, na co jedynie pokręciłem głową.
- Minęło zbyt mało czasu. Ja pójdę go poszukać po okolicy. Muszę się przewietrzyć, a przy odrobinie szczęście uda mi się na niego natknąć. - stwierdziłem, biorąc z wieszaka kurtkę.
- Dobrze, powodzenia. - odpowiedział doktor, jednak w jego głosie dało się słyszeć cień zwątpienia.
Nic nie odpowiadając, wyszedłem z gabinetu. Umknął mi moment, w którym przemierzyłem wszystkie szpitalne korytarze, przez co dopiero mroźne, zimowe powietrze wyrwało mnie z rozmyślań. Stanąłem przed szpitalem, myśląc o tym, że Ciel niedawno stał mniej więcej w tym samym miejscu. Nie można jednak było dostrzec śladów, ponieważ śnieg zamazywał wszelkie poszlaki.
Chwilę tak stałem, a następnie udałem się przed siebie, nie mając lepszego pomysłu. Nie czułem się dobrze, będąc samemu. Teraz, kiedy nie towarzyszył mi już ten niepozorny chłopak, nie czułem się kompletny. Schyliłem się, aby zebrać kupkę śniegu, a następnie uformować z niej kulkę. Przypomniały mi się przez to wygłupy w parku. Wspaniałe było patrzenie na niego, kiedy był szczęśliwy. Ja w tej chwili nie byłem ani trochę radosny, a mojego humoru na pewno nie poprawił lekarz, który kazał mi jechać do domu, gdy tylko wróciłem z tych prowizorycznych i mało dokładnych poszukiwań. Tłumaczył, że Ciel może jeszcze wrócić do apartamentowca i wtedy powinienem tam na niego czekać. Nie wierzyłem w to ani trochę, jednak nie miałem lepszego pomysłu, więc posłuchałem. Posłuchałem, mimo że moje serce krwawiło na myśl o pustym mieszkaniu.
Witam moje jelonki. Macie nexta we wtorek, ale jednak. Jeśli rozdział się spodobał, możesz zostawić po sobie ślad w postaci gwiazdki i komentarza. Będzie mi bardzo miło, wspierasz w ten sposób moją twórczość :*
CZYTASZ
PSYCHOLOG || SEBACIEL
FanficSebastian jest młodym, lecz jak twierdzą jego pacjenci, niezwykle dobrym psychologiem. Mieszka samotnie w centrum Nowego Jorku i jak większość ludzi sądzi, że już nic go w życiu nie zaskoczy. Nawet nie wyobraża sobie konsekwencji, jakie niesie za so...