26.Doczekać świtu

537 34 66
                                    


Już od rana byłem otępiony, czułem, jakbym nie mógł się do końca wybudzić. Zignorowałem to jednak i zrzuciłem winę na małą ilość snu i dziwne wizje, które miałem w trakcie. Zamiast rozpaczać nad złym samopoczuciem, zająłem się razem z Cielem przygotowaniami do nocy. Zgodnie z kalendarzem mieliśmy dziś trzydziesty pierwszy grudnia, końcówkę roku. Ciężko było mi uwierzyć w to, jak ten szybko minął. Całe dziesięć wspólnych lat wydawało mi się obecnie chwilą. Tyle wydarzeń, nowych ludzi, doświadczeń. Obecnie ważny jednak był ten rok, którego odejście mieliśmy wieczorem świętować. Jeden z lepszych, jakie przeżyłem z moim mężem.

- Wieczorem będzie pięknie. - Ciel westchnął z rozmarzeniem, zawieszając wzrok na oknie. Dzień był zaskakująco słoneczny jak na tę porę roku.

Kiedy zrobi się ciemno i Nowy Jork zatopi się w noworocznym szaleństwie, pojawią się fajerwerki. I ja nie mogłem doczekać się nieba upstrzonego kaskadą świetlistych barw.

- Racja. Pięknie i głośno. - stanąłem obok niego, upijając ze świątecznego kubka łyk drugiej już tego poranka kawy. Za oknem prószył śnieg, sama szyba natomiast pokryła się szronem.

- Lubię Nowy Rok. Coś się kończy, aby mogło się zacząć coś innego. - przyciągnął mnie bliżej i pocałował czule w policzek.

Mieliśmy w planach cały dzień spędzić razem, a wieczorem napić się jakiegoś dobrego alkoholu i pośmiać z dennej komedii. To była nasza rutyna, choć czasami, jak na przykład w tamtym roku, miała swoje odstępstwa.

- Racja. - lekko się uśmiechnąłem i oddałem ten przyjemny gest.

- Wydajesz się dzisiaj trochę nieobecny. Wszystko w porządku? - zapytał, patrząc na mnie ze skupieniem i troską w swoich błękitnych oczach.

- Nie spałem dziś dobrze, to pewnie dlatego. Dopiję kawę i na pewno poczuję się lepiej. - usiadłem na parapecie, a Ciel poszedł moim śladem, zajmując miejsce naprzeciwko.

Lubiłem w zimie spokojny, senny krajobraz. Biały puch, parę wydobywającą się z ust przy każdym wdechu oraz szron i płatki śniegu zbyt piękne, aby mógł stworzyć je człowiek. Od jakiegoś czasu naprawdę się polubiłem z tą porą roku.

- Taką mam nadzieję. Szkoda, abyś zasnął przed północą. - zaśmiał się, opierając swoje nogi na tych moich.

Patrzyłem na niego, opatulającego się solidniej moją bluzą. Na jego spokojnej twarzy, która przypominała nieskazitelną, porcelanową lalkę, widać było zadowolenie, mimo że kąciki jego malinowych ust ani trochę nie uniosły się ku górze. Uśmiechnąłem się delikatnie na ten widok, który oglądałem przecież już wiele razy, a jednak za każdym razem zakochiwałem się w nim na nowo.

Objąłem go w pasie i przysunąłem do siebie, nie przejmując się tym, że parapet jest wąski. Cielowi też to najwyraźniej nie przeszkadzało, ponieważ oparł się o mnie, przeczesując smukłymi palcami kosmyki moich włosów. Mruknąłem z aprobatą na ten gest, czując błogi spokój, który współgrał z moim dzisiejszym przymuleniem.

Mój ukochany bardziej się o mnie oparł i zamknął oczy, mimo to nie przestając mnie miziać. Czułem bijące od niego ciepło i słodki zapach, co okazało się wystarczające, aby skłonić mnie do trwania w tej pozycji. I ja zacząłem głaskać go po szyi, przypominając sobie te wszystkie lata, które wywróciły mój świat do góry nogami. Zmieniły wszystko na lepsze.

***

- Tylko pamiętaj o ciastkach i szampanie. - przypomniał Ciel, kiedy wieczorem miałem zamiar wybrać się do sklepu. Za pół godziny wszystko oprócz monopolowych będzie już zamknięte, całe miasto odda się noworocznej zabawie.

Wybiła dwudziestu, na dworze było ciemno, jakby był środek nocy. Lubiłem jeździć w takich warunkach, klimat był niepowtarzalny. Oblodzone jezdnie nie były zbyt bezpieczne, ale przy zachowaniu ostrożności dało się cieszyć jazdą.

- Pamiętam. - podszedłem do kanapy, na której chłopak się wylegiwał i sprzedałem mu na do widzenia krótkiego całusa.

Chwilę później szedłem już do auta, przedzierając się przez śnieżne zaspy. Idąc parkingiem, rozkoszowałem się zimnem, które muskało moją twarz. Po zajęciu siedzenia kierowcy od razu jednak włączyłem ogrzewanie, czując, że moje palce przez tę krótką chwilę skostniały z zimna.

Po chwili we wnętrzu pojazdu zrobiło się przyjemnie ciepło. Kiedy z szyb zszedł szron, odpaliłem pojazd. Wyjechałem z parkingu i skierowałem się na drogę prowadzącą do okolicznego sklepu, przyśpieszając na tych prostszych i mniej oblodzonych fragmentach drogi. Większość osób siedziała w domu, chodniki były puste. Ludzie czekali, aż ta grudniowa noc minie, aby mogli powitać nowy rok.

- Zamiecie śnieżne, wichury, jak i poważne oblodzenia na drogach są niezbyt dobrą perspektywą dla kierowców. Meteorolodzy radzą zostać w domu... - nie zwracając za bardzo uwagi na to, co mówi kobieta, przełączyłem stację. Znalazłem taką, na której leciała jakaś wpadająca w ucho, popowa piosenka.

Uderzałem palcami o kierownicę, nucąc cicho melodię, którą zasłyszałem pewnie w radiu już innym razem. Wciąż czułem spokój. Błogość, ale też rozespanie. Miałem wrażenie, że tkwię w czymś podobnym mydlanej bańki, która oddzielała mnie od zewnętrznego świata. Nie dochodziły do mnie odgłosy i bodźce z zewnątrz. Czułem jedynie przyjemne ciepło i miękki fotel, który wydał mi się teraz wygodniejszy niż zwykle. Spojrzałem na światła. Czerwona barwa była ledwie widoczna wśród prószącego obficie śniegu osiadającego na chodnikach i dachach starych kamienic.

Niedawno świętowaliśmy urodziny Ciela. Potem przyszły święta, a zaraz zmienić się miała cyferka na końcu daty. Już teraz zaczynaliśmy planować wakacje, cele i marzenia na nadchodzący rok. Pochłaniało to dużo czasu i nieraz wymagało głębszego zastanowienia, ale czułem się szczęśliwy, planując kolejne miesiące u boku ukochanego.

- No zmień się. - mruknąłem niecierpliwie, wlepiając wzrok w światła.

Przez ten czerwony odcień pokusiłem się o spojrzenie na swoją dłoń. Na jednym z palców spoczywał pierścień, który dostałem niedawno od Ciela. Jednym z naszych planów na ten rok było odnowienie przysięgi małżeńskiej. Już nie mogłem doczekać tego wszystkiego.

- Radzimy prędko wracać do domu, aby w tym wyjątkowym dniu nie przegapić czasu spędzonego z najbliższymi. A ty co proponujesz zrobić w tę przełomową noc, Matthew? - doszedł do mnie głos prowadzącej, która rozmawiała w studiu nagraniowym ze swoim kolegą po fachu. 

Z uwagi na słabą pogodę każda stacja trzeszczała, do tego przełączała się bez mojej inicjatywy. Wnerwiały mnie te szmery i urywki piosenek oraz rozmów. Chcąc to jakoś ustawić, zacząłem szperać przy pokrętle, słysząc, jak przeplatają się programy z różnych stacji. Kątem oka obserwowałem światła. Kiedy zmieniło się na zielone, ruszyłem przed siebie. Nie zwracałem aż tak uwagi na otoczenie. Przecież zmiana kanału to krótka chwila, do tego ulice i chodniki były przecież opustoszałe. W pewnym momencie coś jednak kazało mi poderwać głowę. To wtedy zobaczyłem samochód pędzący od boku prosto na mnie.

Zareagowałem instynktownie, gwałtownie hamując. Usłyszałem przez to charakterystyczny pisk towarzyszący takim manewrom, a potem głuchy trzask, po którym wszystko stało się rozmazane. Momentalnie poczułem ból, a raczej uczucie niepokoju, które doszło do mnie szybciej niż cierpienie. Już wtedy wiedziałem, że stało się coś złego. Spojrzałem na swój bok i zobaczyłem, że faktycznie nie jest dobrze. Z mojego boku sterczała jakaś część samochodu, mojego lub tego, który był drugim uczestnikiem wypadku.

Próbowałem zebrać myśli, ustalić co dalej. Kaszlnąłem krwią, która obryzgała i tak zakrwawioną już kierownicę. Cały pulpit wyglądał jak po krwawej masakrze.

Zamknąłem oczy, czując, że brakuje mi powietrza. Serce biło jak oszalałe, ale nie miało już krwi, którą mogłoby tłoczyć. Gdy to zrozumiało, zaczęło zwalniać. Wiedziałem, że umieram, to nie podlegało wątpliwości. To było przerażające, wiedzieć, że wszystko się kończy.

W tym ostatnim momencie przyłożyłem pierścionek do ust i zapłakałem, choć sprawiło mi to wielki ból. Na szczęście mój strudzony umysł pozwolił mi po raz ostatni ujrzeć uśmiechniętą twarz Ciela, której nie będzie mi już dane zobaczyć w realu. Nie miałem nawet czasu, aby nacieszyć się wspomnieniem o nim. Nim się obejrzałem, poczułem, jak obejmują mnie miękkie, anielskie skrzydła, zabierając cały ból i rozpacz, po których nie było już nic. Nic żywego.


Witam moje jelonki. Czy... Czy to można jakoś skomentować? Chyba nie. Dlatego więc, zamiast się rozpisywać mam jedynie nadzieję, że macie chusteczki pod ręką. Do następnego rozdziału!

PSYCHOLOG || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz