Co mogłem powiedzieć w chwili takiej jak tak? Na pewno to, że było mi przykro, bo Cyryl z Charliem dotrzymali obietnicy i po tygodniu wrócili po małą. Tak jak wtedy, kiedy ją u nas zostawili, rozmawialiśmy przy herbacie, głównie o ich wyjeździe i opiece, jaką pełniliśmy przez ten czas nad ich córką. My powiedzieliśmy, jak minął nam ten niezwykły tydzień, oni przedstawili nam te kilka dni na wyspie, gdzieś bardzo daleko stąd. Dostaliśmy od nich nawet magnes przedstawiający panoramę tego (jak twierdzili) cudownego miejsca. Zdjęcia było w kopule wypełnionej wodą, w której pływały gwiazdki. Naprawdę ładny drobiazg.
Niestety wszystko, co dobre kiedyś się kończy, wypiliśmy ciepły napar i przyszedł czas na pożegnanie. Ten ostatni (przynajmniej w najbliższym czasie) raz pomogłem Charlotte włożyć kurtkę oraz buty, mocno ją na koniec przytulając. Następnie pożegnałem się Cyrylem i Charliem, potem jeszcze przez kilka minut stojąc w przedpokoju i jak ten idiota patrząc na drzwi, za którymi zniknęli. Cudem zmusiłem się, aby po dłuższej chwili udać się do kuchni, gdzie urzędował mój mąż. Sebastian wyglądał na znacznie mniej poruszonego ode mnie, zmywał kubki po herbacie i nie przejmował się tym, że Charlotte nie ma już wśród nas. To znaczy... Przecież żyła. Wszystko z nią w porządku. Ale tak już jest, że są sytuacje, do których ciężko się przyzwyczaić, ale jeszcze ciężej się odzwyczaić, gdy wracamy do normalności. Chyba tak właśnie będzie z jej towarzystwa.
Pov.Sebastian
Spojrzałem na Ciela, który wydawał się nieobecny. Wiedziałem, że będzie mu trochę przykro, kiedy Charlotte pojedzie, ale żeby aż tak?
Dla poprawienia mu humoru odwróciłem się do niego przodem i ochlapałem odrobiną wody. Ocknął się i był w szoku, przez chwilę wyglądał jak ryba, którą ktoś znienacka wyciągnął na brzeg. Coś bezcennego.
Zachichotałem, nie mogąc się powstrzymać. Jak się okazało, to właśnie pozwoliło Cielowi w pełni wrócić do rzeczywistości. Zrobił grobową minę i podszedł do blatu, biorąc garść mąki (pozostałości po jego próbie zrobienia gofrów), po czym nią we mnie rzucił. Nie tego oczekiwałem, więc kichnąłem i nie zdołałem się nawet uchylić, biały proszek osiadł na moim ubraniu. Co za mały...
Zgarnąłem garść mąki i obrzuciłem go, a że tak jak ja miał nieco opóźniony zapłon, jak ten debil dał się obsypać. Cerę miał jasną jak sama śmierć, ale ubrania i włosy ciemne, więc biały puch stworzył ciekawy kontrast.
Nie wiedziałem, że w ten sposób wywołam chaotyczną wojnę o to, kto kogo bardziej ''wybieli''. Ciężki do usunięcia i wnikający w każdy kąt proszek latał po całej kuchni, jednak w ferworze zabawy nawet się tym nie przejęliśmy. Te harce przerwało dopiero całe opakowanie mąki, które zleciało z blatu, wzniecając pył, przez który obaj zaczęliśmy kaszleć i kichać.
- Ty sprzątasz! - krzyknęliśmy w tym samym momencie, kiedy gryząca, oślepiająca zasłona nieco opadła.
Schyliliśmy się również w tym samym czasie, zgarniając mąkę w stosy, które łatwiej będzie zebrać i wyrzucić. Odkurzanie zapewne wznieciłoby jeszcze więcej pyłu. Ciel miał jednak ochotę dalszą na zabawę, więc zgarnął garść mąki i mnie nią obsypał. Bitwa rozpętała się na nowo.
Pov.Ciel
Nasze mączne zabawy znacząco poprawiły mi humor, nawet jeśli potem pół dnia spędziliśmy na klęczkach, zbierając i odkurzając cały ten syf. Myślałem, że spędzimy ten czas jakoś kreatywnie, ale jakoś tak te godziny szybko zleciały, że po ogarnięciu się od razu poszliśmy do optyka odebrać okulary dla Sebastiana. Być może to źle, bo byłem jego mężem, ale bardzo mnie bawiło jego początkowe zdezorientowanie. To, że dwa razy o mało nie zderzył się z latarnią i miał niemały problem ze schodami.
- Nienawidzę tego. - pożalił się po zaledwie dwóch godzinach w okularach.
- Weź, nie może być aż tak źle. - powiedziałem, biorąc jego nową ''ozdobę'' i zakładając ją. - Och, wow. Mocne. Jakim cudem funkcjonowałeś bez nich?
Oddałem mu je po chwili i z powrotem założyłem swoje, które wziąłem z domu, aby było mu raźniej. Serio byłem pod wrażeniem, że wytrzymał bez nich tyle czasu. Dobrze, że w końcu zaciągnąłem go na badanie wzroku, będzie miał większy komfort życia. Poza tym wyglądał naprawdę przyzwoicie, tak jak myślałem dobrze dobrane oprawki robiły robotę. Były trochę profesorskie lub nauczycielskie, co dodawało mu powagi i sprawiało pozory większej inteligencji, ale mimo wszystko wolałem nie dzielić się z nim tym spostrzeżeniem. Słysząc, że wygląda jak nauczyciel albo profesor zapewne znów narzekałby, że się przez nie postarzał.
- Wiem, bardzo mocne. -westchnął, opadając na kanapę, gdy przekroczyliśmy próg mieszkania. - I nie wiem. Jakoś tak się przyzwyczaiłem.
- Teraz przyzwyczaisz się do noszenia. Będziesz mniej ślepy. To fajnie, zobaczysz. - usiadłem obok i lekko pomiziałem palcem jego policzek. - Poza tym naprawdę ci ładnie, wiesz? Podoba mi się, skarbie?
Chciałem uświadomić mu, że wygląda naprawdę dobrze i noszenie ich nie jest takie złe. Jak nie ja to kto? Zresztą on też wspierał mnie, gdy zbadano mnie i zapadł wyrok, że muszę swoim oczom trochę pomoc. Też martwiłem się tym, że wyglądam bardzo dziecinnie. Czyż to nie bycie hipokrytą, skoro wyśmiałem jego obawy o wygląd starucha?
Nie wiem, czy moje pochwały nieco pomogły. Miałem nadzieję, że tak. Wmawiałem to sobie, lecząc wyrzuty sumienia spowodowane rozbawieniem, jakie wywoływała we mnie jego początkowa nieporadność w starciu ze schodami, latarniami czy futrynami drzwi. Okrutne? Może trochę.
***
Następnego dnia poszedłem do pracy w znakomitym humorze. Z dumą patrzyłem na tabliczkę na drzwiach mojego gabinetu. Do słowa psycholog doszło słowo seksuolog, efekt mojej trzyletniej pracy.
Zatopiłem się w fotelu i zamknąłem oczy, na ślepo upijając łyk aromatycznego naparu. Była połowa stycznia, na dworze zimno i temperatury na minusie, a ja siedzę w ciepłym gabinecie i piję gorącą kawę. To się nazywa szczęście.
Do spotkania z moim pacjentem zostało tylko kilka minut, już za chwilę miałem w roli seksuologa przyjąć pierwszą osobę. Piękna chwila, podniosły moment. Czas zleciał mi szybko, po chwili do gabinetu wślizgnął się, o dziwo znajomy człowiek.
- Cieluuś, co za zbieg okoliczności. Nigdy nie zadzwoniłeś. - oznajmił wesoło, zajmując kanapę naprzeciwko mojego fotela.
Siedziałem w bezruchu, jedynie bez słowa mu się przyglądałem. Przez pewien czas nie myślałem o niczym szczególnym, układałem sobie w głowie okoliczności tej sytuacji. No naprawdę? Pierwszym pacjentem, którego miałem przyjąć w nowej roli był mój wybawiciel, który przenocował mnie, kiedy z powodu nieporozumień uciekłem od Sebastiana. Soma, wciąż pofarbowany na fioletowo, głośny i szczęśliwy, nie był możliwy do pomylenia z nikim innym.
- Wiem, wybacz. Jakoś tak wszystko się poukładało i wypadło mi z głowy. - posłałem mu pełen skruchy uśmiech, otwierając mój specjalny notesik na pustej jeszcze stronie. - Jeszcze raz dzięki za kiedyś.
- Nie ma za co. - wyszczerzył się, chyba niezwykle podekscytowany tym spotkaniem.
Ja też nawet się cieszyłem, jednak chciałbym, aby odbyło się w innych okolicznościach. Chciałbym z nim pogadać o czymś innym niż dość skomplikowane i osobliwe problemy Somy i jego wybranki. Jeszcze długo to potem za mną chodziło, po powrocie do domu i przez całą noc. Przysięgam, że zrezygnują z tego, jak jeszcze raz trafi się ktoś znajomy.
Witam moje jelonki. O wow, dzisiaj wbiło 30.000 odsłoń, i takie zdziwko trochę, bo wczoraj było jeszcze 29.700, szybcy jesteście. W każdym razie już pracuję nad cieloisem i oczekujcie dzisiaj drugiego rozdziału, należy się wam uwu
PS z czasu sprawdzania: Nie ufajcie ludziom, którzy nieironicznie używają uwu
CZYTASZ
PSYCHOLOG || SEBACIEL
FanficSebastian jest młodym, lecz jak twierdzą jego pacjenci, niezwykle dobrym psychologiem. Mieszka samotnie w centrum Nowego Jorku i jak większość ludzi sądzi, że już nic go w życiu nie zaskoczy. Nawet nie wyobraża sobie konsekwencji, jakie niesie za so...