Pov.Ciel
- Nie sądzisz, że czasami lepiej po prostu zniknąć? - zapytał mężczyzna siedzący przy boku nastolatka. Wokół piętrzyły się szklanki po alkoholu, a zamglony wzrok pijanego nieprzytomnie omiatał otoczenie.
- W jakim sensie? - młodzieniec czuł słodki zapach wódki, który tworzył w jego umyśle pewną barierę. Izolował od świata i czasu, który wciąż mknął gdzieś daleko, ponad nimi.
- No wiesz. Te wszystkie problemy. Tworzą niepotrzebny balast, spędzają sen z powiek. Czujesz się tak bardzo uwięziony i bezbronny. Czy zniknięcie nie byłoby najlepszą opcją? - wydawało się, jakby Basil prowadził dialog z samym sobą, mimo że reagował na słowa towarzysza.
- Tak się nie da. - zaprotestował, dość rzeczowo jak na swój stan.
Szumiało mu w uszach, a myśli rozbiegały się we wszystkie strony, kiedy chciał stworzyć z nich spójną całość. Mimo to czuł, że już kocha stan, w jakim się znajduje. Wszystko było takie smutne i zabawne jednocześnie, życie wydawało się upstrzone setkami barw.
- Masz rację. Chyba że zniknąć na zawsze. - mężczyzna patrzył beznamiętnie w wypełnioną trunkiem szklankę, po czym buchnął śmiechem, zginając się w pół.
Ten śmiech doszedł do nastolatka tylko częściowo. Tak jak i Basil był bardziej w swoim świecie. Rozprawiał się z demonami tragicznej przeszłości. Wmawiał sobie, że to wszystko było jedynie gorzkim koszmarem zaserwowanym mu pewnej grudniowej nocy. I gdzieś tam wciąż błądziła ta jedna myśl. Prześlizgiwała się między obrazami, mąciła i zarazem kusiła. Zniknąć na zawsze. On próbował.
Druga strona potocznie zwana niebem już otwierała przed nim swe żelazne bramy, gdy lekarze znów ściągnęli go na ziemię. Kroplówki i dziwnie wyglądające tabletki utrzymały go przy życiu, nawet jeśli w środku już dawno czuł się martwy i jedynie ta krucha, ludzka skorupa trzymała go na tym świecie.
- A ty... Chciałbyś zniknąć? - zapytał niepewnie, wlepiając niewyraźne spojrzenie w towarzysza.
- Ja... Chciałbym już po prostu nie cierpieć. - szepnął, zaciskając dłoń na szklance. Kostki lodu zatańczyły w wypitym do połowy trunku, wydając przy tym cichy, miły dla ucha brzdęk.
- Nie ma życia bez cierpienia. - odrzekł sucho, wplatając dłoń w swoje włosy.
Zamknął oczy, pozwalając sobie na chwilę konieczną do pozbierania myśli. Przypomniał sobie tamten dom. Rezydencję pełną światła i ciepła, zawsze pachnącą ręcznie robionym sernikiem. Była przepełniona śmiechami jej domowników. Miejsce tak bliskie jego sercu, skrywające w swoim wnętrzu niejedno słodkie wspomnienie smakujące miłością. Dlaczego więc teraz czuł tylko pustkę i żal, gdy myślał o tamtym czasie? Ogień strawił wszystko, co kochał. Cóż więc mu zostało?
- Właśnie. Więc czy warto żyć? - zapytał mężczyzna, schodząc ze stołka.
Narzucił marynarkę i nałożył na głowę kapelusz, pożegnał się z barmanem i wyszedł, zostawiając chłopaka całkiem samego z tym jednym pytaniem. On tymczasem wciąż się zastanawiał. Czy warto? Po co?
- Oczywiście, że warto. - zachichotał sam do siebie, patrząc na niedopity alkohol, który zostawił po sobie Basil. Myślał przy tym o Sebastianie, dla którego chciał brać obecnie każdy kolejny wdech.
Pov.Sebastian
- Nie uważasz, że czasem lepiej zniknąć? - zapytała jego przyjaciółka, gdy razem siedzieli na łące.
Wokół nich kwitły piękne kwiaty. Rośliny zachwycały swoimi barwami i oczarowywały subtelnością. Delikatny powiew wiatru niósł ze sobą ich zapach, który wdzierał się do nozdrzy nastolatków, powodując słodkie uczucie zamroczenia związane z przemijającym latem.
- Zniknąć? - brunet spojrzał z ukosa na towarzyszącą mu dziewczynę.
- Mhm. - kiwnęła lekko głową. - Odciąć od tego wszystkiego, załagodzić ból.
- Ból? - chłopak zaśmiał się, kierując znów wzrok ku niebu. - To życie jest cierpieniem. Jego nieodłączną częścią, machiną napędzającą ten niewdzięczny świat.
- Więc... Nie myślałeś kiedyś o tym, aby ze sobą skończyć? Zakończyć ból? Zakończyć życie? - na te słowa otworzył szeroko oczy, wstrzymując chwilowo oddech.
Czuł dobrze każde uderzenie serca. Wiatr wydawał się chwilowo nie wiać, kwiaty przestały pachnieć. Słońce już nie padało na jego skórę o jasnej karnacji, nie obdarzało hojnie swym blaskiem, jakby schowało się za gęstymi, ciemnymi chmurami. Czy myślał? Dużo razy. W każdym momencie, gdy potykał się o kłody rzucane mu pod nogi przez niewdzięczny los. Podcinały skrzydła, w brutalny sposób zatrzymując w tym zimnym pesymiźmie z jednym, prostym stwierdzeniem, które zrobiło z niego zimnego realistę: ,,marzenia to tylko marzenia. Dobrze je mieć, ale nigdy nie bierz ich na poważnie''. Dużo razy słyszał to od dorosłych, którzy byli przecież dla dzieci autorytetem.
Szybko otrząsnął się i wrócił myślami do pytania, po czym skierował wzrok ku przyjaciółce, która patrzyła na niego z mieszanką smutku i zawahania. Twarz chłopaka tymczasem rozpromienił szeroki uśmiech, a do oczu wkradły się wesołe, zdecydowane iskierki. W końcu udzielił przyjaciółce odpowiedzi.
- Ból... Nie, cierpienie, nie jest czymś, co można ot tak załagodzić. Nie możesz od tego uciec, odciąć się. To właśnie jest to, co spotykamy na swojej drodze, aby stawać się silniejszymi, nawet jeśli czasem czujemy beznadzieję i nie widzimy szansy na lepsze jutro. Myślę, że warto to przejść, aby kiedyś zza chmur wyszło słońce. Ja nie zamierzam umierać. Bo chcę kiedyś dać komuś szczęście. Być wspaniałym kolegą, przyjacielem, mężem. Chcę pomóc komuś przejść każdy ból i przeczekać cierpienie, a żebym i ja miał w nim wsparcie, gdy upadnę. To właśnie miłość, Clementine. Tylko ona jest w stanie uwolnić nas od cierpienia, nie śmierć. - uśmiechnął się, wstając z ziemi. Wyciągnął do niej dłoń.
Dziewczyna przez chwilę nie ruszała się z miejsca, mając spuszczoną głowę. Po chwili jednak przyjęła pomoc i wstała z ziemi, ruszając za nim w drogę do domu.
- Kocham cię. - powiedziała cicho, gdy chłopak szedł przodem, trzymając ją za rękaw kolorowego sweterka.
- Ja ciebie też, Clem. - odwrócił się do niej i pokazał w uśmiechu śnieżnobiałe zęby.
Nie wybieramy, kogo kochamy, a kochać można wielu ludzi na wielu sposobów. Rodzinę, drugą połówkę, przyjaciół. Wpuszczamy kogoś do swojego serca i zanim się zorientujemy, jest on już częścią nas. On kochał swoją przyjaciółkę, a ona kochała jego. Wraz z jej stratą stracił też kawałek siebie, a żal ścisnął jego serce, wypełniając je smutkiem.
Życie składa się z żalu i bólu i czy tego chcemy, czy nie, potrzebujemy w nim ludzi, których kochamy i którzy kochają nas. Porzuć strach, zniweluj obawy, ukryj niepewność i postaw wszystko na jedną kartę, nawet jeśli kiedyś miałoby cię to złamać. Bo potrzebujesz miłości. Każdy jej potrzebuje. To przez nią żal i ból przestają mieć jakiekolwiek znaczenie.
Witam moje jelonki. Jak widać, wchodzimy w mocno filozoficzne, ale i życiowe klimaty. Końcówka trzeciej części jest tym momentem, aby na chwilę przystanąć. Zastanowić się, odkryć pewne kwestie na nowo. W tym klimacie będą tworzone następne rozdziały, aby potem przejść do spektakularnego końca :D
PS: I znowu notka od sprawdzającej tę książkę autorki. Ten rozdział mi się udał, aż przyjemnie mi się czytało, a to rzadkość :p
CZYTASZ
PSYCHOLOG || SEBACIEL
Fiksi PenggemarSebastian jest młodym, lecz jak twierdzą jego pacjenci, niezwykle dobrym psychologiem. Mieszka samotnie w centrum Nowego Jorku i jak większość ludzi sądzi, że już nic go w życiu nie zaskoczy. Nawet nie wyobraża sobie konsekwencji, jakie niesie za so...