- Gdzie pojedziemy w tym roku? - uznałem, że teraz, pod wieczór, siedząc wraz z Cielem w sypialni, to dobre pytanie.
Ja byłem w trakcie pisania, mój mąż zajął się książką, którą wydawał się jednak czytać bez przekonania. Dzięki mojemu pytaniu oderwał się od lektury i chwilę zastanowił. Powoli zbliżał się czas urlopu, a wraz z nim to coroczne pytanie. Gdzie tym razem pojedziemy, aby wypocząć?
Możliwości było dużo, świat był bardzo różnorodny i każdy jego zakątek oferował coś ciekawego. Mimo to każdego roku wybór nas przerastał. Zawsze, kiedy już mieliśmy jakiegoś kandydata, albo ja, albo Ciel znajdywaliśmy wady tego pomysłu, co za tym idzie wracając do punktu wyjścia.
- Nie wiem. - rzekł po chwili, opierając głowę na moich udach. Odłożyłem laptopa.
- Gdzie my jeszcze nie byliśmy... - zacząłem się zastanawiać, przeczesując palcami jego włosy.
- Może po prostu znowu pojedziemy nad morze? - mruknął, usatysfakcjonowany głaskaniem.
- Czyli gdzie dokładnie? Jakieś wyspy? - przeniosłem dłoń na jego ramię, głaszcząc je przez materiał mojej koszuli.
- Mhm. Chyba tak. Tak jak kiedyś. - ziewnął, wtulając się w mój bok. Wystarczył jeden rzut oka na jego senną twarz, abym wiedział, że z tego typu rozmów nic już dzisiaj nie będzie.
- Zmęczony? - podpytałem, na co ten jedynie lekko skinął głową. - To cię już dzisiaj nie męczę.
Okryłem nas szczelniej kołdrą i zgasiłem lampkę stojącą przy łóżku. W sypialni momentalnie zapanował mrok, choć nie tak ciemny z uwagi na księżyc oraz miasto, które nawet o tej godzinie było rozświetlone. Bez problemu dało się rozróżnić zarysy mebli, jak i osób leżących w jednym łóżku. Ja na przykład, dręczony dziś bezsennością, mogłem przyglądać się Cielowi.
Położyłem się naprzeciwko i objąłem ukochanego, który dziś akurat zasnął szybko i to dość solidnie, ponieważ zaczął coś cicho gadać przez sen. Były to dość śmieszne rzeczy, więc wsłuchiwałem się, głaszcząc go po włosach. Niestety ja nie mogłem zasnąć, nawet kiedy już skończył. Co za tym idzie, zacząłem mu się przyglądać, nie przejmując się słońcem, które po kilku godzinach zaczęło nieśmiało zaglądać do pomieszczenia. O ironio to wraz z jego pierwszymi promieniami udało mi się zmrużyć oko.
Wspólnie siedzieli w kuchni. Młodszy zajął miejsce na blacie i leniwie popijał kakao, jego towarzysz z lekkim niepokojem zaglądał do włączonego piekarnika.
-Nie wiem, czy te ciastka to dobry pomysł. - mruknął, chowając dłonie w kieszeniach bluzy. W mieszkaniu było ciepło, ale śnieg pruszący za oknem powodował ciarki przebiegające po całym ciele.
- Jasne, że dobry. - zaśmiał się, patrząc z radością na swojego partnera. - Jestem wspaniałym kucharzem, przecież wiesz.
- Wiem. Parówki z czajnika były doprawdy wybitnym osiągnięciem. - przewrócił oczami i upił łyk słodkiego naparu ze swojego kubka.
- Nie czepiaj się, Sebastian. Umiem znacznie więcej tylko nie zawsze mam okazję się wykazać. - przytulił się do męża, co brunet rzecz jasna odwzajemnił, całując ukochanego w czoło.
Obaj trwali tak przez dłuższą chwilę, pochłonięci myślami. W kuchni oprócz włączonego piekarnika panowała głucha cisza, na dworze też nie było słychać klaksonów i całej reszty nowojorskiego gwaru. O tej porze znacząca większość mieszkańców pognała już do domu, aby na swój sposób spędzić wigilię. Ten niezachwiany spokój przerwał dzwonek. Obaj popatrzyli na siebie pytająco, w końcu nikogo nie zapraszali. Tym bardziej starszy zdziwił się, kiedy otworzył i zobaczył kto stoi za drzwiami.
- Grell? Co ty tu robisz? - zapytał, wpuszczając kolegę z pracy do środka.
Mężczyzna wyglądał źle, był zapłakany i drżał, pytanie, czy z emocji, czy zimna. Po chwili w przedpokoju zjawił się najmłodszy z nich, wyglądając na równie zdziwionego wizytą kolegi z branży.
- Coś z Red? -zapytał, w odpowiedzi dostając większy szloch i kiwnięcie głową. - Ojoj, biedactwo. Nie przejmuj się, możesz zostać. Co prawda nie obchodzimy za bardzo wigilii, ale mamy ciastka.
Chłopak uśmiechnął się i poprowadził zagubionego wędrowca do salonu. Grell co prawda dalej był dziwny, ale po znalezieniu sobie narzeczonej znormalniał do tego stopnia, że dało się go polubić. Niestety w tej sielance zdarzały się zgrzyty, jak w chyba każdym związku, co ten jednak dość przeżywał. Wiedzieli, że nie mogą zostawić tego dziwaka na pastwę losu, szczególnie w dzień taki jak ten, choć dla nich była to głównie okazja do wręczenia sobie prezentów i zjedzenia czegoś dobrego.
- Wybaczcie, że przychodzę do was bez zapowiedzi i to w wigilię, ale nie wiedziałem co robić. - przyznał smętnie.
- Nie szkodzi, razem będzie raźniej. - brunet uśmiechnął się przyjaźnie, idąc za nimi do salonu. Przynajmniej do czasu, aż po mieszkaniu nie zaczął rozchodzić się zapach spalenizny.
Spojrzeli na siebie porozumiewawczo, praktycznie w tym samym momencie odgadując źródło zapachu. Brunet jak na zawołanie pognał do kuchni, pootwierał okna i uchylił drzwiczki piekarnika, z którego buchnął czarny dym. To jasne, że z ciastek mało zostało, na pewno nic zdatnego do jedzenia. Mimo to przełożył je do miski i poszedł do salonu, gdzie pozostała dwójka zajęła się już sobą. Siedzieli na dywanie z kartami w rękach.
- W co gracie? - zapytał, klękając przy nich.
- W pojedynki. - chłopak obejrzał karty na dywanie i wyjął kolejne dwie, wyrzucając je na stosik. - Zwęgliły się te ciastka, nie?
Na to pytanie mężczyzna bez słowa pokazał mu zawartość miski i te jego ''zdolności kulinarne'', którymi jeszcze chwilę temu się chwalił. O dziwo chłopak nie był zawiedziony, położył miskę obok i z dumą stwierdził, że jak trochę ostygną, może to być ich waluta do kupowania ulepszeń. Jak się okazuje, w każdej sytuacji umiał znaleźć jakiś plus.
- Siadaj, potrzebujemy jeszcze jednego czarodzieja. - błękitnooki poklepał miejsce obok siebie, gdzie brunet chętnie usiadł.
Jak się okazało, gra wymyślona została naprędce, często nie miała sensu, lecz mimo to grali w nią przez kolejne kilka godzin. Ubrani w mikołajowe czapki wyglądali zabawnie, ale to była wigilia, chodzi w końcu o to, aby po prostu miło spędzić ten jeden wieczór w roku. Tym razem był on zdecydowanie przyjemny.
Otworzyłem powoli oczy, szturchany lekko, aczkolwiek dość nieprzyjemnie w ramię. Niechętnie spojrzałem na mojego bledszego niż zazwyczaj męża.
- Hm? - mruknąłem, podnosząc się do siadu i trąc oczy.
- Budzik się nie włączył, jest dwunasta, spóźniliśmy się już pięć godzin do pracy. Szef nas wyleje... - panikował, żywo przy tym gestykulując.
- Budzik nie zadzwonił, bo go nie nastawiłem. Mamy dzień wolny, idioto ty mój. - zerknąłem na zegarek, a potem na jego zdziwioną, może nawet lekko zawstydzoną minę. - Dziś wypada druga niedziela miesiąca, możemy spać nawet do jutra rana, jeśli chcemy.
Patrzył na mnie w niedowierzaniu, tak jakbym chciał go oszukać. Wyglądał przy okazji tak, jakby miał się popłakać z powodu przeżywanego jeszcze chwilę temu stresu. Cicho się zaśmiałem i przyciągnąłem go do siebie, obejmując.
- No już, spokojnie. - powiedziałem, głaszcząc go po włosach. - Później możemy pograć w pojedynki, hm?
Zaproponowałem, na co kiwnął głową, mocno się wtulając. Od czasu tamtej Wigilii stała się to nasza oficjalna gra. Mimo to nie graliśmy już kilka miesięcy i być może cały jej zamysł wypadłaby mi z głowy, gdyby nie ten sen. Za to kochałem sny. Przypomniały mi o tym wszystkim, co było dawno temu. O tych dobrych i złych chwilach. A najczęściej o chłopaku, którego pokochałem.
Witam moje jelonki. Potrzebowałam krótkiej (trzydniowej bodajże) przerwy, ale już wracam i zaczynam na nowo pracę. Moja mama jest obecnie w trakcie czytania pierwszej części Psychologa, więc będę wam relacjonowała co i jak na bieżąco. Poza tym wczoraj oglądałam ,,Salę Samobójców'' i ten film dał mi takiego powera do pisania tej książki, że to hit. Do następnego moi kochani :)
PS z czasu sprawdzania: Przysięgam, że umrę z zażenowania, zanim to sprawdzę. Ta książka jest najlepszym dowodem na to, że im dalej, tym gorzej i wbrew pozorom mi z każdym kolejnym rozdziałem robi się coraz ciężej. No co tu dużo mówić, bez sensu jest ta trzecia część.
CZYTASZ
PSYCHOLOG || SEBACIEL
FanficSebastian jest młodym, lecz jak twierdzą jego pacjenci, niezwykle dobrym psychologiem. Mieszka samotnie w centrum Nowego Jorku i jak większość ludzi sądzi, że już nic go w życiu nie zaskoczy. Nawet nie wyobraża sobie konsekwencji, jakie niesie za so...