▪️XVIII▪️

1.6K 106 5
                                    

Śpię. Mimo późnej godziny nawet nie śni mi się wstawać. Po całym tygodniu jestem ledwo żywa. A jak pomyślę, że to dopiero drugi tydzień to już mnie wszystko ma. Szkoła to jedyne miejsce, które sprawia, że kiedy wstaje rano, żeby tam iść moja pierwsza myśl to 'ja już chcę do domu.' Pomimo tego, że jeszcze nawet nie wstałam.

Słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości. Biorę telefon i patrzę na wiadomość. To od taty.

T: Przyjedź do firmy, mam dla ciebie zadanie.

Po prostu super. Naprawdę nie mam nic ciekawszego do roboty jak jeżdżenie do firmy. A po całym tygodniu to mam na to tyle siły, że ja nie mogę. I to całe gadanie, że skoro to kiedyś będzie moje, to powinnam się bardziej postarać. W końcu to daje mi tyle możliwości. No i kto jeszcze ma taki luksus posiadania w spadku takiej firmy i majątku z nią związaną. No wszystko super tylko czy ktoś mnie spytał, czy tego właśnie chcę? No właśnie nie. Nie ciągnie mnie do prowadzenia Stark indastris. To nie moja bajka. Co ja wiem o prowadzeniu firmy? No właśnie nic. No i przede wszystkim nie interesuje się takimi samymi rzeczami jak tata. Jestem inna niż on. Co sprawia, że zostanie właścicielem rodzinnej firmy w ogóle mnie nie kręci. Tylko dlaczego nikogo to nie obchodzi? Całe życie uczą mnie jak prowadzić te cholerną firmę. Nikogo nigdy nie obchodziło czy mnie to interesuje, czy nie. Nikt nigdy nie przypuścił nawet, że mogę chcieć czegoś zupełnie innego. Jestem inna niż tata, a ta firma nie jest całym moim życiem. W ogóle najchętniej bym ją z niego wykreśliła. No, ale co zrobię? Ta firma to moje dziedzictwo. Otworzył ją mój dziadek, a tata prowadzi ją od tak dawna. A ja co mam ją tak po prostu sprzedać lub olać. Mimo że nie mogłam na nią patrzeć, a jakakolwiek rozmowa o niej doprowadzała mnie do szału, po prostu nie mogłam. Jak tak dłużej się nad tym zastanowić to, gdyby nie firma wszystko wyglądałoby inaczej. Najprawdopodobniej nawet bym się nie urodziła, więc nie mam wyboru. No cóż, niech już tam pójdę, bo znowu będzie, że się lenię i nic nie robię.

Wstaję i idę do łazienki. Biorę szybki prysznic i myje zęby.

Wychodzę z łazienki i czesze włosy, co niestety jak zawsze jest wyzwaniem zwłaszcza po umyciu. Kiedy w końcu udaje mi się doprowadzić włosy do ładu, zabieram się za makijaż. Z braku chęci i czasu robię podstawowy makijaż.

Podchodzę do szafy. I staje przed tym odwiecznym dylematem. Co by tu ubrać? W sumie to szłam do pracy no i w sumie było to korpo. No, ale z drugiej strony to nie czułam aż takiej potrzeby ubrania się nadto elegancko. Jak to jest, że chodzę tam przez większość życia, a jak przyjdzie co do czego to nawet ubrać się nie potrafię.

Ostatecznie wybrałam biały t-shirt, czarne rurki i granatową marynarkę. Stwierdziłam, że wyglądam w tym w miarę elegancko.

Wzięłam torebkę i wpakowałam do niej laptopa i kilka zeszytów. Stwierdziłam, że jak już tam idę, to od razu zrobię pracę domową. Tak, żeby jutro mieć święty spokój.

Ubieram buty i wychodzę. Wsiadam do auta z grymasem na twarzy.

- Co, nie chce się? - spytał Happy.

- Oczywiście, że nie. Zupełnie nie mam ochoty tam jechać.

- Spokojnie. Jak zaczniesz coś robić, to szybko zleci.

- No mam nadzieję.

Wchodzę do siedziby firmy. Idę w stronę stanowiska sekretarki z nadzieją, że powie mi gdzie jest mój ojciec.

- Dzień dobry Panno Stark.

- Dobry. Nie wie pani może, gdzie jest mój ojciec?

- Pan Stark odbywa aktualnie spotkanie.

- Jasne. Więc po co mnie tu ściągnął?

- Prosił, aby przekazać, żeby udała się pani do swojego gabinetu. Proszę. - podaje mi klucz.

- Oczywiście. Dziękuję. - zabieram klucz.

Idę przez korytarz z nadzieją, że się nie wywalę. Może to śmieszne, ale wyglebałam się tutaj już tyle razy, że to wręcz niemożliwe.

Otwieram drzwi i wchodzę do gabinetu. To chyba nieco śmieszne, że przychodzę tu raz na ruski rok a mam własny gabinet. I jeszcze to zwracanie się do mnie przez pani. Czuję się przez to taka stara. No, ale weź tu tłumacz każdemu po kolei, że nie musi do ciebie tak mówić.

Siadłam przy biurku. W sumie to nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Sięgam po torebkę i wyjmuje z niej zeszyt od matematyki. Przybita ilością zadań zabieram się za nie.

O dziwo całkiem szybko udało mi się skończyć. Wkładam zeszyt z powrotem do torebki. Mojemu ojcu najwyraźniej się nie śpieszyło. Po co w ogóle do mnie dzwonił, jeśli nie ma dla mnie czasu? To bez sensu. No, ale w sumie to Tony Stark. Rzadko robi coś sensownego.

Kiedy już miałam wychodzić, tata wszedł do środka. Ten to ma wyczucie czasu.

- Nareszcie. Co tak długo?

- Błagam cię, nie narzekaj.

- Jak mam nie narzekać, kiedy ty marnujesz mój sztaby złota wart czas.

- Nie gadaj głupot. Oboje doskonale wiemy, że gdybyś nie przyjechała to dalej byś spała, a przez resztę dnia nie zrobiłabyś dosłownie nic produktywnego.

- No dobra nieważne. Po co miałam przyjechać?

- No właśnie. Proszę - podał mi kartki z różnymi danymi. - Wprowadź to do systemu.

- Czekaj co? Przyjechałam tutaj, żeby wstukiwać ci liczby do tabelek. To może przecież robić ktokolwiek.

- Może, ale ty też musisz coś zrobić raz na jakiś czas. Poza tym brakuje nam stażystów.

- Po pierwsze, jak już mam coś robić to chociaż dałbyś mi coś ciekawszego. Po drugie, gdyby nie twoje chore wymagania miałbyś mnóstwo statystów.

- Po pierwsze nie bo wiem, że jak dam ci coś bardziej wymagającego to zrobisz to byle jak, a po drugie muszę mieć wysokie wymagania. Stark indastris to nie pierwsza lepsza firma.

- No już dobra, wprowadzę ci to.

- Doskonale miło, że się dogadaliśmy. - wychodzi.

Siadam przy biurku i włączam komputer. Kiedy ten się uruchamia, ja patrzę na kartkę z danymi. No w sumie to nie ma tego tutaj aż tak dużo. Powinnam się w miarę szybko wyrobić.

Słyszę pukanie do drzwi, po czym te się otwierają, a do gabinetu wchodzi Peter.

- Hej Peter. Co ty tutaj robisz?

- Hej, jestem na stażu u Pana Starka.

- No to gratuluję i współczuję jednocześnie.

- Dzięki. Trzymaj. - podał mi parę kartek.

- Po co mi to? - spytałam biorąc kartki.

- Twój ojciec kazał przekazać, że to też masz wprowadzić. Dobra ja spadam hej. - wychodzi.

Zaczęłam przeglądać kartki. Nie mogło być tak łatwo. Będę nad tym siedzieć do końca dnia. No dzięki tato. No, ale przynajmniej już wiem skąd kojarzę zapach Petera. Musiał tutaj być już wcześniej a ja to wyczułam.

Uruchamiam program i zaczynam wprowadzać dane.

Kiedy w końcu kończę, na dworze jest już ciemno. Po prostu bosko zmarnowałam cały dzień na wprowadzaniu danych.

Wracam do domu i od razu idę spać. Kto by pomyślał, że wprowadzanie tych cholernych danych to takie pracochłonne zajęcie.

Czarna Wilczyca ・ Avengers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz