▪️II▪️

6.2K 228 50
                                    

Budzę się czując przyjemny zapach. Z niechęcią podnoszę się do pozycji siedzącej. Biorę do ręki telefon i sprawdzam godzinę. Już czternasta. Jak na mnie wyjątkowo wcześnie. Przyznaję, że nie czuję się wyspana i gdyby nie uczucie głodu pewnie spałabym dalej. Zanim odłożyłam telefon, sprawdziłam wszystkie powiadomienia. To nieco przerażające, że potrzeba przejrzenia wszystkich portali społecznościowych jest silniejsza od potrzeby zaspokojenia głodu. No, ale cóż zrobić, widocznie w takich czasach już żyjemy. I w sumie pewnie jako córka Tony'ego Starka nie powinnam się wypowiadać. W końcu nie raz zdarzyło się, że to sztuczna inteligencja mojego taty mnie budziła lub przypominała mi o moich obowiązkach. Technologia na stałe zagościła w naszym życiu i musimy się z tym pogodzić. Bo ci, którzy się nie przystosują, zginą. No tak, to stwierdzenie było pewnie przesadnie, ale dobrze obrazuje działanie tego świata.

Ponownie poczułam zapach, który przypomniał mi o głodzie. Wstałam z łóżka i udałam się do kuchni. Po wejściu do kuchni moja zwierzęca strona wzięła górę. Nie zwracając uwagi na żadne towarzystwo gołymi łapami wbiłam się w kurczaka stojącego na stolę. Oderwałam udko i zaczęłam je jeść. Kiedy skończyłam, otworzyłam lodówkę i wzięłam karton z mlekiem, który zaczęłam pić. Niektórzy już czuliby jak robi im się nie dobrze, ale nie ja. Byłam jedną z tych osób, która mieszały wszystko ze wszystkim i nic im nigdy nie było. A mleko i mięso jadłam razem bardzo często. Można by wręcz powiedzieć, że jedzenie tego konkretnego połączenia nie było dla mnie niczym dziwnym.

Piłam łapczywie mleko prosto z kartonu. Czułam jak jego część spływa mi po twarzy, jednak zupełnie się tym nie przejmowałam. To nie tak, że nie byłam dobrze wychowana, wręcz przeciwnie. Znałam te wszystkie często absurdalne zasady i umiałam z nich korzystać. Jednak robiłam z nich użytek tylko, kiedy byłam w towarzystwie osób, które słabiej mnie znały. Kiedy jednak byłam sama lub w towarzystwie mścicieli całkiem o nich zapominałam. Pozwalałam sobie na brak jakiejkolwiek kontroli. Robiłam to, bo matka zawsze mi powtarzała, że nie mogę się tak cały czas kontrolować, bo w końcu oszaleję. I w sumie miała rację. Bo w końcu jak długo można panować nad wewnętrznym zwierzęciem. Ono jest moją częścią i mu w końcu też się coś od życia należy. Ponadto nigdy nie byłam mistrzem samokontroli. Nie umiałabym się tak cały czas kontrolować. I pewnie niewielu byłoby takich co dałoby radę.

I muszę przyznać, że kiedyś było lepiej. Jednak od kiedy umiem się przemienić stałam się bardziej zwierzęca. Bliższa pierwotnym instynktom. Jednak dzięki wujkowi Brusowi nie jest źle. Uczy mnie jak nad tym zapanować. Niby nie jest wilkołakiem, ale przemiana w Hulka i w wilka działały na podobnej zasadzie. Więc i w podobny sposób można było to kontrolować.

Przemieniam się od niedawna. W zasadzie był to jeden z czynników, który sprawił, że postanowiłam zostać wilczycą. Nie było to łatwe, ale jakoś dawałam radę. Na moje szczęście moja natura nie postanowiła natchnąć się serią "Zmierzch" i po przemianie jestem naturalnych rozmiarów. Na szczęście, bo gdybym miała metr osiemdziesiąt w kłębie byłoby to dosyć problematyczne. Ogólnie na przemiany nie narzekam. A nawet w miarę je polubiłam. Nie mogę zaprzeczyć, że muszę się bardziej kontrolować, ale nie jest źle. I jak na razie nawet podoba mi się moje życie. I mogę to chyba zaliczyć do życiowych sukcesów. W sensie fakt, że nie jestem kolejną zbuntowaną emo nastolatką. Żeby nikt mnie teraz źle nie zrozumiał. Szanuję takich ludzi, to tylko i wyłącznie ich wybór, że tacy są, ale mam wrażenie, że teraz panuje jakaś moda na taki styl bycia. Więc cieszę się, że i mnie nie dopadła.

Kiedy w końcu wypiłam całą zawartość kartonu, jak gdyby nigdy nic puściłam go, a ten spadł na podłogę. Już miałam wyjść, kiedy usłyszałam znajomy mi męski głos.

- A co to ma znaczyć młoda damo? - spytał z oburzeniem w głosie Steve.

- Karton po mleku. - odpowiedziałam zachowując spokojny ton.

- Proszę mi to w tej chwili podnieść, nie jesteśmy w zoo. - powiedział stanowczo.

- Nie zgodzę się, ja spokojnie mogłabym robić za główną atrakcję w zoo, ewentualnie w cyrku. - stwierdziłam podnosząc karton i wyrzucając go do kosza.

- Rebel proszę cię, nie zaczynaj.

- No już dobrze, ja tylko stwierdzam fakty.

- Rebe nie denerwuj wujka. - wtrącił się mój ojciec siedząc przy blacie i pijąc kawę.

- No już spokojnie. Już nawet pożartować sobie nie można.

- Nie, nie można... A tak zmieniając temat, o której wczoraj wróciłaś?

- O ósmej rano czy jakoś tak. - rzuciłam siadając przy blacie.

- Doskonale wiesz, że nie powinnaś wracać tak późno.

- Oj już przestań. - powiedziałam zirytowana.

- Nie oj przestań, tylko chcę ci powiedzieć, że nie podoba mi się to twoje całe bawienie się w bohaterkę. - powiedział stanowczo.

- Po pierwsze to nie jest żadna zabawa. Po drugie i kto to mówi? - mówiłam cały czas starając się zachować spokój.

- Rebel przestań. Nie chcę zrobić ci na złość, ja się tylko martwię.

- Oj przecież wiem i obiecuję uważać i już nie wracać tak późno.

- Na pewno? - dopytał nie do końca przekonany.

- No tak... Przecież nic mi nie będzie, nie zamierzam od razu ratować całego świata.

- No ja myślę. - rzucił z ulgą.

- Spokojnie do uratowania świata jeszcze mi daleko.

- No tak... Rebel  muszę Ci coś powiedzieć.

- Tak, coś się stało?

- Nie, spokojnie. Chodzi o to, że ustaliliśmy, że powinnaś pójść do szkoły.

- Czekaj co? Niby po co?

- Ustaliliśmy, że to siedzenie w domu nie wychodzi Ci na dobre. Powinnaś poznać kogoś, mieć w miarę normalne życie.

- Tony ma rację, powinnaś mieć normalne życie. Poza tym szkoła nauczy cię odpowiedzialności i dojrzałości. - wtrącił Steve.

- No dobra niech wam będzie. - powiedziałam, po czym opuściła kuchnię.

Od razu skierowałam się do swojego pokoju. Nie ukrywam, że nie uśmiechało mi się iść do szkoły. Nie chciałam tego z kilku powodów. Po pierwsze w szkole było sporo ludzi i rzeczy, które mogą spowodować przemianę. Po drugie nie wierzyłam, że znajdę jakiś znajomych. Znając życie i moje szczęście wszyscy będą lecieli na hajs mojego ojca. Po trzecie w ogóle nie pasowało to do mojego trybu życia. Lubiłam nie spać do piątej rano, a potem spać do szesnastej. Nie widziałam w tym nic złego. Byłam po części wilkiem, więc było to dla mnie naturalne. Poza tym taki rozplanowany dzień i masa nowych obowiązków nie za bardzo chciała łączyć się z moim życiem.

Lubiłam nauczanie domowe. Siedziałam w domu i co pół roku zdawałam jakieś tam egzaminy. A, że jestem córką geniusza, nie był to dla mnie żaden problem.

I pewnie mogłabym jeszcze długo wymieniać, ale po co? Nawet nie zamierzałam się kłócić. W końcu po stronie mojego ojca pewnie stanęliby wszyscy avengers. I pewnie razem podjęli tę decyzję. No i przecież jak dobrych argumentów bym nie miała, to oni będą mieli rację. Więc kłótnie były bezcelowe. A ja nie zamierzałam denerwować ojca ani wujostwa. Więc postanowiłam pokornie zrobić tak, jak karzą. A znając moje szczęście pewnie nie długo potrwa, zanim mnie wywalą.

Podsumowując ja i szkoła no cóż, ten rok zapowiada się całkiem ciekawie...

Czarna Wilczyca ・ Avengers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz