Proszę o dokładne przeczytanie notki pod rozdziałem, bo jest bardzo ważna.
Pov. Elina
Odleciał. Tak po prostu, bez żadnego słowa pożegnania odleciał. Westchnęłam głośno, nadal leżąc na ziemi, bo w pamięci miałam jego oczy, oczy które przeraziły mnie bardziej niż te Drago. U Czkawki nigdy nie widziałam takiej pustki w spojrzeniu, takiej obojętności, a momentami nawet i bezduszności. Spojrzałam na niebo, na coraz to bardziej oddalającą się czarną kropkę na niebie, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. No i co ja teraz zrobię bez ciebie Czkawka.. jak mam dalej żyć? Wszyscy byli w ogromnym szoku przez to wydarzenie, no bo przecież jak to ich przyjaciel, ich wódz mógł tak po prostu opuścić tą wyspę, z którą do niedawna wiązał całą swoją przyszłość.. a do tego zrobił to z ogromną łatwością. Doskonale wiedziałam, że mają prawo niczego nie rozumieć, no bo przecież mało kto wie o istnieniu wampirów, a jeśli ktoś już o nich wie, to posiada minimalną wiedzę. Jednakże ja nie należę ani do jednych, ani do drugich. Czkawka zwierzał mi się z dosłownie wszystkiego, co wiedział o wampirach, zwłaszcza kiedy wrócił z wyspy Księżyców, na której poznał swoich pobratymców i dowiedział się wielu rzeczy, których nie było w cieniutkiej książeczce od jego mamy.
-Nie rozumiem. -powiedział Albrecht. -Co tu się właśnie stało?
Wódz Łupieżców spojrzał w moją stronę, jakby przeczuwając, że coś wiem. Zmęczonym krokiem ruszył w moim kierunku, przy okazji chowając swoją broń w specjalną uprząż, którą miał przymocowaną na plecach.
-Stał się pierwotnym.. -powiedziałam. -Istotą bez uczuć..
Każdy spojrzał na mnie ze zdziwieniem, nie rozumiejąc najwyraźniej o czym mówię. W sumie.. gdyby mi ktoś coś takiego powiedział, też bym nie zrozumiała.
-Ale jak to? -zapytał Albrecht, podając mi dłoń.
Ostrożnie ją złapałam, starając się mieć jak najmniejszy kontakt z jego zakrwawiona dłonią. Mężczyzna pomógł mi wstać, a ja nie puszczając jego dłoni, dokładnie ją obejrzałam. Załączył mi się chyba wewnętrzny instynkt pomocy innym i już myślami byłam w swoim domu, w małym magazynku i myślałam, jaki bandaż byłby tu najlepszy, jakiego środka dezynfekującego w tym przypadku użyć. Na pierwszy rzut oka widać było, jakby miał jakąś ranę, ale po dokładnym przyjrzeniu się stwierdziłam, że to mogą być tylko pozostałość krwi zabitych przez niego wrogów. Oby tylko nie miał żadnych mikro uszkodzeń w skórze i żeby nie wdało się zakażenie.. na Thora, tyle ludzi potrzebuje pomocy, przecież połowa jest ranna! Widząc moją przerażoną minę, podszedł do mnie mój kochany brat i mocno przytulił.
-Nikt nie jest umierający. -poczochrał mi włosy jak za dawnych lat. -Lepiej zajmijmy się tym, co tu się stało. -wskazał głową na czarną kropkę na horyzoncie.
-Czy aby na pew..
Chciałam się tylko upewnić, czy nikt nie potrzebuje pomocy, ale niecierpliwi ludzie od razu domagali się odpowiedzi na nurtujące ich pytania.
-Jeśli chcesz pomóc, to powiedz o co chodzi w tym wszystkim? -przerwała mi zniecierpliwiona Selena.
Westchnęłam. Niby powinnam się teraz przejmować swoim narzeczonym, tym gdzie leci, czy może mu coś zagrażać, no ale.. nie jestem w stanie nic zrobić. Do moich oczu zaczęły powoli napływać łzy. Nie wiem nawet jak mogę mu pomóc.. lecieć za nim, czy może zostać i.. no właśnie i co? Przecież ja kompletnie nie mam pojęcia czy da się jakoś ponownie go.. napełnić uczuciami, sprawić, by znów coś poczuł. Moje serce zaczynało z każdą sekundą coraz bardziej rozpadać się na kawałeczki. Tymczasem wokół mnie zrobiło się małe kółko ciekawych ludzi. Dyskretnie starłam jedną, samotną łzę z policzka i zaczęłam im tłumaczyć, najzwięźlej jak tylko umiałam.
-Został trafiony tu. -pokazałam dłonią miejsce, w którym mam serce. -A przebicie w tym miejscu wampira powoduje jego przemianę w pierwotnego wampira, a tym samym i utratę wszystkich uczuć.
Cisza.. chyba tylko ona mi była w stanie teraz odpowiedzieć. Najpewniej zszokowałam tą wiadomością większość, jak nie wszystkich moich przyjaciół.
-To on.. jest teraz taki jak Drago? -zapytał niepewnie Nopar, wytrzeszczając przy tym oczy.
-Teoretycznie tak. -odpowiedziałam. -Ale praktycznie nie, bo różni ich jedna rzecz. Celem Drago od zawsze było zawładnięcie nad wszystkimi ludźmi i ogólne przejęcie władzy, prawda? -pokiwał głową. -No właśnie, a celem Czkawki zawsze było.. -zawahałam się na chwilkę. -Aby smoki były bezpieczne.
-I on będzie wszystko robił, aby nie dopuścić do ich zabijania. -wywnioskował Emor.
-Tyle że teraz nie zawaha się wymordować jakiś plemion. -dodałam.
-Czyli różni się od niego tylko w kwestii tego, jaki ma cel? -zapytała mnie Selena, na co pokiwałam głową. -I zamierza dążyć do niego.. nawet po trupach?
To co wywnioskowała to była kwintesencja tego, co się aktualnie stało. Niestety, smutno i powoli ponownie pokiwałam głową, potwierdzając jej wniosek. Realność sytuacji w jakie się znajdowaliśmy była fatalna.
-Mamy przejebane. -powiedział załamanym głosem Nopar.
-Nie przesadzaj, przecież ile wysp może być zagrożonych, przez brak pokoju ze smokami? -zastanowiła się nad tym Selena, która starała się w jakikolwiek sposób pocieszyć nas. -Berserkowie, Kijci, Normadowie, Polarni, Kreci, Fulici.. -wyliczała na palcach plemienia, jakie zostały Czkawce do odwiedzenia. -I.. -zawahała się. -Wandale..
O kurde.. faktycznie. Wszystkie spojrzenia momentalnie padły na stojącego nieopodal i słuchającego naszej rozmowy Stoika. Mężczyzna z lekko zaczerwienioną ze zmęczenia twarzą spojrzał na mnie, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.
-On nie.. -zaczął pewnie.
-On jest w stanie zrobić wszystko i nic mu nie w tym nie może przeszkodzić.- przerwałam mu oziębło.
Bardzo dobrze znam swojego ukochanego i wiem, że w wielu kwestiach słuchał tego, co podpowiadało mu serce. Kierował się tym, aby nie krzywdzić niepotrzebnie ludzi, ale przemówić im właśnie do rozsądku, przekonać jakoś do zaprzestania walki ze smokami. Co prawda inną kwestią był jego niepohamowany apetyt na krew, no ale nikt nie może być idealny. Ehh.. teraz niestety będzie zupełnie inaczej. Bogowie.. ja nawet nie wiem, kiedy znów go ujrzę. Moje oczy ponownie wypełniła słona ciecz, której tym razem już nie hamowałam.
-Muszę ostrzec swoich ludzi. -powiedział Stoik i już miał iść w stronę osady, aby najpewniej wziąć swoje rzeczy i odpłynąć, jednak przeszkodził mu w tym Nopar.
-Nie możemy wpadać w panikę. -powiedział do wszystkich, ale patrzył centralnie w oczy Stoika. -Pomyślmy racjonalnie, on się dopiero przemienił. -nie rozumiem o co mu chodzi. -Musi najpewniej sobie to wszystko najpierw poukładać i przemyśleć. -ma rację, jeśli z dawnego Czkawki został sam rozsądek, to musi sobie wszystko najpierw zaplanować. -Znam.. znamy. -poprawił się, pokazując na nas. -Go dłużej niż ty i możesz nam wierzyć, mamy taki niecały tydzień zanim kogokolwiek zaatakuje.
-On jest niemalże jak nasz plemienny wróżbita, więc jak tak mówi, to na pewno tak będzie. -starała się uspokoić go dodatkowo Selena.
-Dokładnie. -poparłam lekko złamanym głosem. - Teraz powinniśmy się zająć rannymi, pogrzebać poległych, a dopiero potem obgadać całą sprawę.
Uśmiechnęłam się smutno do Seleny i Emora, widząc jak nieznacznie zbliżyli się do siebie. Może nawet kiedyś coś z tego będzie.
-No właśnie. -powiedział pokrzepiającym tonem Emor. -Wszystko się ułoży. A teraz musimy brać się do roboty.
Emor wziął ludzi i zaczęli porządkować plażę. Już miałam pójść w jego ślady, gdy nagle Selena podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu. Spojrzałam na nią smutno, z jeszcze większą ilością łez, czując już mokrą strużkę na policzku.
-Nie martw się. -szepnęła, przytulając mnie i klepiąc delikatnie po plecach. -Odzyskamy go.. w jakiś sposób na pewno.
Kątem oka zauważyłam, że Szczerbatka nie ma nigdzie w pobliżu, co było bardzo nietypowe. Nie widziałam go chyba odkąd Czkawka odleciał. Zdziwiona, odchodząc od Seleny bez słowa, delikatnie zaczęłam się przecisnąć przez tłum, który zasłaniał mi widoczność na brzeg morza. Gdy tylko wyszłam ze środka tego małego koła, to oprócz masy pokrytych czerwoną cieczą ciał zobaczyłam na brzegu siedzącego Szczebatka. Siedział i wpatrywał się bez ruchu w mały, czarny punkt na niebie, którym był odlatujący Czkawka.
-Przepraszam.. -wyszeptałam, siadając obok niego. -Ja naprawdę nie pomyślałam, że to tak się może skończyć..
Czułam się winna, bardzo winna. Smok spojrzał na mnie z wyrzutem w oczach.
-Mimo wszystko nie warto za nim lecieć, wiesz.. -wyszeptałam. -Nie uważa nas już za osoby ważne i bez wahania może nas zabić, zwłaszcza, gdy to wszystko rozpoczęło się niedawno.
Warknął wrogo na mnie, jakby zaprzeczając moim słowom.
-Znajdziemy jakiś sposób na odzyskanie go. -zapewniłam go. -Nie wiem jak, gdzie i kiedy, ale znajdziemy. Obiecuję.
Wyciągnęłam rękę, by go pogłaskać, ale smok szybko się ode mnie odsunął i ryknął na mnie rozpaczliwie. W kącikach jego zrozpaczonych oczu zobaczyłam łzy, które powoli zaczynały spływać w dół. Wiem, że bardzo wiele ich łączyło i on teraz niewyobrażalnie cierpi, ale niestety nic jak na razie w tej sprawie nie da się zrobić, a podział między nami może nam tylko zaszkodzić. Po chwili smok sapnął na mnie, a z jego nozdrza poleciało trochę ciemnego dymu. Był zdenerwowany i nic nie wskazywało na to, aby w najbliższym czasie jego stan się zmienił. Nagle, najgłośniej jak umiał ryknął, czym zwrócił na siebie uwagę wszystkich smoków. Nie wiem czy to był jakiś rozkaz z jego strony, ale po chwili samotnie wzbił się w powietrze, lecąc w stronę Czkawki. Reszta nieznanych mi smoków poleciała w tylko sobie znanym kierunku, który był całkowicie inny niż kierunek Szczerbatka. Nie wiem czy to za sprawą rozkazu Szczerbatka, jako Alfy, czy czego, ale po chwili na wyspie została garstka naszych smoczych towarzyszy. Tak coś czułam, że on tak łatwo nie odpuści, zbyt wiele razem przeszli, aby teraz się rozdzielać. Nie mam już Czkawki, nie mam nawet obok siebie jego smoka. Nadal siedząc na brzegu, podciągnęłam kolana pod brodę i skuliłam się. Przez swoją nieuwagą ponownie wszystko zniszczyłam, z tą różnicą że teraz zwykła, szczera rozmowa tego nie naprawi. Nie wytrzymując, po prostu rozpłakałam się.***
Serdecznie witam w pierwszym rozdziale po tak długiej przerwie :D normalnie strasznie mi tego brakowało. Z racji powrotu tego opowiadanka do świata żywych będzie obiecany maraton. Dziś o 12 (rozdział 1 XD), o 13.30 (rozdział 2) oraz o 15 (rozdział 3) pojawią się rozdziały. No ale taki jednodniowy maraton? I do tego tylko z trzema rozdziałami? Nie u mnie XD w niedzielę (jutro jak coś xD) o tych samych godzinach również pojawią się trzy rozdziały ;* wiem, rozpieszczam Was <3
Wiem, że większość pewnie zlewa długie notki (przynajmniej tak myślę), dlatego pod każdym rozdziałem będą powtarzane informacje, więc spokojnie ^^
A i tak dla przypomnienia:
-mowa smoków
-narrator
-normalny tekst
Poza tym bardzo serdecznie chciałabym podziękować Wam wszystkim za tak liczne komentarze oraz wiele świetnych pomysłów <3 kilka z nich znacząco wpłynęło na fabułę i dało mi inspirację, także bardzo serdecznie dziękuję ;*
Dziękuję za uwagę i za wytrzymanie tak długiego odcinaka czasu <3
Do 13.30 ;*
CZYTASZ
Wszystko i nic
Fanfiction"-Czy my go kiedyś odzyskamy? - zapytałam ze łzami w oczach Szczerbatka. -Czy jest na to jakaś, jakakolwiek szansa? Smok spojrzał na mnie smutno i cicho westchnął. On chyba też tracił powoli nadzieję." Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Ktoś umier...