Rozdział 14

529 58 23
                                    

Pov. Elina

Na dźwięk tego głosu niemalże od razu wszyscy odwróciliśmy się w stronę szatyna, który jak gdyby nigdy nic siedział sobie na kanapie z rękami założonymi na piersiach i patrzył lodowatym wzrokiem na nas.
-Coo..? Ale.. -zaczął jąkać się Emor, który jako ostatni najgłośniej krzyczał.
Czkawka skierował na niego swoje spojrzenie, a mój brat pod jego wpływem widocznie się wzdrygnął. W sumie nie dziwię mu się, te oczy są straszne.
-Ale wiesz, że niektórzy tutaj maja wrażliwy słuch? -zapytał czarnooki kpiącym głosem. -Poza tym twój krzyk obudziłby nawet umarlaków, więc chyba wyspy ci się pomyliły.
Czy on sugeruje, że.. nie. Nie chciałam wiedzieć co narobił.. ile osób pozabijał. Nie chciałam, nie chce i nie będę chcieć. Czkawka zaczął uważnie oglądać krępujące go łańcuchy, po czym delikatnie szarpnął ręką. Ku naszemu zdziwieniu łańcuch przymocowany do ściany zaczął z niej wychodzić. O kurwa.. wiedziałam, że Emor nie może być aż tak inteligentny. Ja pierdziele, przecież mimo że krępują go te łańcuchy, to może je bez najmniejszego problemu wyrwać ze ściany. Debil nie brat. Przecież przebicie ściany to nie jest problem dla wampira, a wyrwanie czegoś z niej tym bardziej!
-Wiecie.. -zaczął lodowatym tonem, ponownie zakładając ręce na piersiach. -Gdyby nie moja ciekawość dotycząca tego, po co mnie tutaj zamknęliście. -przy ostatnim słowie zrobił widoczny cudzysłów w powietrzu. -To już dawno by mnie tu nie było.
Myśl Elina, myśl! Musi być jakiś sposób na to, aby go jakoś zatrzymać tutaj i nie rozwścieczyć przy okazji.. wiem! To nie będzie dla mnie zbyt przyjemne.. ale muszę to zrobić, muszę ciągnąć tą rozmowę jak długo tylko się da.
-Wiem to. -powiedziałam z odwagą i usiadłam jakieś dwa i pół metra przed nim na małym, mięciutkim dywaniku. -Może w takim razie opowiesz nam, co takiego porabiałeś od ostatniej wizyty tutaj?
To jest normalnie plan idealny, będę z nim prowadzić jakikolwiek dialog i czekać aż ta upragniona faza nadejdzie. Niby nie chce wiedzieć, co się tam działo.. ale nie mam innego pomysłu na rozmowę. Kątem oka spojrzałam na Selenę i widząc, że również na mnie patrzy, puściłam jej wyraźne oczko, kiwając głową przy tym. Moja przyjaciółka zrozumiała dyskretny sygnał i od razu po cichu wyszła z tego pomieszczenia. Dobra jedna sprawa załatwiona, teraz tylko pozostaje czekać.
-Jesteś zbyt delikatna by tego słuchać. -powiedział do mnie z.. chyba lekkim przebłyskiem czegoś zielonego w prawym oku.
Czy aby na pewno to nadejdzie?
Na moją twarz wszedł delikatny uśmiech, lecz po chwili zniknął wraz z utonięciem zielonych tęczówek w czerni. Nie.. nie poddam się.
-Ale przecież ciebie to nie obchodzi, prawda? -zapytałam z śmiałością.
Z tyłu za sobą usłyszałam jak każdy siada i najpewniej czeka na dalszy rozwój sytuacji. Tylko Szczerbatek podszedł do mnie i położył się po mojej lewej stronie, bacznie przy tym obserwując Czkawkę.
-Mi to obojętne. -wzruszył ramionami i pochylił się delikatnie do przodu. -Bezlitośnie wymordowałem wszystkich mieszkańców wyspy Kij i spaliłem ich osadę. -totalnie mnie zamurowało. -A to jeszcze nie wszystko.. kochana.
Ostatnie słowo wypluł wręcz z jadem w głosie. Kiedyś zrobiłabym mu o to awanturę, ale teraz to i tak nie ma sensu.. prędzej by znów gdzieś poleciał niż próbował załagodzić sytuację. Jednak to nie zmienia faktu, że aż mnie zemdliło na myśl, że tyle ludzi zginęło z rąk mojego ukochanego. Tyle niewinnej krwi zostało ptzelanej. Nie zaprzeczę, nie miałam nic do tego, żeby raz na jakiś czas zabił parę osób.. normalne, musi kimś się żywić.. ale to? Przesada. Aż boję się pomyśleć, co jeszcze zrobił.
-Pamiętasz jak się poznaliśmy i mówiłem ci, że kiedyś się zemszczę na Berk? -zapytał mnie, ponownie wracając do swojej poprzedniej pozycji.
-Pamiętam. -wyszeptałam. -Ale po paru tygodniach jednak zmieniłeś zdanie i stwierdziłeś, że to co tam przeżyłeś tylko cię wzmocniło. Mówiłeś, że zamierzasz ich zostawić w spokoju, nie planować zemsty i po prostu nie latać w tamtych okolicach.
W trakcie swojego wywodu usłyszałam jak Selena ponownie wraca do nas. Nie da się zaprzeczyć, ma bardzo charakterystyczny, lekki chód.
-No właśnie, stwierdziłem.. mówiłem.. -patrzyłam na niego wzrokiem, nic nie rozumiejąc. -Czas przeszły Elino się kłania. Od jakiegoś czasu..
-Od twojej przemiany w pierwotnego, co? -wtrąciłam mu się, dopiero po czasie zdając sobie sprawę, że to mogło mieć bardzo złe konsekwencje.
-W sumie to tak. -odparł z wręcz nienaturalnym spokojem. -Bynajmniej, od jakiegoś czasu moje nastawienie do Berk się zmieniło. A wiesz co za tym idzie? -szybko pokręciłam głową, ale w myślach miałam już najczarniejsze scenariusze. -Jedynymi żyjącymi Wandalami są kolejno Stoik, Sączysmark, Astrid i Szpadka, resztę zabiłem.
Aż nie wiedziałam, co powiedzieć.. mówił to tak jakby dzielił się informacją o pięknej pogodzie, czy udanych połowach, a nie jakby wybił prawie że całe, kolejne plemię.
-Co.. co ty mówisz? -zapytał Stoik ze słyszalnym smutkiem, a po sekundzie pociągnął nosem.
Czyżby płakał? Nie chciałam się obracać do tyłu i tego sprawdzać, bo teraz moim celem jest zagadanie Czkawki. Nie mogę się rozpraszać.
-Jak przylecieliście, to już połowa nie żyła, a reszta w popłochu uciekła do lasu.. -zrobił dramatyczną pauzę. -A jako że wyszło słońce i musiałem schować się w lesie, no to to aż samo się prosiło o kolejne ofiary. Tak więc Stoiku, jakbyś chciał wyprawić wszystkim pogrzeb, to wiesz gdzie szukać reszty cia..
Szatyn nie skończył swojego wywodu, bo nagle złapał się za głowę i delikatnie skulił.
Teraz albo nigdy.
-Czkawka..? -zapytałam chcąc się dowiedzieć, co się dzieje.
Chłopak cicho jęknął z bólu, co było dostateczną odpowiedzią. Szybko wstałam i wzięłam od Seleny miseczkę i trzy noże, zostawiając w jej rękach tylko małą łyżeczkę. Błyskawicznie podałam nóż zdezorientowanemu Albrechtowi i bez wahania nacięłam swój nadgarstek. Już po sekundzie poleciało kilka kropel krwi, które liczyłam. Mam tylko nadzieję, że kolejność nie ma wpływu na tą mieszankę, bo inaczej mamy przerąbane. Podałam miskę Selenie i wzięłam z jej kieszeni bandaż, szybko owijając sobie ranę. Następnie podeszłam do Albrechta i nagłym ruchem złapałam jego rękę.
-Nie stawiaj oporu, bo czas nam ucieka. -powiedziałam zdenerwowana do niego.
Natychmiast czystym nożem przecięłam jego nadgarstek i odliczyłam odpowiednią ilość krwi. Perfekcyjnie. Teraz jeszcze tylko Szczerbatek. Zabrałam od Seleny miskę, a nóż upuściłam na podłogę, bo nie mam czasu bawić się w ciągłe podawanie go czy odkładanie. Ukucnęłam obok smoka, który już stał z wyciągniętą łapą. Uśmiechnęłam się do niego, po czym precyzyjnym ruchem nacięłam jego łapę i zebrałam potrzebną mi krew.
-Opatrz go, a ja zamieszam i mu to podam. -powiedziałam pośpiesznie, zabierając łyżeczkę od przyjaciółki.
Żwawym krokiem ruszyłam w kierunku ukochanego, mieszając przy tym czerwoną zawartość miseczki. W tym momencie nie czułam żadnego strachu, bo byłam ogromnie zdeterminowana. Usiadłam obok narzeczonego i widząc, że jego twarz nadal jest wykrzywiona przez ból, złapałam go za rękę.
-Wypij. Już. -powiedziałam do lewo kontaktującego Czkawki.
Widziałam jak wolno wyciąg rękę do przodu, więc z pośpiechem przyłożyłam mu miskę do ust, przechylając ją. Na całe szczęście chłopak wypił całą zawartość miski. Spojrzałam w jego powoli znikające, ciemnozielone tęczówki i znieruchomiałam. O nie.. czy ja.. spóźniłam się..?
Zobaczymy.

***

Także ten.. albo się spóźnią, albo źle było zmieszane, albo zadziała.. zobaczymy XD W sumie w następnym rozdziale już wszystko będzie jasne ^^
No to co, do następnego poniedziałku <3

Wszystko i nicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz