Rozdział 17

590 58 27
                                    

Pov. Elina 

Szybkim krokiem w blasku zachodzącego słońca poszłam w stronę domu. Nie mam pojęcia czemu, ale od jakiejś godzinki okropnie mnie mdli, ale starałam się tego jakoś nie pokazywać, bo Selena szybko wyrzuciła mnie stamtąd i kazała iść do domu. Czując, że zaraz zwrócę wszystko, co spożyłam w dniu dzisiejszym, wbiegłam do domu i pobiegłam w stronę łazienki. Nie zamykając nawet drzwi, uklękłam przed wiadrem i niemal natychmiast zaczęłam wymiotować. Raz.. drugi.. trzeci, aż w końcu niesamowicie zmęczona, z brudnymi ustami oparłam się o zimną ścianę. Z trudem złapałam wiszący nade mną ręcznik i niezdarnie wytarłam kąciki ust z wymiocin. Nadal mnie mdli, ale przynajmniej nie tak mocno jak poprzednio. Dobrze, że stało się to dopiero teraz, a nie w czasie podróży, bo wtedy miałabym lekko mówiąc przerąbane. Siedząc tak z opartą o ścianę głową i brudnym ręcznikiem w ręce usłyszałam, że ktoś cicho otwiera drzwi do mojego domu. Pewnie to Czkawka przyszedł do mnie sprawdzić, czy wszystko dobrze. Z nikłym uśmiechem na ustach cicho czekałam na niego w łazience, bo najzwyczajniej w świecie czułam się zbyt słabo by wstać. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie słyszałam uderzenia metalowej protezy o drewnianą podłogę, czyli.. kto to może być? Po sekundzie przez otwarte drzwi weszła dumna Astrid, której mina nie wskazywała nic dobrego. Bynajmniej dla mnie.
-Spójrz na siebie. -powiedziała kpiąco, patrząc na mnie z pogardą. -Leżysz tu, zarzygana, samotna, brzydka. -ukucnęła naprzeciwko mnie. -Nie zasługujesz na Czkawkę. 
Chciałam coś odpowiedzieć, chciałam się jej postawić, ale najzwyczajniej w świecie nie miałam na to siły. Z zbierającymi się w kącikach oczu łzami słuchałam jej dalej.
-Jesteś słaba i niesamowicie uległa, w końcu mu się znudzisz i poszuka sobie innej, lepszej niż ty. -mówiła dalej. -Poza tym. -wstała i parząc na mnie dosłownie z góry powiedziała. -Nie nadajesz się na matkę.. nie dziwię się, że straciłaś już jedno dziecko, widocznie nie zasługiwałaś na nie. 
Poczułam jak jej słowa odbijają się głośnym echem w mojej głowie, jak przenikają przez umysł i wnikają w głąb podświadomości. Z moich oczu popłynęły łzy smutku i bezradności, których już nawet nie próbowałam hamować.
-Jesteś beznadziejna. -dodała na koniec i bez żadnych skrupułów kopnęła mnie najpierw w nogę, a potem w rękę. -Jesteś zwykłym śmieciem.
Kopałaby mnie tak dalej, ale usłyszałyśmy ponowne, głośne skrzypnięcie drzwi i dźwięk metalowej protezy. Astrid wystraszyła się, gdy tylko usłyszała, że kroki robią się coraz głośniejsze.
-Skarbie? -zawołał mnie Czkawka, lecz ja nawet nie miałam siły by mu odpowiedzieć.
-Wydaj mnie, a zobaczysz co to znaczy prawdziwy ból i cierpienie. -wyszeptała i szybko wyskoczyła przez otwarte okno.
Rozpłakałam się gorzko, uświadamiając sobie, że ona ma rację.. ja.. jestem beznadziejna. Siedziałabym tak dalej zapłakana obok wiadra z własnymi wymiocinami, gdyby mój ukochany nie wpadł na pomysł, aby sprawdzić łazienkę, która jest na samym końcu domu, praktycznie niewidoczna z salonu. Po wejściu do tego pomieszczenia niemal od razu rzucił się w moją stronę, siadaj tuż obok mnie i przytulając mocno, szeptał. 
-Cii.. nie płacz kochanie, proszę. -chłopak zaczął mnie czule kołysać i całować w rozpuszczone włosy.
Wtuliłam się w niego mocno, zaciskając dłonie na jego koszulce i płacząc coraz głośniej. 
-Już zawsze będę przy tobie. -wyszeptał mi do ucha, podnosząc moją brodę do góry. -Zawsze skarbie.
Spojrzałam w jego normalne już oczy.. pięknie mieniące się w zielonym odcieniu tęczówki i zwykłego, białego koloru gałki oczne. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten widok.
-Tęskniłam. -powiedziałam, chcąc go pocałować, ale w porę się opamiętałam.
Niestety nie mogę.. nie chcę, aby czuł mój paskudny oddech i smak wymiocin. Nie chcę, aby już na początku miał nieprzyjemne wspomnienia związane ze mną.
-Skarbie. -spojrzał na mnie przenikliwym spojrzeniem. -Będę cię kochać w zdrowiu i w chorobie. 
Wyszeptał, po czym pocałował mnie czule w usta, nie przejmując się nieprzyjemnym zapachem i.. smakiem. Od razu szczęśliwa oddałam pocałunek, a Czkawka położył swoją dłoń na mojej szyi, przyciągając mnie jeszcze bliżej do siebie. Nie opierałam się, bo bardzo brakowało mi tej bliskości. Włożyłam swoją dłoń w jego brązowe włosy i delikatnie, tak jak za dawnych czasów zaczęłam się nimi bawić, po chwili bardziej pogłębiając pocałunek. Nagle poczułam, jak nie przerywając pocałunku, narzeczony wziął mnie na ręce i zaczął gdzieś nieść. Po przejściu kilku wyboistych schodków poczułam, jak kładzie mnie w mięciutkim łóżku, jednocześnie przerywając pocałunek.
-Poczekaj tu chwilkę. -powiedział, błyskawicznie wybiegając z naszej sypialni.
Szybko podniosłam się na łokciach do góry, ciekawa z czym wróci mój ukochany. Słyszałam tylko jak na dole biegał jak szalony w tę i z powrotem, po czym po kilku sekundach zaczął wbiegać po schodach. Po mniej niż sekundzie był już przy mnie z mokrym ręcznikiem i kubkiem ciepłej, po zapachu poznałam, że ziołowej herbaty. 
-Daj swoją śliczną buźkę. -powiedział czule, zaczynając przecierać dokładnie moje usta.
Chyba byłam tak osłabiona, że nawet niedokładnie się wytarłam, ale na szczęście już po chwili byłam czysta i siedziałam obok ukochanego z kubkiem ciepłej herbaty. Czkawka objął mnie czule i po prostu był obok, dając w sobie oparcie zarówno fizyczne, jak i psychiczne. 
-Przepraszam skarbie za wszystko, co musiałaś przeze mnie przejść.. -zaczął cicho narzeczony.
-Zapomnijmy o tym. -powiedziałam biorąc łyka gorącej, ale pysznej herbaty. -Cieszmy się tą chwilą.
Spojrzał na mnie, po czym złapał mnie delikatnie za bladą dłoń i ucałował ją. Zarumieniłam się, ale dzięki temu gestowi poczułam się ważna dla niego.
-To kiedy się pobieramy? -zapytał ze śmiechem, chcąc zapewne o czymś pogadać.
O nie tak szybko kochaniutki, najpierw musisz załatwić coś co mnie już od jakiegoś czasu denerwuje.
-Najpierw naoliw mi te niemiłosiernie skrzypiące drzwi. -zwróciłam mu uwagę, również się śmiejąc.
-To jakieś drzwi u nas skrzypią. -zaczął udawać, że nie wie o co chodzi. -Nie zauważyłem.
-Ty mały ściemniaczy. -uderzyłam go delikatnie wolną ręką w pierś. -Chyba ogolę cię w nocy na łyso. -zagroziłam z nutką powagi dla lepszego efektu.
Chłopak błyskawicznie wstał z łóżka i złapał swoje już lekko za długie, brązowe włosy obiema dłońmi.
-Błagam, tylko nie to. -zaczął dramatyzować, po czym upadł przede mną na kolana. -Nie odbieraj mi moich przez lata pielęgnowanych włosów.
Chciało mi się śmiać z tej sceny, ale niestety musiałam dalej grać w ta grę. 
-O nie mój ukochany, drzwi, a dopiero potem ślub. -po chwili nie wytrzymałam i wybuchłam najszczerszym śmiechem. -Dobra, wstań już i chodź do mnie.
Z uśmiechem ponownie usiadł obok mnie, a ja wygodnie oparłam się o niego. Nagle strasznie mnie zmuliło i zaczęłam ziewać.
-Co ty mi dodałeś do tej herbatki? -zapytałam ledwo kontaktując.
-Wziąłem tylko odpowiednią mieszankę, którą przygotowałaś. -powiedział, a ja czułam jak zabiera mi kubek z rąk. -A co do drzwi to nie martw się, jak wstaniesz go wszystko będzie już załatwione.
Ostatnie, co pamiętam to jak ukochany położył mnie na poduszce i przykrył, kładąc się tuż obok. Potem już odpłynęłam w krainę spokojnego i upragnionego snu.

***

Czyżby Elina się rozchorowała? A może to coś innego xD jak myślicie?
No zachowanie Astrid pozostawia wiele do życzenia.. czyżby w ten sposób chciała zdobyć Czkawke?
Kolejny rozdział w piątek o 12:00 <3

Wszystko i nicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz