Pov. Czkawka
Uradowany w końcu odstawiłem narzeczoną na podłogę i ku jej zdziwieniu, ukląkłem na jednym kolanie przed nią. Czule pogłaskałem jej jeszcze płaski brzuszek i z nieskrywaną radością pocałowałem go. W końcu będziemy mieć tą wymarzoną od lat rodzinę!
-Nie ważne czy będzie z ciebie dziewczynka czy chłopiec, nauczę cię wszystkiego i będziesz moim następcą. -powiedziałem dumnie do dziecka, na koniec podnosząc wzrok na Elinę.
-Albo następczynią. -poprawiła mnie ze śmiechem.
Pokiwałem głową i wstając, szczelnie ją objąłem.
-Nasza upojna noc chyba całkiem się udała, co? -zapytałem żartobliwym tonem.
Dziewczyna lekko się zawstydziła, bo widziałem jak jej policzki zaczynają się czerwienić.
-A żebyś wiedział. -odpowiedziała, skrywając swoją twarz w moim torsie.
Zaśmiałem się cichutko na ten widok i nadal ją obejmując, zacząłem głaskać jej gładkie i gęste włosy. Dopiero teraz uświadomiłem sobie jak bardzo ją kocham, ją i nasze dziecko. Teraz może być już tylko lepiej, bo już nic nam nie zagraża. Mam przyjaciół, ukochaną, rodzinę i plemię, którym już niedługo będę rządził. W sumie ciekawe czy Elina wie o mojej jutrzejszej ceremonii..
-Skarbie? -zaczepiłem ją, odsuwając się na kilka centymetrów. -A ty wiesz, że od jutra będę pełnoprawnym wodzem tej wyspy?
Elina patrzyła na mnie z lekkim szokiem na twarzy, nie mrugając nawet, co mnie bardzo zaniepokoiło. Już chciałem coś zrobić w tej sprawie, ale nagle dziewczyna dosłownie wskoczyła na mnie. Dobrze, że w porę udało mi się ją złapać za tyłek, dzięki czemu nie zsunęła się ze mnie, bo inaczej to miałaby bolesne spotkanie z podłogą. Narzeczona szybko zarzuciła swoje szczupłe ręce na moją szyję, splatając palce i uśmiechnęła się szeroko.
-Ale super! -krzyknęła mi niemalże prosto do ucha. -W końcu ta wioska trochę odżyje, bo bądźmy ze sobą szczerzy, Emor nie radził sobie za dobrze.
Pokiwałem głową i nadal trzymając ją w ramionach, zszedłem na dół. Narzeczona nie miała nic przeciwko ba, nawet było jej tak chyba bardzo wygodnie. Z tą różnicą, że nie spodziewała się chyba, że zamierzam wyjść z nią na dwór. Gdy tylko poczuła powiew chłodnego wiaterku, zaczęła intensywnie protestować, uderzać mnie pięściami w klatkę piersiową i sporadycznie ciągnąć za włosy. Objąłem ją jeszcze mocniej, uważając by przez głupie wygłupy nie spadła na ziemię, bo tego bym sobie nie wybaczył.
-Skarbie. -powiedziałem lekko zirytowany jej zachowaniem. -Chcę w spokoju udać się do twierdzy na obiad.
-Obiad? -zapytała jakby nie wiedząc o co mi chodzi. -Przecież dopiero co było śniadanie! Zresztą, jest jeszcze ranek.
Spojrzałem na nią jak na kogoś, kto plecie niesamowite głupoty.
-Kochanie, jest już popołudnie. -powiedziałem z wyczuwalnym śmiechem. -A pora obiadowa to już nawet mija.
Dziewczyna niemal natychmiast spojrzała w zachmurzone niebo i już bez słowa sprzeciwu pozwoliła mi zanieść się do twierdzy. W końcu przeszliśmy przez zdobione przeze mnie wrota, a ja nadal trzymając ukochaną, rozejrzałem się po rozstawionych ławkach w poszukiwaniu przyjaciół. Po chwili postawiłem Elinę na podłogę i trzymając się za ręce, skierowaliśmy się w stronę Emora, Nopara, Albrechta, Stoika, Sączysmarka, Seleny i.. płaczącej Szpadki? Czyżby już znalazła ciało Astrid?
-Witam wszystkich. -powiedziałem z ogromnym uśmiechem, starając się udawać, że nic nie wiem o śmierci tej blondwłosej suki.
Nopar widząc mnie, szybko się poderwał do góry i zamknął w szczelnym uścisku.
-Gratuluję! -krzyknął mój najlepszy przyjaciel, po czym przytulił również Elinę. -To wspaniałe wieści!
Spojrzałem na niego nic nie rozumiejącym wzrokiem, a ten tylko się zaśmiał.
-Selena już wszystkim rozpowiedziała. -wytłumaczył.
Uśmiechnąłem się do niego i w trójkę usiedliśmy do stołu, na którym było całkiem dużo pysznie pachnącego jedzenia. Ah, jaka szkoda, że nie mogę go zjeść.
-To co, jutro wielki dzień. -powiedział Emor, patrząc na mnie znacząco.
-Jeśli wszystko uszykowałeś, to tak. -odpowiedziałem mu, podając Elinie kawałek świeżego chleba.
Mimo, że nic nie mówi, to wiem, że jest głodna. Znam ją nie od dziś.
-Jestem w połowie. -powiedział ze śmiechem brat Eliny, biorąc spory gryz pieczonego udka.
-A ta czemu tak ciągle płacze? -zapytałem szeptem siedzącą obok mnie Selenę.
Dziewczyna spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i nachyliła się w moją stronę.
-Nopar niechcący wspomniał coś o jej bracie i od dwóch godzin tak płacze. -powiedziała.
Mieczyk nie żyje? Ale jak, co, kiedy? Czyżby coś jeszcze mnie ominęło? Nie no z opowieści wynika, że go nie zabiłem.. ale kto wie. A może podczas walki z Drago zginął? Kurde tyle niewiadomych. Wstrząśnięty tą wiadomością tylko mocniej objąłem siedzącą tuż obok mnie Elinę i pocałowałem ją w skroń. Obiecuję, że póki żyję, to nic ci się nie stanie.
Póki żyjesz..
Wyrwałem się ze swoich rozmyśleń i spojrzałem w stronę Albrechta i Stoika, którzy żywo o czymś rozmawiali.
-... nie mam pojęcia, gdzie może być. -usłyszałem fragment słów Albrechta.
-Wiesz, już się ściemnia, a ja jej od rana nie widziałem. -powiedział lekko zaniepokojony Stoik.
To jeszcze nikt nie znalazł jej ciała? No bystrzy to oni nie są, zwłaszcza, że nie zabiłem jej gdzieś na uboczu. Nagle wrota od twierdzy gwałtownie otworzyły się i wbiegł przez nie spanikowany Szczerbatek.
-Czkawka! Czkawka! -ryczał głośno zdenerwowany.
Zdjąłem rękę z barku Eliny i wstałem. Dzięki temu smok niemal od razu zauważył, gdzie jestem i zaczął biec w moją stronę, nie patrząc na nikogo.
-Spokojnie. -powiedziałem do niego, głaszcząc go po mordce. -Co się stało?
Smok za nic nie chciał się uspokoić i bez krzty delikatności złapał mnie za protezę, dosłownie w biegu wyciągając mnie z twierdzy. Co jakiś czas uderzałem głową w zimną i o dziwo mokrą ziemię, aż w końcu Szczerbatek łaskawie się zatrzymał.
-Co to miało być?! -warknąłem do niego zły.
Smok nic nie odpowiedział, tylko pokazał mi zachodzące za horyzont słońce, które pokazywało zarysy jakiś statków.. bardzo wielu statków. Przeliczyłem je szybko i wyszło mi coś koło dwustu. W wampirzym tempie pobiegłem z powrotem do twierdzy i zaalarmowałem w wszystkich mieszkańców. W końcu nie znamy zamiarów ludzi płynących na tych statkach, więc w razie czego musimy się bronić przed nieznanymi najeźdźcami.Pov. Heathera
Natychmiast po otrzymaniu liściku od posłańca kazałam Dagurowie zebrać całe dostępne na tą chwilę wojsko, bo oprócz walecznych mężczyzn i kobiet mamy także nastoletnie dzieci, które mój brat musi jeszcze solidnie przeszkolić. Chłopak mimo swojego wieku i doświadczenia momentami zachowuje się jak małe, rozwydrzone dziecko, toteż z niemałą agresją musiałam go pogonić. Oboje niezmiennie od wieków mieliśmy te same zadania, on utrzymywał wojsko w gotowości, trenował z nimi i szkolił, no ogólnie się nimi zajmował, natomiast ja byłam odpowiedzialna za ostrą i wytrzymałą broń, dobrą zbroję oraz wszystkie aktualne mapy. Przez lata swoją charyzmą oraz momentami siłą pozyskałam setki szpiegów na różnych wyspach, dzięki którym nie wychodząc spod ziemi wiedziałam wszystko o idącym do przodu świecie. Można powiedzieć, że po miesiącu w mojej sali tortur, to każdy jest skłonny zacząć walczyć w imię naszyć idei. Gdy tylko Dagur pośpiesznie wybiegł z sali tronowej, udałam się do zbrojowni, aby sprawdzić czy wszystko jest w tak samo dobrym stanie jak w dniu wczorajszym. Otworzyłam przepięknie wyrzeźbione przez niewolników drzwi, na których były obrazy powyginanych oraz rozczłonkowanych ludzkich ciał i weszłam do ogromnego pomieszczenia. Specjalnie na mój rozkaz było chyba najlepiej oświetlone ze wszystkich, no bo w końcu chcę w pełni napawać się pięknem wiszących tu mieczy. Dokładnie przejrzałam każdą broń, aż po niecałych piętnastu minutach drzwi ponownie się otworzyły. Ujrzałam tak dobrze znane mi twarze żołnierzy z niemal agresywnie czerwonymi oczami, w których czaił się od lat niezaspokojony głód, żądza krwi. Z szaleńczą satysfakcją podawałam każdemu z nich odpowiedni miecz oraz zbroję, w którą od razu się ubierali. Po niecałych dwóch godzinach przygotowań w końcu wszyscy byli gotowi do wyjścia z podziemi. Odziana w równie lśniącą i wytrzymałą zbroję, z charakterystyczna dla mnie, rozkładaną bronią o nietypowych ostrzach stanęłam na czele tej armii, tuż obok brata, po czym ruszyliśmy stromymi schodami do górę, w stronę powierzchni, na której niewolnicy przygotowali już statki. To będzie krwawa noc.
***
Witam w przed ostatnim rozdziale z tej książki!
A więc, co tu dużo mówić.. zaraz będzie zmasowany atak wampirów XDD
Jakoś nikt się nie przejął tym, że Astrid jeszcze się nie pojawiła.. ah to ich zainteresowanie nią XD
Nopar robi dobrą minę do zlej gry.. ciekawe jak mu się to wszystko potoczy.Mam do Was takie małe pytanko.. z racji tego, że kończymy naszą przygodę z Czkawką-wampirem.. to chcielibyście może coś w stylu "Pytania do bohaterów"?
~Jeśli tak, to proszę o zadawanie pytań do dowolnej postaci (żyjącej lub też nie), a w kolejnym rozdziale pojawią się na nie odpowiedzi. Jeśli będziecie chętni, to daję Wam czas do poniedziałku (24.06. -czyli do jutra XD) do godziny 18:00, bo po 1)jak już to chcę to dać przed finałem i po 2) po prostu żebyście nie domyślili się, co tam się stanie XD
~Jeśli nie, to nie XD nikt Was nie zmusza, to tylko luźna propozycja ^^Finał będzie we wtorek o godzinie 12:00
![](https://img.wattpad.com/cover/177982599-288-k945726.jpg)
CZYTASZ
Wszystko i nic
Fanfiction"-Czy my go kiedyś odzyskamy? - zapytałam ze łzami w oczach Szczerbatka. -Czy jest na to jakaś, jakakolwiek szansa? Smok spojrzał na mnie smutno i cicho westchnął. On chyba też tracił powoli nadzieję." Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Ktoś umier...