Pov. Selena
Po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza. Spojrzałam na ostatnią odpływającą łódź z ciałami poległych w walce wojowników. Ponad trzydzieści osób.. trzydzieści pięć tak dokładnie dzielnych mężczyzn oraz kobiet zginęło w bitwie, której nie dało się niestety uniknąć. Waleczni, pełni dobra ludzie, którzy walczyli o wolność i pokój nie tylko dla siebie, ale również i dla innych wysp. Jak gdyby nie patrzeć, to właśnie na naszych barkach leżała ta odpowiedzialność za zatrzymanie i pokonanie Drago Krwawdonia, bo nikt inny nie byłby wstanie. No i się udało.. tylko za jaką cenę. Ja całkowicie rozumiem, po każdej stronie muszą być jakieś straty, ofiary, ale i tak to bardzo boli. Straciliśmy Griblina, Alana, Mieczyka, najlepszego kowala z naszej wyspy, piekarza i wielu, wielu innych, wspaniałych ludzi, w tym Czkawkę.. bo może i chłopak żyje, tyle że niestety już nie jest sobą. Oby tylko on teraz nie groził całemu Archipelagowi. Wiemy, że na pewno zagrożone są wyspy, które nie mają pokoju ze smokami. Westchnęłam przytłoczona tym wszystkim i dopiero teraz zorientowałam się, że Emor zakończył swoją przemowę. Nie ukrywam, nie słuchałam tego, co on już któryś raz z rzędu mówił, tylko zatonęłam w swoich myślach. I pomyśleć, że to wszystko miało miejsce dosłownie parę godzin temu. Ehh.. szybko starłam ponownie spływającą łzę i wzięłam łuk do ręki, od razu podpalając strzałę. Przy pięknym i równie krwawym jak nasza plaża zachodzącym słońcu wszyscy wystrzeliliśmy ostatnie strzały w stronę odpływającej łodzi. Pożegnaliśmy w ten sposób naszych przyjaciół, rodzinę oraz Łowców. Nie jesteśmy bezduszni i nawet im zapewniliśmy godny pochówek na łodzi. Spojrzałam ostatni raz na pomarańczowe od blasku zachodzącego słońca morze i przeniosłam swój wzrok na Emora.
-To był dla nas wszystkich bardzo ciężki dzień. -zaczął cicho i niepewnie. -Walczyliśmy, wygraliśmy i pożegnaliśmy naszych poległych przyjaciół. -zaciął się.
Spojrzał zdezorientowany na tłum, a potem na mnie. Perfidnie było widać, że nie wie co ma teraz robić, więc postanowiłam mu jakoś pomóc.
-Idźcie do domów odpocząć. -powiedziałam, wychodząc lekko do przodu, przez co stałam praktycznie obok brata Eliny. -Jak powiedział Emor, to był dla każdego z nas ciężki dzień. -spojrzałam na niego pokrzepiająco, by po chwili na głos dodać jeszcze. -Chodźmy.
Razem zrobiliśmy kilka kroków w stronę chat, ale tłum jednak wcale się nie ruszył. Każdy tylko stał i patrzył się na nas, jakby czegoś oczekując. Stanęliśmy w oczekiwaniu na ich następny ruch. Po chwili na przód wyszedł jeden mężczyzn, który mieszkał z nami od początku istnienia naszego plenienia.
-Po tej walce każdego z nas. -wskazał ręką na siebie oraz ludzi za nim. -Nurtuje jedna, bardzo ważna rzecz..
-Czkawka. -przerwałam mu, a ten pokiwał głową. -Niestety, jeszcze nie wiemy co zrobić w tej sprawie. -uśmiechnęłam się pokrzepiająco. -Ale gdy tylko coś wymyślimy, to damy wam znać.
-Martwimy się o niego.. -dodała starsza kobieta, która również wyszła nieznacznie do przodu.
-Ckawka wlóci jesce do nas? -zapytała mała dziewczynka, wychodząc zza pewnej, bardzo niskiej kobiety. -Obieciał się źe mną pobawić..
-Wszystko się ułoży. -powiedziałam, uśmiechając się do nich. -Musi. -dodałam szeptem do siebie.
Szkoda, że sami nie wiemy nawet od czego zacząć. Poszukiwania? Ale nawet jeśli go znajdziemy, to co dalej? Nie mamy żadnego punktu odniesienia, nic. Na szczęście ludzie chyba usatysfakcjonowali się moją wypowiedzią, bo zaczęli się powoli rozchodzić do swoich domów. Podczas gdy tłum powoli się przerzedzał, naszym oczom ukazali się Wandale, którzy stali nieruchomo. Zaniepokojeni, razem z Emorem podeszliśmy do nich. Im bliżej byłam, tym więcej widziałam szczegółów na ich twarzach. U Stoika było to olbrzymie zmartwienie i strach, u Sączysmarka i Śledzika zdezorientowanie, najpewniej spowodowane całą tą sytuacją, a u Astrid było widać tylko zaczerwienioną twarz i pełne łez oczy. Jednak z nich wszystkich to Szpadka trzymała się najgorzej. Bez wahania podeszłam do niej.
-Przykro mi. -powiedziałam cicho do Szpadki, kładąc jej dłoń na ramieniu.
Widać było, że dziewczyna jest załamana stratą brata. Nic dziwnego, to była jej najbliższa osoba. Długowłosa blondynka bez jakiegokolwiek wahania zarzuciła mi ręce na szyję i zaczęła mocno szlochać w moje ramię, co jakiś czas dławiąc się łzami. Mimo całkowitego zdezorientowania przytuliłam ją do siebie.
-Cii.. -starałam się ją jakoś uspokoić.
Jednak to nie przyniosło żadnego efektu, a nawet wręcz przeciwnie, rozdzierało to jej serce w jeszcze drobniejsze kawałki.
-Kochałam tego szalonego debila.. był moim najwspanialszym bratem. -powiedziała przez łzy, nadal do mnie przytulona. -I z kim teraz będę robiła wszystkie chore żarty!
Nie miałam bladego pojęcia, co teraz powinnam zrobić, bo nigdy nie byłam dobra w pocieszaniu ludzi. Stałam tam tylko i przytulałam Szpadkę, głaszcząc ją po plecach i co jakiś czas klepiąc pocieszająco ją po nich.
-Może chodźmy do domów. -odsunęłam dziewczynę delikatnie od siebie i spojrzałam jej w oczy, starając się jakoś przekazać jej swój spokój. -Jutro na pewno będzie lepiej, sama zobaczysz.
Mówiąc to, delikatnie uśmiechnęłam się do Szpadki, która mimo wszystko postarała się jakoś odwzajemnić ten gest. Poklepałam ją po ramieniu i przekazałam w ręce Astrid, która od razu przytuliła ja do siebie i ruszyła powoli za Emorem, który postanowił zabrać do domów bandę Smarka. Spojrzałam za nimi smutno, zdejmując swoją maskę z twarzy, a z moich oczu momentalnie popłynęły łzy. Nie.. nie mogę.. muszę być silna dla nich..
-Pokomplikowało się, co? -zagadał do mnie cicho wódz Berk.
-Niestety tak. -odpowiedziałam, patrząc na słońce, które już prawie cale zaszło.
Ten zachód słońca symbolizował odchodzącą nadzieję na odzyskanie mojego kochanego braciszka. Westchnęłam ponownie i otarłam już którąś z rzędu łzę. Wolnym krokiem razem ze Stoikiem ruszyłam w stronę chaty Czkawki i Eliny, gdzie byli opatrywani ranni.
-Myślisz że są jakieś szanse na odzyskanie go? -zapytał mnie po chwili szczerze zmartwiony Stoik.
Dosłownie stanęłam jak wryta. Spojrzałam na niego, powoli analizując wypowiedziane przez niego słowa. Stoik Ważki, mężczyzna, który przez prawie cały czas udawał, że jego syn nie istnieje, nie żyje, teraz się o niego martwi? Nie zapytał czy może już płynąć na swoją zakichaną wyspę, tylko martwi się o Czkawkę? Coś mi tu śmierdzi.
-Eee.. co? -zapytałam całkowicie zdezorientowana.
Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony, również się zatrzymując.
-Myślisz, że uda się odzyskać normalnego Czkawkę? -ponowił pytanie.
Moja szczęka wylądowała na ziemi. O kurde, on naprawdę się o niego martwi.
-Nie wiem. -odpowiedziałam mu w końcu normalnie, ponownie ruszając w stronę chaty. -Nie mam zielonego pojęcia, tylko Elina może to wiedzieć.
-Ale ten smok poleciał za nim.
-Ale to o niczym nie świadczy. -ucięłam szybko, otwierając drzwi.
On zachowuje się jak Astrid wtedy w twierdzy, wypowiada się na temat, o którym nie wie nic. Bez wahania weszłam do środka domu, w którym było mnóstwo lekko zakrwawionych bandaży oraz unosił się intensywny zapach ziółek.
-Elina, jesteś tu? -zapytałam, wchodząc głębiej do pomieszczenia.
-Tak, tak. -odpowiedziała mi, wychodząc z kuchni. -Już skończyłam i sprzątam teraz to wszystko.
Czując się tu jak u siebie w domu, usiadłam sobie na okrytej w futra kanapie, a w moje ślady poszedł Stoik.
-Jak się trzymasz? -zapytałam ją bez owijania w bawełnę.
Dziewczyna od raz zatrzymała się i spojrzała na mnie z łzami w oczach. Tym jednym pytaniem zdołałam ją doprowadzić na skraj wytrzymałości? Już miałam coś dodać, aby naprawić sytuację, ale dziewczyna mi to uniemożliwiła.
-Sama nie wiem. -rzuciła wszystko na podłogę i usiadła tuż obok mnie. -Jest mi tak strasznie ciężko z myślą, że to może być koniec z nami.
-Nawet tak nie mów! -krzyknęłam i od razu ją przytuliłam. -Na pewno coś da się z tym zrobić.
Elina nie odpowiedziała mi, tylko spojrzała w stronę okna, za którym zrobiło się już ciemno.
-Już ciemno. -wstała i nie przejmując się nami udała się w stronę schodów, lecz tuż przy barierce odwróciła się w naszą stronę. -Idę spać, jutro pogadamy.
Wiedząc, że Elina potrzebuje chwili dla siebie, wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę wyjścia. Może kolejny dzień przyniesie coś lepszego?
Nawet nie wiesz jaka niespodzianka was jutro spotka..
![](https://img.wattpad.com/cover/177982599-288-k945726.jpg)
CZYTASZ
Wszystko i nic
Fanfiction"-Czy my go kiedyś odzyskamy? - zapytałam ze łzami w oczach Szczerbatka. -Czy jest na to jakaś, jakakolwiek szansa? Smok spojrzał na mnie smutno i cicho westchnął. On chyba też tracił powoli nadzieję." Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Ktoś umier...