Rozdział 3

757 80 28
                                    

Pov. Szczerbatek

Obudziły mnie jakieś ruchy tuż pod moim brzuchem i nagłe zetknięcie się z czymś ciepłym. Ciepłym i bardzo sypkim. Zdezorientowany, otworzyłem zaspane ślepia i rozejrzałem się po plaży, przy okazji oblizując mordkę. Hmm.. zjadłbym coś, może w stajni nadal są jakieś dor.. zaraz, zaraz, gdzie ja jestem? Natychmiast podniosłem się do góry i jeszcze raz rozejrzałem się po okolicy. Na pewno nie jest to Słoneczne wyspa, ani Mglista, a więc jaka? Wraz z powolnie odpływającym ode mnie snem, zacząłem coraz to bardziej trzeźwo myśleć. Momentalnie uderzyły we mnie wydarzenia z wczorajszego dnia, walka z Drago, nasze zwycięstwo, zmiana Czkawki i późniejsze polecenie oraz rozmowa z nim. Na wszystkie dorsze świata, oby Czkawka tylko nie odleciał beze mnie! Patrzę w lewo, mały, przerzedzony lasek, patrzę na prawo, piasek, patrzę na wprost, łąka. Momentalnie spanikowałem, kiedy nie mogłem go nigdzie dostrzec. Nagle usłyszałem za sobą lejącą się wodę, więc szybko odwróciłem się w stronę morza, oddychając przy tym z ogromną ulgą. Był tam, tuż przy tafli wody i jak gdyby nigdy nic mył sobie twarz. Szczęśliwy, dosłownie podskakując, udałem się w jego stronę, a gdy ten się obrócił do mnie przodem, natychmiast rzuciłem się na niego i zacząłem lizać po twarzy. Nie wiem, co mną wtedy kierowało, przyzwyczajenie czy też radość z jego obecności, ale po prostu zrobiłem to. Chłopakowi jednak to się nie spodobało i szybko oraz bez uprzedzenia zmienił się w malutką, brązową myszkę. W tej postaci błyskawicznie wydostał się spode mnie i stanął jakieś dwa metry dalej. Kiedy tylko zorientowałem się, że nie liże jego twarzy, tylko piasek, to bez wcześniejszego zastanowienia, pobiegłem w jego stronę.
-Nawet nie próbuj. -powiedział z wręcz jadem w głosie .
Zamurowało mnie. Nie wiem jakim cudem, ale powiedział to z jeszcze większym chłodem i dystansem niż wczoraj. Tym razem się nawet lekko przeraziłem.
Czas nie będzie na was czekał.
Spojrzałem na niego, uważnie badając każdy milimetr jego nadzwyczajnie bladej twarzy. Czy to możliwe, że przez jedną noc coś jeszcze mogło się zmienić? Przecież wczoraj jeszcze w miarę normalnie ze mną rozmawiał, przez co myślałem, że nie jest aż tak źle. Jednak chyba się pomyliłem. Czkawka bez słowa wyminął mnie i ponownie podszedł do wody w celu spróbowania zmycia z siebie mojej śliny. Przyjrzałem się przyjacielowi i spostrzegłem, że na swoim stroju miał zakrwawione ślady i mnóstwo rozdarć na ramionach, piersi i prawej nodze. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że podczas walki tak często został zraniony, chociaż.. to było do przewidzenia, walczył z dziesięcioma na raz praktycznie cały czas, no i samodzielnie pokonał większość. Westchnąłem, gdy tylko chłopakowi udało się jakimś cudem doprowadzić swoje włosy i twarz do w miarę normalnego wyglądu. Ciekawe co będzie dalej.
-Ja lecę, a ty rób co chcesz. -oznajmił w ludzkim języku tak chłodno, że aż przeszła mnie gęsia skórka, a to zdarza się bardzo rzadko.
Bez dodatkowych komentarzy zmienił się w Nocną Furię i z prędkością światła wystartował ku niebiosom. Skierował się w stronę Mglistej wyspy, a ja bez wahania wzbiłem się sekundę po nim do góry i po chwili byłem tuż obok niego.

Pov. Czkawka

Lecieliśmy w ciszy przez dobre dwie godziny. Nie miałem jakoś specjalnie ochoty przez ten czas z nim rozmawiać, ba nawet nie mam już o czym. Czuję z nim taką sama więź jak z każdym innym smokiem, nic więcej, nic mniej. To tak jakby wszystko, co kiedyś kochałem w jednej chwili straciło swoją wartość. Co prawda nie wiem za dużo o przemianie w pierwotnego ani o jego typowych zachowaniach, ale rozum mi podpowiada, że to właśnie przez to. Moja mama sama nie za wiele pisała o tego rodzaju wampirach z prostego powodu, było ich bardzo mało. Każdy normalny wampir miał tylko podstawową wiedzę na ich temat. Pamiętam jak kiedyś jednak Drago nie wiedząc czemu, jak gdyby nigdy nic usiadł na wprost mojej celi i zaczął mi trochę opowiadać o sobie. Do tej pory nie mam zielonego pojęcia, dlaczego to zrobił. Doskonale pamiętam jego wyidealizowane słowa o tym, że bycie pierwotnym to takie uwolnienie od wszystkiego, co w życiu nie jest potrzebne, że daje prawdziwą jasność umysłowi i nie trzeba sobie zaprzątać głowy zbędnymi rzeczami takimi jak miłość czy przyjaźń. Przedtem nie brałem do siebie jego słów, sądziłem że to kłamstwo jak praktycznie wszystko, co mi mówił. Jednak teraz już wiem, że akurat w tej kwestii miał rację. Niby całe życie wiedziałem, że chce chronić i ratować smoki, no bo w końcu to wspaniałe i nad wyraz inteligentne stworzenia. No i robiłem to.. do czasu, kiedy to pojawiła się Elina, wszyscy uwolnieni przeze mnie ludzie i różne, nadzwyczaj głupie wygłupy ze Szczerbatkiem. Wtedy jakoś tak mój cel zszedł na boczny tor. Oczywiście ratowałem smoki i to bardzo często, ale nie miałem jakiegoś konkretnego planu na zakończenie wojny między ludźmi a smokami. Nie to co teraz. Nawet nie zauważyłem, kiedy wlecieliśmy w mgłę otaczającą Mglistą wyspę. Już bez zbędnych przemyśleń, od razu skierowałem się do mojego pokoju, którego duże okno jest w górze. Zrobiłem szybki skręt w powietrzu i gładko wleciałem przez okno do środka, przemieniając się w człowieka na parę sekund przed dotknięciem drewnianej podłogi. Nocna Furia oczywiście nie dała mi spokoju i również wylądowała w pokoju. Na jej widok przewróciłem oczami.. mógłby się odczepić, dosyć mam swoich problemów, nie potrzebuję jeszcze dodatkowych. Westchnąłem i nie wiedzieć czemu dopiero teraz przyjrzałem się swojemu kombinezonowi, a raczej temu, co z niego zostało. Był cały zakrwawiony i poprzecinany przez wszelkiego rodzaju miecze, a do tego nie wiedzieć od czego, ale się lepił, blee.. Chyba nawet nie będę go próbował naprawiać czy czyścić. Ignorując całkowicie obecność Szczerbatka zacząłem go ściągać, oczywiście uprzednio wyciągając z niego wszystkie kartki oraz noże jakie miałem przy sobie. Szybkim krokiem podszedłem do szafy i wyciągnąłem udoskonalone, skórzane spodnie z ogromną ilością małych kieszonek, pasków i skrytek, bladozieloną koszulkę i nieskończoną jeszcze górę od całego kombinezonu. Była ona czarna tak samo jak spodnie z również paskami oraz kieszonkami, ale nie była zapinana. No cóż, jakoś ostatnio nie miałem czasu, aby ją skończyć. Z tymi rzeczami żwawym krokiem ruszyłem w stronę łazienki, aby się od razu umyć. Na szczęście smok tym razem za mną nie poszedł, a w pokoju nawet odwrócił głowę w drugą stronę. Czy to aby za sprawą tego, że byłem całkowicie nagi? Prychnąłem się pod nosem, czyżby Szczerbatek wstydził się? Spojrzałem w coś na kształt lustra, w dalszym ciągu przemywając swoje ciało. Czy ja czułem wtedy wstyd? Zastanowiłem się i doszedłem do wniosku, że w tej chwili było to dla mnie obce uczucie.. takie.. odległe. Za dużo myślę. Szybko dokończyłem kąpiel i uprzednio ubrawszy się, wyszedłem z łazienki. Ponownie udałem się do swojego pokoju i od razu skierowałem się w stronę biurka. Stanąłem przed nim i założyłem ręce na biodrach, przyglądając się mapie całego zwiedzonego przeze mnie Archipelagu, która była przyczepiona do ściany. Hmm.. jest tu sporo wysp, które już są pojednane ze smokami, ale na paru nie kojarzę, żebym był. Słysząc ciche kroki za sobą, schyliłem się i otwierając jedną z dolnych szafek przy biurku, wyjąłem z niej stos papierów. Po kolei zacząłem przeglądać traktaty pokojowe i zaznaczać na mapie węglem wyspy, z którymi na pewno je miałem.
-Co robisz? -zapytał niepewnie smok, podchodząc do mnie.
Na chwilę oderwałam się od tej czynności i spojrzałem na niego. Wywróciłem oczami, kiedy zobaczyłem jego szeroki uśmiech i pełne nadziei oczy.
-Patrzę, których wysp nie atakować. -mówię obojętnie, wracając do przeglądania papierów.
Taka prawda, nie obchodzi mnie to czy ludzie przeżyją czy też nie, liczy się tylko to, aby smoki przestały być krzywdzone.
-I tak każdą po kolei sprawdzasz? -dopytuje.
Serio Szczerbatku, serio? Nie widać, że przeglądam i sprawdzam?
-Tak. -warknąłem na niego groźnie.
Bum.
Nagle poczułem olbrzymi ból w klatce piersiowej, takie jakby kłucie w miejscu, gdzie było moje ludzkie serce. Szybko się złapałem się grubej krawędzi biurka i zacząłem głośno sapać. Jednak ból ciągle narastał i nic nie zapowiadało końca moich męczarni. Po sekundzie zaczęło robić mi się bardzo gorąco i ciemno przed oczami, więc powoli usiadłem na podłodze. Spanikowany smok nie wiedział, co się ze mną dzieje, więc szybko do mnie podszedł i położył swoją mordkę na moich kolanach, jakby w geście pocieszenia. Jaki on jest kochany, mój smoczek. Zamknąłem oczy i powoli zaczynałem brać coraz to głębsze wdechy, chcąc jakoś opanować ból.
Bum.
Dosłownie po siedmiu sekundach wszystko wróciło do normy, a nagłe uczucie gorąca zniknęło i zostało zastąpione tak bardzo kojącym chłodem.
-Już lepiej? -zapytał zmartwiony, kiedy tylko otworzyłem ponownie oczy.
-Chyba.. -wyszeptałem nadal będąc w lekkim szoku przez zaistniałą sytuację.
Smok spojrzał mi w oczy i posłał kojący uśmiech. Lekko otumaniony spojrzałem na niego spod półprzymkniętych powiek i również się uśmiechnąłem. Szczerbatek spojrzał na mnie zszokowany.
-Czy ty..
Nie odpowiedziałem, bo moje ciało do reszty zostało wypełnione przez przyjemny chłód, a przez to z mojej twarzy zniknął uśmiech i ponownie pojawiała się obojętność. Teraz znów nie czuję nic, nawet bólu.
-Nie wiem o czym mówisz. -powiedziałem obojętnie, wstając.
Smok obserwował moje ruchy bardzo uważnie, a gdy tylko stanąłem do niego przodem, natychmiast się ode mnie odsunął.
-Czkawka, ty krwawisz..
Dotknąłem szybko swojej koszulki, która w okolicy miejsca przebicia mieczem Drago była faktycznie morka. Spojrzałem na swoją dłoń, na której była czarno czerwona substancja. Błyskawicznie pozbyłem się górnej części niezapiętego kombinezonu i od razu ściągnąłem przesiąkniętą krwią koszulkę. Delikatnie schyliłem głowę i zobaczyłem, że rana, którą spowodował miecz Drago ponownie się otworzyła.
-Ale jak to możliwe? -zapytałem po cichu siebie. -Przecież już wczoraj pod wieczór nie było żadnego śladu po niej..
Trzymałem tak lekko zakrwawioną bluzkę i wpatrywałem się w swoją klatkę piersiową, myśląc jak to logicznie wytłumaczyć. Gdy ja tak myślałem, to Szczerbatek bez słowa podszedł do mnie i ruchem głowy kazał mi wyciągnąć rękę z koszulką. Wywróciłem oczami na myśl, że ten gad chce mi pomóc w czymś, co rozumie w jeszcze mniejszym stopniu niż ja. Jednak powoli wyciągnąłem rękę, a ten podarował mi trochę swojej śliny na bluzkę. Od razu zrozumiałem o co mu chodziło i po chwili przyłożyłem ją do ponownie otwartej rany. W sumie to nie był głupi pomysł, bo od lat wiadomo, że ślina Nocnej Furii ma działanie lecznicze. Co prawda nie pomagała mi, gdy byłem normalnym wampirem, ale no kto wie co teraz może zdziałać. Trzymałem ją przy swoim ciele dobre pięć minut i niestety nic nie działało. Kiedy Szczerbatek pomógł Elinie to zadziałało w trzy minuty, więc no..
-W Nawiedzonym Lesie jest taka roślina, która ma móc uzdrawiania. -powiedział do mnie. -Pamiętasz ją może?
Smok ma rację. Kiedyś, kiedy to w stanie krytycznym i na ogromnym głodzie udało się mi oraz Szczerbatkowi uciec z więzienia Drago, od razu przylecieliśmy tutaj. Smok miał na całe szczęście tylko nieliczne zadrapania, natomiast ja.. umierałem przez w dużym stopniu spowolnioną regenerację. Pamiętam, że ostatnią nadzieją był kwiat czarnej orchidei, który rośnie tylko w Nawiedzonym Lesie. Ma on niesamowitą moc uzdrawiania, powoduje, że nawet najpoważniejsze rany goją się w okamgnieniu.
-Pamiętam. -powiedziałem, wydzierając zakrwawione miejsce i biorąc czystą koszulkę z krzesła. -Chodźmy.
Na szczęście z rany już nie leciała krew.. ale ona nadal była, co mnie bardzo niepokoiło. Ciekawe w jaki sposób mogła ponownie powstać.
Spodziewaj się niespodziewanego.

***

Jak myślicie, co się dzieje z Czkawką? I z czym może to mieć związek?
Na dzisiaj starczy, bo jeszcze Wam się znudzi xD w niedzielę (jutro) pojawi się o godzinie 12 rozdział 4, o 13.30 rozdział 5, a o 15 rozdział 6 i mini maraton dobiegnie końca. Więcej informacji pojawi się jutro, także..
Do jutra <3

Wszystko i nicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz