Pov. Szczerbatek
Po krótkiej rozmowie z Eliną zrozumiałem coś bardzo ważnego. Już nie chodzi o to, że ta dziewucha jest winna całej tej sytuacji, ale o to, że on był przy mnie w każdej chwili, dobrej lub złej. Doskonale pamiętam jak na początku naszej przygody na wyspie Słońca tamtejsi mieszkańcy stosowali smoczy korzeń jako nawóz do swoich warzywek w ogródkach. Oczywiście nie poinformowali nas o tym i przez parę dni czułem się nieswojo, a gdy nadszedł czas użyźniania gleby, delikatnie mówiąc zwariowałem. Rzucałem się na lewo i prawo, strzelając wszędzie i do każdego, nawet do Czkawki. Ludzie byli przerażeni, w sumie kto by nie był, bo nie dość, że smok i to nie byle jaki, bo to Nocna Furia to jeszcze z całkowicie postradanymi zmysłami. Można śmiało powiedzieć, że siałem większe zniszczenie niż taka cała gromadka bliźniaków Thorston. Wtedy tylko on odważył się podejść do mnie, być przy mnie w tej sytuacji i wspierać. Szczerze mówiąc to nadal nie wiem jakim cudem, ale zabrał mnie stamtąd, uprzednio każąc odkazić ziemię mieszkańcom. Nie obchodziło go, że nie jestem sobą, był przy mnie jak prawdziwy przyjaciel, jak brat i co najważniejsze, pomógł mi. Nie zostawię go, po prostu nie mogę. Moje serce każe mi być przy nim, pilnować go mimo wszystko, nawet gdyby miał zostać bezduszną i brutalną istotą na zawsze. Szybko wzniosłem się w powietrze, uprzednio dając znać reszcie smoków, że już jest bezpiecznie i mogą odlecieć. Większość ich była z nieznanych mi terenów, bo zostały uwolnione z niewoli Drago. Smoki, które nam pomagały wróciły na Mglistą wyspę, a parę tylko zostało na Słonecznej wyspie. Podczas lotu w mojej głowie powoli zaczął się układać dobry, choć bardzo ryzykowny plan. Chociaż.. jak to zawsze mawiał mi Czkawka, bezczynnością nic się nie osiągnie. Leciałem bardzo szybko, chcąc pokonać jak najwięcej odległości, która dzieliła mnie od Czkawki w jak najkrótszym czasie. Szło mi to całkiem sprawnie, jak widać cała ta walka oraz przemiana wpłynęła na poziom jego energii i nie jest w stanie fizycznie lecieć z maksymalną prędkością. Trzymałem się paręnaście metrów za nim, aby przypadkiem nie dowiedział się zbyt wcześnie o mojej obecności. Lecimy na północ, czyli w rejony bardzo nam znane. Zgodnie z moim planem zaraz po prawej stornie powinna pojawić się mała, tak na oko z trzy lub cztery razy mniejszy od Mglistej wyspy wyspa. Westchnąłem, zaraz trzeba będzie zacząć realizować niezbyt przyjemny plan. Może chociaż uda się z nim jakoś pogadać, przekonać bym mu mógł towarzyszyć.. a co jeśli będzie chciał mnie zabić?
-Ogarnij się Szczerbatek. -powiedziałem do siebie pod nosem. -Nie skrzywdzi cię.
Leciałem jeszcze kawałek, cały czas kontrolując odległość od wysepki, która grała tu kluczową rolę. Dobra.. teraz, albo nigdy. Przyspieszyłem i ustawiając się pod odpowiednim kątem, strzeliłem w Czkawkę najdelikatniej jak umiałem. Chłopak natychmiast stracił równowagę i pod wpływem mojego idealnie wyważonego oraz ukierunkowanego uderzenia, zaczął spadać w stronę złotej plaży. Najwyraźniej naprawdę go zaskoczyłem, bo nawet się nie bronił, nie zareagował w żaden sposób. Może się zamyślił? To bardzo prawdopodobne, bo często potrafił bujać w obłokach. Szybko poleciałem w jego stronę i gdy już miałem złapać jego smocze ciało, nagle z niewiadomych powodów zaczął się przemieniać w człowieka. Mimo chwilowego zdezorientowania, udało mi się złapać spadającego przyjaciela i po chwili gładko wylądowaliśmy w zacienionym obszarze plaży. Delikatnie położyłem wampira na piasku, a on natychmiastowo, czując najpewniej grunt pod nogami podniósł się. Z chwilowym zdezorientowaniem w oczach rozejrzał się po wyspie.
-Agh.. -uderzył się w czoło. -Trzeba było tyle nie myśleć.
Nagle skierował na mnie swój wzrok.
-Zaraz, zaraz.. ty to zrobiłeś? -zapytał z wyczuwalnym już chłodem w głosie.
Skruszony, spojrzałem w jego czarne jak noc oczy, w których nie widziałem już dawnych iskier radości i nieśmiało pokiwałem łbem. Mężczyzna wstał i otrzepał swój czarny kombinezon z piasku. W jednej chwili zamarł i mrużąc oczy, spojrzał na zachodzące już słońce, po czym westchnął zmęczony. Coś czuję, że chyba już dalej nigdzie nie poleci, tylko zostanie tu i odpocznie. Powolnym krokiem podszedł do mnie. Skorzystałem z okazji i przyjrzałem się miejscu, w które celowałem. Na szczęście nie miał żadnych uszkodzeń po moim uderzeniu.
-Wiesz, że gdybyś nie był smokiem, to już dawno leżałbyś martwy? -zapytał z złowieszczym uśmiechem, w którym nie było ani krzty radości.
Nie powiem, trochę mnie to zabolało.
-Pamiętasz mnie? -zapytałem cicho i niepewnie, starając się zignorować jego słowa.
Roześmiał się z obojętnością, która coraz to bardziej raniła moje serce. Muszę to wytrzymać.. dla niego.
-Oczywiście, że cię pamiętam Szczerbatku. -położył dłoń między moje nozdrza, dokładnie tak samo, jak w tym pięknym dniu, kiedy to się poznaliśmy. -Zestrzeliłem cię, razem uciekliśmy z Brek, ratowaliśmy smoki. -zawahał się na chwilę. -Byliśmy jak bracia.
Czy to może być jakiś przełom, w końcu.. bracia.. powiedział to! Na moją mordkę wszedł nikł uśmiech nadziei. Może nie jest aż tak źle jak mi się wydawało? Może gdzieś tam głęboko nadal jest mój kochany Czkawka. Chłopak nagle zabrał swoją dłoń i odsunął się ode mnie.
-No cóż.. było minęło, nie ma co rozpamiętywać. -wzruszył ramionami. -Mam teraz inne sprawy na głowie niż latanie z tobą i bawienie się. -odparł obojętnie, po czym zaczął się jak gdyby nic przeciągać.
Jemu byłem już obojętny.. wychodzi na to, że naprawdę nie czuł już dawnej więzi ze mną. W tym momencie brutalna rzeczywistość uderzyła we mnie jak wiadro z lodowatą wodą. To nie może być prawda! On nie może mnie tak po prostu zostawić! Nie! W końcu zrozumiałem, że to prawda, że to Elina odebrała mi mojego przyjaciela, mojego brata. Warknąłem wściekły, zwracają tym samym na siebie uwagę. Posłał mi pytające spojrzenie, a co ponownie warknąłem.
-Jak chcesz. -mruknął, wzruszając znów ramionami.
Chłopak nie patrząc na mnie udał się na sam środek plaży i usiadł sobie. W akompaniamencie szumu fal patrzył na zachodzące słońce, które muszę przyznać, prezentowało się dzisiaj przepięknie. Słońce już w połowie zniknęło za horyzontem, barwiąc niebo na wręcz krwisty kolor, który momentalnie przypomniał mi o dzisiejszych wydarzeniach. Szybko potrząsnąłem mordką, odganiając złe myśli. Spojrzałem na przyjaciela i zacząłem iść w jego kierunku.
-Czkawka.. -odezwałem się cicho, będąc już przy nim. -Mogę się przysiąść?
-Możesz sobie stąd lecieć, masz w końcu automatyczną lotkę. -odpowiedział, nawet na mnie nie patrząc.
-Ale.. -próbowałem.
-Nie potrzebuje towarzystwa. -dodał twardo.
Do moich oczu zaczęły napływać słone łzy. Zacząłem szybko mrugać, aby się ich pozbyć, aby on ich nie zobaczył. Usiadłem jakieś dwa metry od prawej strony chłopaka i patrząc na niego, brałem głębokie wdechy. Spokojnie Szczerbek.. on nie jest sobą.. prawdziwy Czkawka nigdy by tak nie powiedział do ciebie.. spokojnie Szczerbatek.
-Ale ja potrzebuję twojego. -szepnąłem załamany.
Chłopak szybko odwrócił wzrok w moją stronę i przenikliwie spojrzał na mnie. Pod wpływem jego wzroku wzdrygnąłem się. Nie mam pojęcia czy zrobił to specjalnie, czy też nie, ale ta czerń.. jedna, wielka, pusta czerń mnie przeraża.
-Jak se chcesz. -machnął ręką.
Jest nadzieja! Szybko podreptałem do niego i położyłem swoją mordkę na jego wyprostowanych nogach. Nagle poczułem jego dłoń na głowie.. on.. on mnie głaskał! Nie wierzę! Zacząłem cicho mruczeć, czując się jak dawniej.
-Nic się nie zmieniłeś. -westchnął chłopak. -Nie to co ja.
Spojrzałem na niego zdziwiony. To on wie co się stało? W sensie.. ma tą świadomość?
-Tak, wiem. -powiedział nie patrząc na mnie. -Wiem, że ranię ciebie, że zraniłem Elinę, swoich ludzi. -zatrzymał się, jakby rozmyślając nad czymś. -Ale jakoś nie specjalnie mnie to teraz obchodzi.
Aż się podniosłem ze zdziwienia.
-Nie patrz tak na mnie. -położył się na piasku i zamknął oczy. -Czuję.. taką jedną, wielką pustkę, wiesz?
Tą pustkę widać w twoich oczach Czkawka i to nawet nie wiesz jak bardzo. Przybliżyłem się do niego i położyłem głowę na jego brzuchu, cały czas uważnie go obserwując.
-Uwierz mi Mordko, pamiętam wszystkie te emocje, które kiedyś czułem.. wiem, kiedy je czułem. -przerwał, jakby się ponownie nad czymś zastanawiając. -Ale teraz jest inaczej, teraz wszystko jest takie szare, takie.. puste. -powiedział z obojętnością.
Zrobiło mi się go ogromnie szkoda. Nawet nie chce wiedzieć, przez co teraz przechodzi.
-Nie martw się, nie rusza mnie to. -stwierdził. -Teraz po prostu mam cel. -powiedział, ponownie kładąc mi rękę na głowie. -Chcę uwolnić wszystkie smoki i pozbyć się kolejnych plemion, które je zabijają. No może ewentualnie zawrzeć z nimi pokój, oczywiście jeśli nie będą stawiać oporu. -zaczął się uśmiechać groźnie. -W sumie to mogli by się stawiać, miałbym chociaż porządną wyżerkę.
Tak jak mówili jego przyjaciele, planuje dalej pomagać smokom, co w sumie nie jest niczym dziwnym. Tyle że przy tym zamierza pozabijać wielu ludzi.
-A teraz co zamierzasz? -zapytałem ciekawy.
Przecież nie poleci od razu gdzieś.. chyba.
-Wypadałoby uporządkować pewne rzeczy, naprawić, sprawdzić i tym podobne, ale to dopiero jutro, bo muszę się zregenerować.
Spojrzałem na niego spod pół przymkniętych powiek. Jego głaskanie było tak przyjemne i kojące, że aż zachciało mi się spać, ale te słowa momentalnie mnie rozbudziły. Nie zamierzam wracać na Słoneczną wyspę.
-Lecę z tobą. -powiedziałem twardo.
Chłopak delikatnie podniósł się i spojrzał na mnie.
-Nie. -odpowiedział krótko, ponownie się kładąc na piasku.
-Proszę. -spojrzałem na niego tak jak kiedyś, gdy prosiłem o to by specjalnie dla mnie złowił parę dorszy. Wtedy to działało, to może teraz też zadziała.
-Nie.
Kurde, nie mogę go stracić. Nie teraz, nie w tej chwili, po prostu chcę być przy nim mimo wszystko. Nawet, gdybym miał trzymać się gdzieś z tyłu.
-Będę ci tylko towarzyszył, nie musisz nawet ze mną rozmawiać. -powiedziałem ostatecznie przygaszony.
Wszystko, byle żeby być obok niego.
-Widzę, że nie dajesz za wygraną, z resztą jak zawsze. -westchnął. -Z racji tego co nas ŁĄCZYŁO. -powiedział z naciskiem na ostatnie słowo. -Możesz z rana lecieć ze mną.
Ucieszyłem się, jakbym dostał z milion dorszy i ze spokojem oddałem się w ramiona błogiego snu, czując pod sobą lodowate ciało przyjaciela.
A czas nieubłagalnie biegnie do przodu..***
Się dzieje.. xD powoli coś się dzieje. Jak myślicie, Czkawka odleci szybciej czy może jednak poczeka na Szczerbatka?
Kolejny rozdział o 15 <3
CZYTASZ
Wszystko i nic
Фанфик"-Czy my go kiedyś odzyskamy? - zapytałam ze łzami w oczach Szczerbatka. -Czy jest na to jakaś, jakakolwiek szansa? Smok spojrzał na mnie smutno i cicho westchnął. On chyba też tracił powoli nadzieję." Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Ktoś umier...