Rozdział 13

533 61 24
                                    

Pov. Szczerbatek

-..jakieś dwa lata temu Czkawka razem z Szczerbatkiem polecieli na wyspę Maków.. -kontynuował Albrecht, ale Elina mu natychmiast przerwała.
-No tak, mieli tam problem ze smokami, no ale co to ma do rzeczy?
Dziewczyna była bardzo niecierpliwa, co chyba niezbyt przeszkadzało najwyższemu wikingowi ze wszystkich tutaj zebranych. W sumie nie ma się co dziwić, miesiącami musiał znosić Czkawkę i tą jego niecierpliwość.
-No właśnie nie. -Elinie wręcz oczy wyszły na wierzch z zaskoczenia. -Kłamał.. kłamaliśmy oboje. Wiem, że byłaś wtedy trochę na niego zdenerwowana przez te ryzykowne akcje.
-Przejdźmy do sedna. - dziewczyna powiedziała to tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Położyłem się na zimnej podłodze i patrzyłem tępo w ścianę, bojąc się napływu wspomnień z tamtego dnia.
-Tego dnia Łowcy zaatakowali tą wyspę.. -mężczyzna nie wiedział jak ubrać to w słowa. -Było ponad dwadzieścia statków Łowców, okołu stu osiemdziesięciu ludzi. -w pomieszczeniu nastała przerażająca cisza, nikt nawet nie odważył się wziąć wdech. -Nie będę ukrywać, sam nie znam wszystkich szczegółów, ale jak znam życie, to chciał pokonać wszystkich sam, aby nikt inny nie ucierpiał.
To była prawda, Czkawka zagonił wtedy wszystkich ludzi do ewakuacji tamtejszej wioski, nawet najlepszych wojowników, przez co na polu bitwy zostałem tylko ja i on.
-Nie wrócili od razu na Słoneczną wyspę, bo Szczerbatek ostatkiem sił postanowił tutaj przylecieć. -tu się nie do końca zgodzę, bo to właśnie ten szalony szatyn nie chciał martwić swojej ukochanej i nie pozwolił mi wrócić od razu do domu. -Smok był na skraju wycieńczenia, a Czkawka.. ledwo przytomny. Na ciele miał wiele śladów po strzałach, lewą rękę całą zakrwawioną, a na brzuchu i plecach pełno cięć. -Albrecht starał się mówić, ale szło mu to z coraz to większym trudem. -Jaa.. widząc jego stan i brak regeneracji, po prostu dałem mu swoją krew. Mimo, że był półprzytomny to i tak nie wziął więcej niż dwa łyki.
-Ode mnie też nie wziął więcej.. -chyba dodała bardzo cicho Elina, ale uznałem, że mi się przesłyszało. -Ale dlaczego jego ciało się nie regenerowało? I dlaczego aż tak oberwał?
Przez jej falę pytań uderzyły we mnie nieprzyjemne wspomnienia.
-Mówił mi, że groty strzał były nasączone wywarem ze Smoczego Korzenia. -odpowiedział jej jednym zdaniem, które dawało tak wiele do myślenia.
Przecież ten ból, jaki mój przyjaciel odczuwał po dostaniu z dwudziestu takich strzał musiał być ogromny, a żeby jeszcze walczyć.. podziwiam go. Nie wtrącałem się ani słowem w tą opowieść, mimo że miałem naprawdę dużo do dopowiedzenia. Ale to może nawet i lepiej, że nikt poza Czkawką nie rozumie smoczego, bo te szczegóły nie są zbyt przyjemne. W sumie to nawet cieszę się, że najbardziej tragiczne szczegóły tego wydarzenia zostały między mną, a szatynem. Jak gdyby nie patrzeć, to oberwał wielokrotnie mieczem, strzałami, a raz przez nieuwagę jakiś Łowca odciął mu całkowicie lewą rękę. Wtedy cała jego energia została użyta w celu odtworzenia tej ręki, dlatego w późniejszym czasie była cała pokryta krwią. Co prawda energii nie starczyło na zagojenie reszty ran, a przez niezłą dawkę Korzenia.. no nie myślał zbyt racjonalnie. Będę szczery.. pomimo tego co się wydarzyło, to i tak jestem z niego dumny, bo radził sobie niesamowicie pomimo tak ogromnego bólu.
-No dobra.. -zaczęła wstrząśnięta Elina. -To mamy dwa z trzech składników..
-Dwa? A nie jeden? -wtrąciła się Selena.
Macie wszystko, tylko o tym jeszcze nie wiecie..
No właśnie.. przecież mamy krew Albrechta, moją.. ale o tym chyba nie wie. Czy ja o czymś nie wiem?
-No krew Albrechta i moja. -powiedziała pewnie. -Ty pewnie nie pamiętasz jak ci to opowiadałam, ale jak lecieliśmy na Śnieżną wyspę, to.. no razem z Wandalami wpadliśmy tam w pułapkę Drago. Pomijając zbędne szczegóły, to chcieli oni się dowiedzieć tego co zawsze, Czkawka nie zdradził i w ogóle. -powiedziała w skrócie. -Bynajmniej, no torturowali Czkawkę, a wiecie, że bez niego szansa na ucieczkę była zerowa. Był bardzo osłabiony, więc bez wahania dałam mu swoją krew. -czyli jednak się nie przesłyszałem. -Poza tym i tak nie mogłam patrzeć na to, jak on cierpi. Także.. mamy dwa z trzech składników.. znacie kogo, komu Czkawka dawał swoją krew, uzdrawiając go przy tym?
Pytanie było bardzo niepewne, a do tego słychać było w nim gasnącą nadzieję. Patrząc jej w oczy, wstałem i głośno mruknąłem dając o sobie znać.
-Ty? -zapytała niepewnie Selena z małymi iskrami radości w oczach.
Nie zaprzeczę, końcowe wydarzenia w Nawiedzonym Lesie pamiętam jak przez mgłę, ale jestem niemalże pewny, że to Czkawka mnie uratował. W końcu ta trucizna zabija nie tylko ludzi, ale też i smoki. Szybko i wyraźnie pokiwałem twierdząco na to pytanie, na co Elina zaczęła piszczeć ze szczęścia.
-No przecież! -krzyknęła szczęśliwa. -Czkawka jak tu przyleciał, to przecież zbadał cię jeszcze i powiedział, że za jakieś trzy godziny powinieneś się obudzić, a potem dodał, że będziesz lekko skołowany i otumaniony! -przekrzywiłem łeb w bok, nie rozumiejąc o co jej chodzi. -To są objawy napicia się krwi wampira w celu uzdrowienia.
Dziewczyna z radości klasnęła w ręce i od razu złapała czarną księgę, a ja zamyśliłem się. Czy to prawda? Czy Czkawka mnie uratował? Owszem, pamiętam, że walczyliśmy z dwoma wilkami i przez brak mojego skupienia dałem się drapnąć.. ale czy on wtedy nie był wobec mnie obojętny? Skupiłem się całkowicie, próbując przebić się przez mgłę wspomnień i przypomniałem sobie głos.. bardzo emocjonalnie zabarwiony głos.. Czkawki? Może był w tej fazie światłości, czy tam słabości, nie wiem, bynajmniej pamiętam również jakiś metaliczny smak.. możliwe, że krwi. Tak, to na pewno była krew. A potem.. potem ciemność i przebudzenie się na Słonecznej wyspie.. bez tych zadrapań. Na Thora, on dał mi swoją krew i uratował! Szybko i z ogromnym uśmiechem na mordce podszedłem do Eliny i zacząłem ją trącać. Chcę już działać, chcę już odzyskać przyjaciela!
-A więc jednak mamy całą mieszankę krwi dla niego. -powiedział.. o dziwo szczęśliwy Stoik. -Kiedy ją robimy?
-Krew na powietrzu bardzo szybko ulega krzepnięciu, więc wydaje mi się, że najlepiej będzie to zrobić jak się obudzi i będzie w tej fazie słabości. -przemówiła całkiem mądrze Elina.
-W sumie to ma sens. -wszyscy spojrzeli się natychmiast na dotąd milczącego Nopara. -No wiecie, nawet jakbyśmy chcieli mu podać teraz tą mieszankę, to pewnie by jej nie wypił..
-.. a tak to mamy większe szanse! -krzyknął zadowolony Emor. -Jakiś geniusz pisał tą książkę!
No całkowicie się z nim zgodzę, bo wszystko się ze sobą logicznie łączy.
-A może by tak trochę ciszej co? -po pomieszczeniu rozległ się charakterystyczny, przesiąknięty mrokiem i chłodem głos.. Czkawki?
Wszyscy natychmiast odwróciliśmy się w jego stronę. Moim oczom ukazał się blady szatyn z intensywnie czarnymi jak noc oczami, który jak gdyby nigdy nic siedział sobie na kanapie i patrzył na nas.
Oby nie było już za późno..

***

No więc no.. mamy skompletowaną mieszankę leczniczą dla Czkawki! Teraz tylko czekać na fazę słabości.. która może już w cale nie nadejdzie, he he.

No więc maraton dobiegł już całkowicie do końca. Mam nadzieję, że Wam się podobał i jesteście zadowoleni ^^

Jutro pojawi się normalnie rozdział o godzinie 12:00 i znów wracamy do starego schematu- rozdział raz w tygodniu. No niestety.. jak znów nazbieram parę rozdziałów, to też zroganizuję maraton.. ale to nie ma określonej daty.
Do jutra ;*

Wszystko i nicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz